środa, 5 czerwca 2024

7 PRZECIW CHAOSOWI

Egmont wydaje naprawdę sporo dobroci z DC Comics. Zarówno tych starszych, klasycznych, jak i stosunkowo świeżych tytułów. Jednocześnie naturalne jest pragnienie statystycznego miłośnika tego wydawnictwa, aby tych komiksów pojawiało się jeszcze więcej, a zwłaszcza takich, które cieszą się za oceanem wysokimi ocenami krytyków, które wydają się wręcz obowiązkowe do przełożenia na język polski. Zamiast jednak przewijających się w różnych miejscach internetu pewniaków typu STRANGE ADVENTURES, SUPERGIRL: THE WOMAN OF TOMORROW, DCEASED: WAR OF THE UNDEAD GODS, czy SUPERMAN: SPACE AGE, Egmont proponuje w tym roku coś mało oczywistego, wręcz niespodziewanego, czego spodziewała się być może garstka osób. Ja do tego grona nie należę. 7 PRZECIW CHAOSOWI to spore zaskoczenie, zagadka, ale jednocześnie komiks generujący pewną ciekawość, bo tak naprawdę nie wiadomo, czego można po nim oczekiwać. Sprawdźmy, czy ta pięknie zareklamowana w opisie na tylnej okładce powieść graficzna rzeczywiście jest warta zakupu.

Erisssa: "Mieliście swoją szansę. Wznieśliście swoją utopię na barkach niewolników. Teraz nasza kolej"

Jest XXII wiek. Zaślepioną pychą ludzkość, która skolonizowała praktycznie cały Układ Słoneczny, dotyka stopniowo potężny kataklizm. W krótkim czasie może doprowadzić do zniszczenia planety Ziemia oraz całkowitego wymazania człowieka z kart historii. Jedyną nadzieją na zażegnanie kryzysu okazuje się grupa siedmiu wybrańców, posiadających unikatowe zdolności i zamieszkujących różne zakątki Układu Słonecznego. Zebrani przez tajemniczego mężczyznę w kapturze i zachęceni sowitą nagrodą wyruszają w przeszłość, do czasów prehistorycznych, gdzie spróbują odnaleźć i zlikwidować źródło wszelkich problemów. O ile jeszcze nie jest za późno.

U schyłku swojego życia (a konkretnie w roku 2013) legendarny pisarz, jakim bez wątpienia był Harlan Ellison, stworzył powieść graficzną dla DC. Egmont wydał ten komiks w linii Black Label, gdzie jak najbardziej jest jego miejsce. Historię czyta się jednym tchem i nawet szybciej, niż się tego spodziewałem. Obwiałem się trochę ścian ciężkich do przebrnięcia tekstu, ale nic takiego nie ma miejsca. Nie znam szczegółów dotyczących powstawania tej opowieści, ale pozwolę sobie założyć, iż autor jak najbardziej celowo wprowadził klimat, jaki zbliżony jest do historii science-fiction tworzonych w latach 60-tych, czy 70-tych ubiegłego stulecia. Bo takie ma się właśnie wrażenie od pierwszej do ostatniej strony. Gdybym nie wiedział, to nigdy bym nie zgadł, że ten komiks powstał w roku 2013. 7 PRZECIW CHAOSOWI to absolutnie nie jest miejsce na jakieś eksperymentowanie i sięganie po niezwykle oryginalne rozwiązania fabularne. Nic z tych rzeczy. Do jednego worka wrzucone zostały praktycznie same klasyczne, tradycyjne, sprawdzone, ogrywane w różnych miejscach i przez różnych twórców elementy związane z gatunkiem, jakim jest sci-fi. Czy to dobrze, czy to źle? Zostawiam to do indywidualnej oceny, ale jak dla mnie taka sytuacja jest jak najbardziej do zaakceptowania.

Wewnątrz panuje dosyć ponura i pesymistyczna atmosfera. Przez pierwszych kilkadziesiąt stron obserwujemy proces rekrutacji szóstki wybrańców przez skrywającego swoją twarz pod kapturem mężczyzny. Poznajemy kilka podstawowych faktów dotyczących życia i pochodzenia tychże nietypowych osobników, a jednocześnie zaglądamy w różne zakamarki Układu Słonecznego, które zostały tak przekształcone, że wszędzie tam zamieszkali liczni przedstawiciele ludzkości. W ramach misji zleconej dzięki obliczeniom komputerów kryzysowych piątej generacji (wszystkie zawiłości fabularne łatwo i wygodnie można zrzucić tutaj właśnie na sztuczną inteligencję) jesteśmy kolejno na Kallisto (księżyc Jowisza), na Marsie oraz jego księżycu (Deimosie), na Wenus, na Tytanie (księżyc Saturna), czy też na Ceres umiejscowionej w pasie planetoid pomiędzy Marsem i Jowiszem. Nikt nie zastanawia się nad dzielącymi te obiekty odległościami oraz czasem potrzebnym na ich pokonanie.  Nie ma też miejsca na dłuższe wyjaśnienia powodów przybycia nieznajomego,  werbowane postacie dosyć naturalnie przyłączają się do zespołu, nie widać też jakiejś ekscytacji na wieść o obiecanej dla każdego członka nagrodzie. Skłamałbym mówiąc, że ta część komiksu jest strasznie pasjonująca. Jest w porządku, ale bez szału. Do tego jeszcze ujawnienie się osoby kierującej misją nie powoduje żadnego szoku, zaskoczenia u czytelnika, bo i z jakiej racji.

Z poszczególnymi bohaterami jakoś trudno mocniej się zżyć, sympatyzować z nimi, bo też i scenarzysta nie dał nam ku temu większych powodów. Gdy ktoś z nich umiera - a nie wszyscy dotrwają do końca misji - odbywa się to bez jakichś emocji. Są to po prostu przypadkowi dla mnie ludzie, owady, roboty, czy przedstawiciele tzw. Przeinaczonych, a do tego obecność części z nich oraz odgrywana rola jest mało czytelna, albo po prostu ja nie potrafiłem zrozumieć, dlaczego akurat komputery wybrały tę, a nie inną osobę, aby zadecydować o losach całego świata.

Akcja nabiera ciekawych kształtów na kilkudziesięciu ostatnich stronach, kiedy to przenosimy się do środkowego plejstocenu, poznajemy głównego złego oraz motywy, jakie nim kierują. Od tego momentu, aż po niejednoznaczne zakończenie, komiks czytało mi się znacznie przyjemniej. Nie brakuje w tej części kwestii dotyczących egzystencji, ewolucji, zmarnowania przez ludzkość swojej szansy, co zmusza odbiorcę do głębszego zastanowienia. Wybrzmiewają wyraźnie elementy związane z fantastyka naukową, pojawiają się mądre i dziwne zarazem naukowe terminy oraz zwroty, czy też metafizyczne rozkminy. Jak się okazuje chaos wprawiony w ruch, kształtowanie na nowo rzeczywistości, mieszanie w historii, a także poprawki ewolucyjne mogą nie być tak łatwe do cofnięcia/naprawienia, jak się na początku mogło wydawać. W obliczu tego, jak przedstawieni zostali w tym komiksie ludzie zamieszkujący nie tak wcale odległą przyszłość, samemu trzeba rozstrzygnąć, czy rozwiązanie problemu zaproponowane w finale przez Ellisona jest dobre. 

Rysunki trudno zaliczyć do jakichś nadzwyczajnych, które robią robotę i potrafią zachwycić. Poza kilkoma udanymi planszami, przy których można się na dłużej zatrzymać, warstwa graficzna prezentuje się ogólnie mało efektownie. Może to zabrzmi trochę dziwnie, ale ilustracje są w tym komiksie są zbyt przyziemne, a mało "kosmiczne". Rozumiem oczywiście, że Paul Chadwick również poszedł mocno w oldskul i zabrał nas tym samym w klimaty odległe o kilka ładnych dekad, ale mógł chyba dać od siebie coś więcej. Temat ku temu jak najbardziej sprzyjał. A tak wyszło dosyć monotonnie, nudno, mało efektownie, solidnie oraz poprawnie, lecz bez jakiegoś błysku i pierwiastka oryginalności, szaleństwa. Bardziej boli mnie jednak fakt, że rysunki nie do końca trafnie przedstawiają przebieg wydarzeń. Czasami mam wrażenie, że coś wycięto, nie pokazano, przeskoczono jakąś scenę. Nie wiem tylko, czy winić za taki stan rzeczy i brak płynności rysownika, czy też wynikało to z wytycznych scenarzysty.

Na samym końcu dostajemy trochę szkiców tego artysty, a także pozostałe części większej grafiki, której zaledwie 1/4 widzimy na okładce. W pełnej krasie obrazek ten (pojawia się także jeszcze przed rozpoczęciem historii) prezentuje się znacznie bardziej okazale, a także widać niekonwencjonalny sposób zapisu słowa 'Seven'.

To nie jest komiks dla okazjonalnego czytelnika, tylko skierowany do ściśle wyselekcjonowanej grupy. 7 PRZECIW CHAOSOWI to ukłon przede wszystkim w stronę miłośników starego dobrego, klasycznego sci-fi, co przejawia się zarówno w sposobie prezentowania fabuły, jak i w warstwie wizualnej. Wyjściowy pomysł okazał się jak najbardziej trafiony, ale już jego realizacja nie przebiegła do końca tak, jak tego oczekiwałem. Dostałem w swoje ręce dosyć przeciętną, jedynie momentami całkiem dobrą historię, której pełen potencjał nie został wykorzystany, a poszczególnym postaciom oraz wątkom zabrakło jakże potrzebnej i proszącej się o ukazanie głębi. Nie sposób odebrać Ellisonowi pięknego dorobku, zasług w ramach rozwoju fantastyki naukowej,  licznych nagród i tego, że jak mało kto znał się na pisaniu ciekawych kosmicznych opowieści. Problem jednak w tym, że tutaj moim zdaniem zawiodła po prostu forma prezentacji. 200 stron powieści graficznej to za mało, jak na taki projekt. Albo należałoby znacznie wydłużyć taki komiks, albo - co byłoby najlepszym rozwiązaniem - zrobić z tego po prostu książkę. Mogło być pięknie, a pozostał niesmak.

Egzemplarz recenzencki otrzymany od Egmontu. Wydawca nie miał żadnego wpływu na treść tej recenzji.

Omawiany komiks do kupienia między innymi w sklepie internetowym Egmontu.

Dawid Scheibe

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz