Co tu się dzieje? Recenzja komiksu Marvela na DCManiaku?! Cóż... jako fanboy Alexa Rossa nie mogłem odmówić okazji zrecenzowania tego dzieła. Powyższa deklaracja dość jasno ustawia moje podejście do warstwy graficznej komiksu, ale nie ma z czym tu się kryć, bo uwielbiam Rossa. Malowane w tym jego Rockwellowskim, fotorealistycznym stylu prace kilkanaście lat temu z miejsca wbiły go do topki moich ulubionych artystów. Znam osoby, które lubią Rossa, ale akceptują go wyłącznie jako autora okładek i nie leży im gdy rysuje wnętrza komiksów. Szanuję odmienność opinii, ale dla mnie, oglądanie herosów, którzy wyglądają tak, jak wyglądaliby trykociarze w prawdziwym świecie jest tym, za co pokochałem tego rysownika. Pisałem z resztą o tym w recenzji KINGDOM COME. Przejdźmy jednak do fabuły, a potem wrócę jeszcze do Rossa.
W MARVELS Kurta Busieka i Alexa Rossa narrator - fotoreporter Phil Sheldon - jest świadkiem tego, jak ludzie reagowali na nastanie ery superbohaterów – akcja komiksu toczy się od II Wojny Światowej do lat 70 XX wieku, tj. czas „Złotej Ery” i „Srebrnej Ery”. Oryginalna historia (epilog powstał lata później) kończy się niedługo po śmierci Gwen Stacy, którą Phil znał osobiście, z kolei zaczyna od pierwszego superherosa, oryginalnego Human Torcha (Jima Hammonda) w 1939 roku. Ludzie na tytułowych Cudownych reagują tak, jak robiliby to zapewne w prawdziwym świecie. W momencie zagrożenia, gdy herosi niosą ratunek, stają się obiektem uwielbienia (np. Kapitan. Ameryka), a później są traktowani jak celebryci (np. Fantastyczna Czwórka). Z czasem ludzie czują się przy nich malutcy, zaczynają się ich bać i nienawidzić, wręcz chcą ich śmierci. Herosi jednak służą im pomocą, mimo tak diametralnie zmieniających się ludzkich reakcji. Nadludzie są niczym bogowie, stąpający pośród zwykłych śmiertelników. Za sprawą Phila, kogoś z zewnątrz, kto z poziomu ulicy patrzy w górę widzimy, jak zmienia się optyka względem peleryniarzy. Zupełnie inaczej niż z Avengersami czy pierwszą rodziną Marvela ma się sprawa z mutantami: tych uznaje się za mroczne odbicia wspaniałych obrońców Ziemi. Mutanci to wszakże homo superior, kolejny krok w ewolucji. Strach, żywiony w stosunku do nich zmienia się w nienawiść, bo oni w mniemaniu ludzi są zarazą, która zagraża tym, że wyprze homo sapiens tak, jak my kiedyś neandertalczyków. „Nienawidzimy ich z tego samego powodu, dla którego skrycie nienawidzimy nasze dzieci: ponieważ one były tu by nas zastąpić” przytaczając słowa Granta Morrisona (cytat pochodzi z książki „Supergods: What Masked Vigilantes, Miraculous Mutants, and a Sun God from Smallville Can Teach Us About Being Human”; tłum. własne). Momentami ludzie w MARVELS nie są kryształowi, to zazdrośni niewdzięcznicy. Lektura komiksu uświadamia, że największe zagrożenie dla naszej planety i nas samych nie pochodzi z kosmosu i nie jest wcale uosabiane przez superzłoczyńców. To sam człowiek, który potrafi być tak ludzko nieludzki niesie dla siebie zagrożenie. Z czasem ten świat zaludniony przez coraz większą ilość Cudownych powszednieje. Tym samym czyni to komiks pożegnalnym hymnem dla konwencjonalnych, mniej komercyjnych komiksów, gdy spektakularnych bitew było o wiele mniej, za to z większymi i długofalowymi konsekwencjami, a śmierć bohatera (który nie powracał po kilku/kilkunastu miesiącach) miała sens.
Mam nadzieję, że poprzedni akapit daje Wam jako takie pojęcie z czym to się je. Nie chcę wchodzić w szczegóły, wystarczy wiedza, kto jest narrattorem i że akcja dzieje się na przestrzeni kilku dekad czerpiąc z faktycznych historii ze stajni Marvela z tamtego okresu. I historia nie jest tak pesymistyczna, jak może świadczyć to, co napisałem w mym quasi streszczeniu. Swoja drogą, to dość specyficzny zbieg okoliczności, że dwa monumentalne projekty rysowane przez Rossa dla dwóch największych, amerykańskich wydawnictw prowadzą narracje z perspektywy ludzkiej. W KINGDOM COME był to pastor, tutaj fotoreporter. Oczywiście kaliber wydarzeń i scenarzysta są inni, ale niemniej rzecz warta zwrócenia uwagi. MARVELS znacznie bliżej do ASTRO CITY, pisanego z resztą przez Kurta Busieka, z okładkami i projektami postaci autorstwa Rossa. Tu i tu nacisk położono na przyziemny charakter opowieści i pokazanie jak zwykli ludzie funkcjonują w świecie opanowanym przez nadludzi. W ASTRO CITY zostajemy wrzuceni do miasta, gdzie herosi mają już liczącą kilkadziesiąt lat historię (w ramach rozpisanego świata), w MARVELS poprzez oczy (a z czasem oko) Phila Sheldona obserwujemy narodziny i ekspansję Cudownych. To z nim możemy się identyfikować, czując się jak świadek tamtych wydarzeń i reagując tak, jak moglibyśmy zachować się w tak niecodziennej sytuacji jak chociażby przybycie Galactusa, pożeracza światów na Ziemię.
Wracamy do zachwytów nad Alexem (właściwie Nelsonem Alexandrem) Rossem. Na poparcie mojego fan(atyzmu) dowody:
MARVELS. WYDANIE JUBILEUSZOWE opiera się na edycji z 2019 roku, powstałej na 25-lecie komiksu. Jednakże - jak podaje chociażby artbook MARVELOCITY - MARVELS datuje się na rok 1993, 1994 to data okładkowa (amerykańskie zeszyty mają wydrukowaną „opóźnioną” datę). Jest to pierwszy pełny projekt superbohaterski Rossa, który ukazał się drukiem. Wcześniej była jeszcze okładka dla DC czy chociażby rozpoczynający karierę komiks z Terminatorem dla nieistniejącego już NOW Comics, który Ross namalował zaraz po szkole, w wieku zaledwie 19 lat. Przed mini serią o Cudownych (za "s" w MARVELS możemy podziękować Busiekowi) wraz z Busiekiem złożyli propozycję na komiks z Iron Manem. Tony Stark z ówczesnych lat 90-tych miał tam spotkać swego brata Arno z roku 2020. Jedyne, co się ostało to wykorzystana po latach okładka bazująca na pierwotnym obrazku.
Jeśli lubicie zaglądać za kulisy powstania komiksów, to liczba dodatków WYDANIA JUBILEUSZOWEGO nasyci Was i przyprawi o istny zawrót głowy. Są tu materiały z poprzednich, rocznicowych wydań i wiele, wiele więcej. Osobiście bardzo żałuję, że takich dodatków nie ma w PRZEWODNIKU PO ASTRO CITY, ale nie było ich również w wersji amerykańskiej (ASTRO CITY METROBOOK), były za to w zwykłych trejdach. No ale MARVELS w tym departamencie dowozi. Ponad połowa tomiszcze to dodatki! Pierwsze wydanie MARVELS od Muchy liczyło 216 stron, to obecne ma ich 504. Z czego niespełna 80 to scenariusz, co jest jedyną rzeczą, która niespecjalnie interesuje mnie w tego typu wydaniach, ale na pewno znajdą się amatorzy tego rodzaju bonusu i nie będą to wyłącznie osoby, które same tworzą komiksy. 75 stron stanowi galeria okładek i tu parę niespodzianek, bo jest kilka alternatywnych autorstwa innych rysowników, ale jest też sporo prac Rossa wybranych z innych komiksów Marvela. Co poza tym? Wstępy i posłowia, historia, wywiady, kilka wersji propozycji wydawniczych, szkice i projekty postaci oraz stron i okładek, warsztat artysty, artykuły z gazet ze świata Cudownych, a także mój absolutny faworyt: „komentarz reżyserski”. Ilość easter eggów zawartych w komiksie jest doprawdy oszałamiająca.
Cudowny komiks od pary cudownych autorów. Busiek perfekcyjnie potrafi ukazać reakcję everymana na życie w świecie Cudownych, a Ross w cudowny, malarski sposób ożywia ten realistyczny świat. MARVELS zachwyca mnie tak samo, jak półtorej dekady temu, gdy przeczytałem je po raz pierwszy. I wątpię, by stracił coś ze swojej cudowności nawet gdy będziemy świętować jego 50 jubileusz.
Album zawiera materiały opublikowane pierwotnie w zeszytach serii: MARVELS ANNOTATED (2019) #1–4 oraz MARVELS EPILOGUE (2019) #1.
Komiks otrzymałem do recenzji od wydawcy. Mucha Comics nie ma wpływu na moją opinię.
Damian Maksymowicz
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz