piątek, 5 marca 2021

ENDLESS WINTER

Dzisiaj słów kilka na temat eventu, który miał miejsce pod koniec ubiegłego roku. Ta skupiona w dużej mierze na Lidze Sprawiedliwości historia składała się z dziewięciu rozdziałów, rozegrała się w całości w grudniu i napisana została przez dwóch komiksowych weteranów - Rona Marza oraz Andy'ego Lanninga. Kiedy pojawiły się pierwsze zapowiedzi i ogólny zarys fabuły uznałem, że przecież już niejednokrotnie podobne rzeczy miałem okazję w przeszłości przeczytać/obejrzeć i raczej nie warto tracić czasu na tego typu opowieść. Ostatecznie jednak ciekawość zwyciężyła i zasiadłem do lektury ENDLESS WINTER, aby później czegoś nie żałować i przekonać się na własne oczy, czy duet wspomnianych przed chwilą twórców rzeczywiście ma do zaoferowania coś fajnego.

Omawiany event upchnięty został przez DC w bardzo specyficzny okres, czyli pomiędzy zakończone właśnie DEATH METAL, a rozpoczynający się za chwilę kolejny duży projekt, czyli FUTURE STATE. Osobiście byłem mocno wymęczony rozciągniętym do maksimum, niezwykle ambitnym i momentami ciężkim wręcz do strawienia, pokręconym i mieszającym przy okazji mocno w całym DCU wydarzeniem autorstwa Scotta Snydera i spółki, nie mając zbytnio ochoty pchać się dobrowolnie w jeszcze jeden podobnej skali event. Na całe szczęście Marz i Lanning poszli w innym kierunku, przenosząc nas klimatycznie w lata 90-te, nawiązując odrobinę do atmosfery, jaka panowała podczas poprzedniej zimy stulecia w DC, czyli FINAL NIGHT. Zaserwowali czytelnikom historię znacznie prostszą (pierwszy plus), stanowiącą zamkniętą całość (drugi plus), gdzie wszystko jest jasne i podane jak na tacy (trzeci plus), gdzie nie ma wszechobecnego mroku, ratowania całego uniwersum przed zniszczeniem/wymazaniem, czy też głębszych rozterek bohaterów nad sensem istnienia (i jeszcze jeden plus). To w takim razie o czym to jest?

Otóż mamy tutaj do czynienia z nowym złoczyńcą, który po wielu latach przypadkowo został obudzony do życia i teraz postanawia się zemścić, zsyłając na Ziemię wieczną, niezwykle srogą zimę. Liga Sprawiedliwości w klasycznym składzie (eS, gacek, WW, Aquaman, Flash oraz GL John Stewart) stara się pomóc mieszkańcom przetrwać duże mrozy, walczy z lodową armią stworzoną przez Frost Kinga oraz próbuje odnaleźć głównego sprawcę zamieszania. Justice League ukazana zostaje jako dobrze rozumiejąca się drużyna, grupa przyjaciół, w której każdy ma równorzędne miejsce, gdzie oprócz poważnych problemów jest również czas na dowcipy i sytuacyjne docinki, gdzie nikt nikomu nie wypomina popełnionych błędów. A już widzę masę scenarzystów, którzy wykorzystaliby okazję i skłócili ze sobą Batmana oraz Supermana. Tutaj jednak skończyło się na krótkim i prostym stwierdzeniu "Naprawiliśmy to, zawsze tak robimy bo to nasze zadanie".

Frost King to klasyczny osiłek obdarzony mocami, który zamiast wyjaśniać atakuje, krzyczy i rzuca groźby, i o którym raczej więcej już nie usłyszymy. Chociaż twórcy zostawili tutaj pewną otwartą furtkę, a w finale, ze względu na pewien zwrot akcji, czytelnik zaczyna zupełnie inaczej patrzeć na głównego sprawcę zamieszania, nawet mu współczując. Wszystko wraca do normy, tytułowa wieczna zima oczywiście nie jest taka wieczna, a na twarzy (prawie) każdego pojawia się uśmiech zadowolenia.

Sięgnięcie po Hippolitę oraz Black Adama nie jest oczywiście przypadkowe. Stanowi ono w dużej mierze przygotowanie gruntu pod historie z udziałem tej dwójki, jakich uświadczymy już w trakcie odświeżonego za sprawą inicjatywy INFINITE FRONTIER świata DCU.

Jeśli szukamy minusów, to wymienić należy długość trwania tego eventu, który spokojnie można by skrócić o połowę. Niektóre zeszyty niewiele wnoszą dla przebiegu głównej akcji (przykładem rozdział poświęcony Flashowi), zapychając miejsce poprzez pojedynki z lodowymi tworami i awatarami Frost Kinga, odwlekając tym samym to co najistotniejsze na ostatni zeszyt. Prostota całego wydarzenia z jednej strony jest zaletą, zaś z drugiej wadą, gdyż większość osób nie będzie zaskoczona tym, jak Marz i Lanning prowadzą swoją fabułę.

Równolegle do głównej historii twórcy dozują nam stopniowo flashbacki z XX wieku, krok po kroku ukazując origin Frost Kinga i odtwarzając jego pierwszą potyczkę z Hippolitą, Black Adamem, Viking Princem oraz Swamp Thingiem. Prosto, logicznie i bez jakiegoś niepotrzebnego drugiego dna. Na te krótkie fragmenty czekałem przy okazji każdego rozdziału najbardziej, licząc na jakieś szokujące i nieoczekiwane zwroty, czy też ukryte przed światem grzechy przeszłości popełnione przez ówczesnych herosów. Tych jednak było ostatecznie niewiele, gdyż większość akcji potoczyła się według spodziewanego przeze mnie schematu.

Ze względu na to, że ENDLESS WINTER składał się ze specjalnych one-shotów oraz zawitał gościnnie na karty wybranych serii regularnych, warstwa wizualna jest efektem pracy wielu różnych artystów. Nie uświadczymy tutaj specjalnych fajerwerków, ale też żaden z zaangażowanych w projekt rysowników nie zawalił w moim odczuciu swojej części pracy. Flashbacki w całości zilustrował Marco Santucci (dysponujący przyjemną dla oka kreską), zaś otwarcie i zakończenie przypadło w udziale Howardowi Porterowi. Ta dwójka spisała się w moich oczach najlepiej. Dodam jeszcze, że cieszy mnie każdorazowy udział Portera w jakimś większym komiksowym przedsięwzięciu, zwłaszcza jeśli dotyczy to Flasha oraz Ligi Sprawiedliwości. Jego dynamiczny styl świetnie sprawdza się w takich klimatach.

Rozgrywające się w trakcie stycznia oraz lutego FUTURE STATE miało być superhiperwypasionym wydarzeniem, dostarczającym całą masę frajdy i robiące wrażenie na czytelniku. Tak jednak nie było. ENDLESS WINTER miało być szybką, lekką, prostą i dającą trochę przyjemności lekturą, gdzie dobrzy pokonają tego złego, i gdzie wszystko pod koniec wróci do normy. I tak rzeczywiście było. Teoretycznie nie ma tutaj nic oryginalnego i spektakularnego, ale w praktyce opowieść ta okazała się niczym balsam na moje komiksowe serducho. Stała się okazją na cofnięcie się do czasów, kiedy wszystko było mniej skomplikowane, a komiksy superbohaterskie miały za zadanie bawić i uczyć o sile przyjaźni czy jedności, a nie skłaniać do głębszych rozterek na poziomie egzystencjonalnym, czy też zahaczających o skomplikowane kwestie związane z istnieniem wszechświata/multiwersum/omniwersum itp. Jest to wprawdzie lektura na jeden raz, ale według mnie, pomimo swojej prostoty, warta przeczytania.

Recenzja oparta na zeszytach: JL: ENDLESS WINTER #1-2, FLASH #767, SUPERMAN: ENDLESS WINTER SPECIAL #1, AQUAMAN #66, JUSTICE LEAGUE #58, TEEN TITANS: ENDLESS WINTER SPECIAL #1, JUSTICE LEAGUE DARK #29 oraz BLACK ADAM: ENDLESS WINTER SPECIAL #1.

Poszczególne rozdziały znajdziecie m.in. w sklepie ATOM Comics.

Dawid Scheibe

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz