poniedziałek, 19 lutego 2024

FIRE & ICE: WELCOME TO SMALLVILLE

Tym razem mała odmiana, gdyż postanowiłem pójść w nieco lżejsze klimaty i opisać krótko historię, jaka rozgrywa się wokół postaci tego drugiego planu świata DC. A konkretnie chodzi o perypetie dwóch przyjaciółek - Fire oraz Ice, za które odpowiadają scenarzystka Joanne Starer i artystka Natacha Bustos. Pod szyldem Dawn of DC na szczęście nie dostajemy tylko samych poważnych, mrocznych, wielowątkowych i odbijających się echem w całym DCU komiksów. FIRE & ICE: WELCOME TO SMALLVILLE to propozycja z zupełnie innego worka, bardziej o komediowym wydźwięku, której warto dać szansę.

Po nieudanej i kompromitującej misji w Baltimore, Superman decyduje się wysłać Torę oraz Beatriz do Smallville. Tam mają przez jakiś czas pozostać i przemyśleć swoje postępowanie, a świat w tym czasie zapomni o ich wyczynie. Spokojne życie na wsi i z dala od superbohaterskich potyczek szybko przypada Ice do gustu, ale dla jej przyjaciółki ta przymusowa odmiana jest po prostu nie do zaakceptowania. Ta druga zrobi wszystko, aby jak najszybciej wyrwać się z Kansas oraz zyskać uznanie i szacunek innych. Gotowa jest nawet rzucić wyzwanie złoczyńcom świata DC, z którymi pojedynek w Smallville transmitowany będzie na żywo. Wielka przyjaźń zostaje wystawiona na ciężką próbę, ale jak to mówią "co nas nie zabije, to nas wzmocni".

W ramach Dawn of DC sypnęło wieloma ciekawymi, zróżnicowanymi, limitowanymi seriami. Każdy znajdzie z tej oferty coś dla siebie. Wśród nich swój solowy tytuł dostały również Tora i Bea, czyli dwie bohaterki najbardziej kojarzone zapewne z czasów Ligi Sprawiedliwości Giffena i DeMatteisa. Rozpoczęta w ubiegłym roku mini seria FIRE & ICE: WELCOME TO SMALLVILLE właśnie dobiegła końca, a zatem nie czekając na wydanie zbiorcze (takowe nie zostało jeszcze zapowiedziane) nadrobiłem całość w zeszytach i nawet nieźle się przy tym bawiłem, wchłaniając wszystko za jednym podejściem.

Jest to zupełnie nowy rozdział w życiu tytułowych postaci, jakże odmienny od tego, co można było niedawno przeczytać i zobaczyć na łamach świetnej serii HUMAN TARGET spod pióra Toma Kinga. Nie trzeba tak naprawdę zbyt mocno orientować się we wcześniejszych losach obu pań, czy też aktualnej sytuacji w świecie DC i całym kontinuum, aby podejść do tego komiksu i czerpać z niego przyjemność. Można to zrobić z marszu, gdyż fabuła jest mocno przyjazna dla każdego czytelnika. Mamy wyraźnie zaznaczony początek oraz koniec i w sumie nie widzę powodu, aby gdzieś się w trakcie zgubić, czy czegoś nie zrozumieć. 

Potyczka z Gardnerem, niepotrzebne nerwy i w konsekwencji skandal, który trzeba teraz wyciszyć. Smallville to świetne miejsce, aby miastowe dziewczyny ochłonęły i zastanowiły się nad ostatnimi wyczynami. Jedna znosi to lepiej, zaś inna zdecydowanie gorzej. Jedna szybko się adaptuje, natomiast druga pragnie jak najszybciej z tego miejsca uciec. Pseudonimy nie są w tym wypadku przypadkowe, gdyż Tora oraz Bea są niczym ogień i lód dwiema skrajnościami, a relacje pomiędzy nimi w tej historii to prawdziwa huśtawka emocjonalna - raz jest lepiej, aby za chwilę znów wszystko się posypało. Duża w tym zasługa Fire, która swoimi nieprzemyślanymi poczynaniami i chęcią zwrócenia na siebie uwagi, doprowadza do chaosu w Smallville. Komiks ten równie dobrze mógł trafić do linii Young Adults, gdyż mamy tutaj do czynienia z problemami, z jakimi na co dzień zmagają się nastolatki, jak np. niezrozumienie, chęć zwrócenia uwagi innych i udowodnienia, że zasługuje się na więcej, przyznanie się do błędu i zmiana sposobu patrzenia na pewne rzeczy. I ogólnie tak się czułem, jakbym czytał komiks nie z głównego DCU, tylko jakąś alternatywną powieść YA.

Ogólnie łatwo przewidzieć, jak sytuacja zakończy się dla Fire oraz Ice, ale na szczęście po drodze dostajemy pewne elementy nieprzewidywalności i nieoczekiwane zwroty akcji, czy też dziwne gościnne występy. Sytuacja tak się układa, że w krótkim czasie obsada robi się bardzo gęsta, jest tłoczno i głośno, każdy ma coś do powiedzenia, a zatem licznych dymków z tekstem nie brakuje. Twórcy oprócz kilku nowych i raczej ciekawych postaci zamieszkujących Smallville wprowadzają także mniej lub bardziej cudacznych postaci, jak np. siostra Grodda, Ambush Bug, pewien robot, King Shark, Jimmy Olsen oraz nawet Lobo! Jak na tak niewielkiej przestrzeni dzieje się zatem naprawdę sporo. Jest z czego się pośmiać, ale też mamy zagrożenie spowodowane przez maskę i wyspę znaną ze wspomnianego już powyżej runu w JLI Giffena i DeMatteisa, a także wątek dotyczący kogoś bliżej znanego Torze. Ten ostatni wątek jest akurat najsłabszy, raczej niepotrzebny, dziwnie prowadzony i tak samo dziwnie zakończony. Wydaje się wrzucony na siłę.

Ilustracje nie należą do tych, jakie na co dzień spotyka się w różnych komiksach o tematyce superbohaterskiej. Ale akurat w tym miejscu stanowi to tylko i wyłącznie atut, a nie minus. Natacha Bustos proponuje rysunki niczym wyjęte z kreskówki, które są całkiem ładne, czyste, oszczędnie tuszowane i wystarczająco szczegółowe, aby umilić czas spędzony nad lekturą. Nie jest to jakaś oryginalna i wyszukana kreska z górnej półki, ale nie o takie prace tutaj chodziło. Pod względem szaty graficznej komiks ten bardziej wpisuje się w to, co zwykle zaobserwować można w (znów nieprzypadkowo o tym wspominam w tej recenzji) powieściach graficznych DC skierowanych do nastolatków. Klimatycznie pasują niemal idealnie do tego, co proponuje scenarzystka, podkreślając lżejszy ton historii, serwując całą masę różnych zabawnych scen (oj, tak, jest wiele powodów do śmiechu) oraz odpowiednio zaznaczając mimikę twarzy poszczególnych postaci. Ważną rolę odgrywa również żywa kolorystyka zastosowana przez Tamrę Bonvillain, z mocnym akcentem kładzionym na Fire i wypełniającą kadry z jej udziałem, bijącą w oczy zieleń. Wybór artystki do tego projektu uważam za bardzo trafiony. 

Miało być szybko, lekko, zabawnie i odstresowująco. I tak właśnie było. Dokładnie czegoś takiego się od twórców tego komiksu spodziewałem. Prosta fabuła napakowana wieloma postaciami i kilkoma nieoczekiwanymi zwrotami akcji plus miłe dla oka, "cukierkowe" rysunki sprawiły, że historia wchodzi lekko i przyjemnie, a długość (prolog + 6 zeszytów) wydaje się adekwatna do tego, co chciano czytelnikowi posiadać. Jeśli szukacie właśnie jakiejś odmiany, jednorazowej i zamkniętej historii o humorystycznym wydźwięku w tonacji bardziej przypominającej powieści graficzne z linii Young Adults, to świetnie trafiliście.

Recenzja oparta na zeszytach POWER GIRL SPECIAL #1 oraz FIRE & ICE: WELCOME TO SMALLVILLE #1 - 6.

Dawid Scheibe

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz