Ech, ta dzisiejsza młodzież. Ten tekst będzie trochę nietypowy, ponieważ pewna jego część będzie tylko niemal dosłowną interpretacją nie moich słów. Sam bowiem dzieci nie mam, na zmianę tego stanu rzeczy się nie zanosi, ale w rodzinie mam takiego niewysokiego gamonia, która to pomogła mi przy niniejszym tekście (i też dzięki niej się opóźnił o dwa dni). Sandra jest moją siostrzenicą, lat ma piętnaście (TAK, TAK, już prawie szesnaście), z języka angielskiego jakimś specjalnym orłem nie jest, ale za to dużo czyta po polsku. Nie jest na pewno tym typowym ”statystycznym polakiem”, dla którego dotknięcie książki równoznaczne jest z oparzeniem dłoni. Komiksami się zbytnio nie interesuje, ale wiadomo – filmy i seriale lubi. A ponieważ jest też nieskażona uczestnictwem w fandomie, to bez kozery przyzna, że lubi zarówno serial animowany MŁODZI TYTANI jak i MŁODZI TYTANI: AKCJA!, a i przejęte przez HBO Max TITANS w sumie było spoko, ale najlepsza to i tak jest LIGA MŁODYCH. Tak, ogólnie rzecz ujmując lubi Młodych Tytanów. Dodam jeszcze, że o ile wspomniałem już, że lubi czytać, to zdecydowanie najchętniej sięga po typową literaturę dla tak zwanych young adults i nie ukrywam, że nieraz jak coś poleci, to sobie sięgnę, bo w gruncie rzeczy fascynuje mnie ta kategoria i jej intensywny rozwój w ostatnich latach. Sam jestem z tego pokolenia, które koczowało pod Empikami w oczekiwaniu na premiery kolejnych tomów ”Harry’ego Pottera”, które jest podręcznikowym wręcz przykładem literatury young adults, chociaż wtedy nikt tak tego nie nazywał i kto wie ile bym dziś czytał książek rocznie, gdyby nie magiczny świat wykreowany przez J. K. Rowling. Wielu z Was nawet nie wie, jak kapitalne opowieści skrywają się w kategorii książek dla ”młodych dorosłych”.
Na łamach komiksu MŁODZI TYTANI: RAVEN obserwujemy początkowo wypadek samochodowy. W jego wyniku matka zastępcza Rachel ”Raven” Roth ginie, a ona sama doświadcza amnezji. Na szczęście jej przybrana ciotka postanawia przejąć opiekę nad dziewczyną, która nie tylko próbuje odnaleźć się w nowej sytuacji, ale przy okazji kończy liceum i ma również typowe problemy z tym związane. Jednakże czym jest tajemniczy głos, który nieustannie słyszy w głowie? I dlaczego pod napływem silnych emocji może ona robić rzeczy nadludzkie.
Rozmawiając o samym początku MŁODZI TYTANI: RAVEN, moja siostrzenica i ja zgodziliśmy się ze sobą i oboje uważamy, że kilkanaście początkowych stron sprawia wrażenie nieco chaotycznie porozrzucanych, krótkich i pretekstowych scen. I o ile wygląda to na celowe działanie, podobne do takich klasycznych trzech minut odcinka serialu, które lecą przed openingiem, tak różnimy się w ocenie tego zabiegu. Sandrę to zdziwiło, ale nie przeszkadzało, gdyż dalsza część komiksu już zgrabnie ”płynie”. Dla mnie jest to wciąż taki segment, w którym scenarzystka pokazała, że nie czuje się za pewnie w używaniu języku komiksu (wszak znana jest głównie z pisania książkowych powieści), co trochę negatywnie nastawiło na dalszą część lektury. No ale właśnie, dalsza część ”płynie”.
Tu już byliśmy zgodni oboje. Gdy przebrniemy przez początkowe dwa rozdziały tego komiksu i fabuła wskakuje już na właściwe tory, zaczyna się robić już ciekawie. Kami Garcia nie odkrywa tu jakiegoś nowego lądu, ponieważ dostajemy ”typowy zestaw high school dramy”: a więc liceum, konkurs popularności czy też piękny bal absolwenta i do pełni schematyczności zabrakło tylko jakiegoś skrajnie bucowatego zawodnika szkolnej drużyny futbolu. O ile mi znowu nie do końca pasowało wpisanie Raven w tak oklepaną otoczkę, tak siostrzenica zwróciła mi uwagę (czym notabene, straszliwie mnie zaskoczyła), że być może właśnie w tym cała rzecz – wrzucić bardzo niezwykłą dziewczynę w chyba najbardziej zwyczajne realia życia i pokazać przy tym, że ona też sobie nie radzi i ma swoje zupełnie przyziemne problemy. I coś w tym faktycznie jest, bo na kartach MŁODZI TYTANI: RAVEN co rusz dostajemy bardziej lub mniej przesłodzone sceny (np. taka sekwencja z batonami to dla mnie nastoletnia, miłosna cukrzyca w wersji instant) z życia typowej licealistki, której od czasu do czasu zdarza się słyszeć głos zarąbiście potężnego demona.
Zapytałem Sandrę, czy jej zdaniem Rachel z niniejszego komiksu to wciąż Raven jaką zna i lubi? Dla mnie to kluczowe w całej linii komiksów DC dla młodych dorosłych, bo jednak nie chciałbym czytać komiksu, który ma na okładce napis ”Superman”, a w środku z całej postaci zostaje tylko strój i symbolika. Siostrzenica uznała, że tak i mamy tu wszystko to, co charakteryzuje Rachel, chociaż zmodyfikowane pod konkretnego czytelnika. I tu znowu pojawiła się słuszna moim zdaniem uwaga, że jednak MŁODZI TYTANI: RAVEN to pozycja głównie dla osób, które w komiksach nie siedzą za mocno, albo wręcz wcale, lecz kojarzą postać. Bądź co bądź żyjemy w czasach, gdzie chyba każdy wie, kto to w zasadzie jest Batman, ale czy ta osoba czytała już jakiś komiks z nim jest sprawą wysoce wątpliwą. Raven nie jest aż tak rozpoznawalną postacią, więc w teorii można było tu wsadzić dowolną postać, dać jej magiczne mojo oraz powiedzieć, że to Rachel. Ale nie – Kami Garcia w naszej opinii odrobiła pracę domową właściwie i pokazała czytelnikowi esencję postaci znanej z Tytanów, co może przełożyć się na zwiększenie zainteresowania tymi bardziej ”typowymi” komiksami DC. I tu warto też podkreślić rolę Gabriela Picolo oraz Davida Calderona.
Gdy zapytałem o to, co w zasadzie najbardziej podobało się Sandrze w MŁODZI TYTANI: RAVEN, odpowiedź była szybka – kolory. Tu wyjaśnię, że w komiksie zastosowano mocno stonowaną paletę barw, którą śmiało można nazwać ”wypłowiałą”. Żywsze kolory pojawiają się tylko w niektórych sekwencjach i od samego początku jasnym jest, szarości symbolizują emocjonalną pustkę, jaką przez większość czasu odczuwa główna bohaterka, zaś pojawiające się barwy wskazują momenty, rzeczy i osoby, które wzbudzają w Rachel uczucia, których praktycznie nie zna i wprawiają ją one w niemałe zakłopotanie. Jest to bardzo, że tak napiszę ”Raveńska” rzecz i do tego cieszy, że zostało to wykonane nie tylko z pomysłem, ale i należytą starannością. Przynajmniej nam obojgu warstwa graficzna komiksu bardzo przypadła do gustu.
Ale tu ode mnie uwaga do Egmontu – na tyle okładki możemy przeczytać, że Gabriel Picolo to debiutant. To nie jest prawda, ponieważ rysownik ten publikuje od jakiegoś czasu w swojej rodzinnej Brazylii, a MŁODZI TYTANI: RAVEN to jego debiut, ale tylko na rynku w USA.
Jak już wspomniałem wyżej, moja siostrzenica jest bardzo zadowolona z lektury i lada chwila będę jej musiał sprawić CATWOMAN: W BLASKU KSIĘŻYCA. Ja również żywię wobec tego komiksu ciepłe uczucia, chociaż na pewno nie jest on moim ulubionym spośród tych, które już przeczytałem z linii DC dla young adults. Niska cena (tomik idzie złapać nawet za około 23-24 złote), zerowy próg wejścia, odpowiednia scenarzystka na miejscu i przyjemna warstwa graficzna – moim zdaniem nic, tylko polecać i trzymać kciuki, by ta inicjatywa okazała się w naszym kraju strzałem w dziesiątkę.
Krzysztof Tymczyński z pomocą Sandry Ch.
MŁODZI TYTANI: RAVEN zostało pierwotnie opublikowane jako samodzielna powieść graficzna TEEN TITANS: RAVEN.
MŁODZI TYTANI: RAVEN do kupienia między innymi w sklepach Egmontu oraz ATOM Comics.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz