Lepiej późno, niż wcale. Cierpliwość fanów mini serii BATMAN: GARGOYLE OF GOTHAM została wystawiona na ciężką próbę, ale z okazji Świąt otrzymali od DC prezent. Równo po roku przerwy i kilkukrotnym przekładaniu daty premiery, wreszcie ukazała się trzecia część tej urwanej w ciekawym miejscu opowieści. Jest to zatem dobra okazja, aby zrobić sobie rereading dotychczasowego materiału, co akurat uważam za całkiem przyjemną czynność. Gdy powtórkę mamy już za sobą czas sprawdzić, czy rzeczywiście warto było tak wiele miesięcy czekać na ciąg dalszy autorskiej opowieści o Mrocznym Rycerzu zrodzonej w głowie Rafaela Grampy, czy też może trzeci zeszyt zaliczymy raczej do kategorii "z dużej chmury mały deszcz".
Tajemnicze śledztwo zaprowadziło Batmana prosto przed oblicze Doctorgeista, gdzie był prędzej czy później oczekiwany. Dochodzi do starcia, z którego ledwie uchodzi z życiem, wcześniej dowiadując się szokującej prawdy na temat swojego originu. Kim jest grupa o nazwie The Ratz i co ją łączy z Doctorgeistem? Jaką prawdę objawia Gordonowi nawiedzająca jego umysł kobieta? Tymczasem z dala od Gotham Crytoon ponownie ucieka policji i poznaje nieoczekiwanego nieletniego sprzymierzeńca, który łaknie rozlewu krwi. Zarówno dotychczasowe, jak i zaprezentowane w tym zeszycie nowe elementy układanki powoli zaczynają tworzyć jeden logiczny obraz.
Liczne nieuargumentowane w żaden sposób czytelnikom obsuwy sprawiły, że siłą rzeczy początkowy hype związany z serią pod drodze zdążył ze mnie wyparować. Ale gdy już #3 wreszcie ujrzał światło dzienne znów pojawił się pewien dreszczyk emocji i podekscytowania. Jest to najbardziej brutalny rozdział jak do tej pory, gdzie nie ma żadnych zahamowań, przelanej zostaje sporo krwi, a w powietrzu latają nawet ucięte głowy. Zadowoleni powinni być zwłaszcza miłośnicy szybko toczącej się akcji, gdyż ta dominuje w tym komiksie. Kontynuowane są dwa główne wątki, z czego pierwszy skupiony jest na Batmanie, który trafił do siedziby głównego złego całej opowieści kierującego kultem zwanym Stadtgeist. Konfrontacja ta dostarcza przede wszystkim zaskakujących rewelacji związanych z młodością Bruce'a i jego przemianą w zamaskowanego obrońcę Gotham City. Ciekawy twist, który od razu przywołał w mojej pamięci początek New 52, gdzie dowiedzieliśmy się o roli, jaką dla Dicka Graysona przygotował swego czasu Trybunał Sów. Co ważne - w tym numerze zdecydowanie więcej widzimy Bruce'a bez kostiumu, niż ukrywającego się pod maską nietoperza.
Drugi wiodący wątek skupia się na Gordonie i jego relacji z tajemniczą morderczynią. Nie wszystko co się wokół niego dzieje wydaje się dla Jamesa od początku zrozumiałe, gdyż mamy tutaj do czynienie z pewnymi nadnaturalnymi zabiegami ze strony scenarzysty. Detektyw przechodzi w pewnym sensie próbę, w wyniku której przechodzi przemianę i jednocześnie odkrywa prawdę na temat seryjnego mordercy. Czas pokaże, jaką rolę nowy nietypowy duet odegra w finale.
To jednak nie wszystko, gdyż przez 48 stron skaczemy pomiędzy różnymi lokalizacjami oraz postaciami, z czego jedne interesują nas bardziej, zaś inne mniej. Grampá, jakbyśmy do tej pory mieliśmy ich zbyt mało, wprowadza na scenę nowych graczy, przez co robi się naprawdę tłoczno, jak na taką ilość stron. Gdzieś w tle swoja walkę z bogatymi oraz systemem kontynuuje Nia, ale ta sprawa wydaje się na tę chwilę zbyt oderwana od klimatu panującego w serii. Trochę na siłę i bez większego uzasadnienia wydaje się dodana grupa The Ratz, a do tego jeszcze twórca przedstawia nam Little Jokera. Ten ostatni akurat to ukłon do miłośników chorego wręcz szaleństwa, absurdu i czarnego poczucia humoru, ale dosyć dobrze wpisuje się w atmosferę nakreśloną od pierwszego zeszytu. W każdym razie wiele srok zostaje złapanych jednocześnie za ogon, co nie do końca mi się podoba i w głowie zapala się czerwona lampka w obawie o to, jak uda się to wszystko pogodzić i dla każdego znaleźć miejsce w czwartym numerze.
O ile po lekturze #2 pojawiło się sporo znaków zapytania i pytań o kierunek, w jakim zmierza seria, o tyle w #3 wszystko powoli nabiera kształtów i zaczyna się kleić. Kilka istotnych rzeczy zostaje wyjaśnionych i wiele dziwnych zabiegów wydaje się uzasadnionych. Odkrycia Batmana oraz Gordona nadają nowego sensu i sprawiają, że z zupełnie innymi oczekiwaniami podchodzi się do #4, niż się tego spodziewałem. Grampá potrafił za każdym razem zaskoczyć (w mniej lub bardziej dziwaczny sposób) i po dotychczasowych doświadczeniach związanych z tym tytułem ciężko tak naprawdę przewidzieć, czym uraczy fanów na kartach odsłony numer cztery. Ale w sumie to chyba fajne, że mamy do czynienia z takim brakiem przewidywalności oraz nieszablonowym podejściem jeśli chodzi o rozwój Bruce'a/Batmana, jak i Jima.
W kwestii szaty graficznej byłem spokojny. Kto miał styczność z poprzednimi numerami serii doskonale zdaje sobie sprawę, że jej największym atutem są charakterystyczne i zapierające dech ilustracje. Grampá jak już zabiera się za rysowanie, to wkłada w ten proces całe serce. Jego prace są niezwykle estetyczne, wyróżniające się dbałością o najmniejsze nawet detale na każdym kadrze, czy też innowacyjnymi designami poszczególnych postaci oraz miejsc. Otrzymujemy sporo przepysznych pod kątem wizualnym, dynamicznych, brutalnych i często krwawych scen pojedynków, ale oprócz tego podziwiać można talent artysty w segmentach rozgrywających się w podziemiach, szaleństwo rodzące się na bardziej odludnym pustynnym terenie, czy też krótkie flashbacki z udziałem Bruce'a. Wszystko to (wraz z dobrze dobraną i urozmaiconą kolorystyką, za którą tym razem odpowiadało dwoje twórców) tworzy nietypową, specyficzną, gęstą i dosyć ponurą atmosferę. Ilustracje są krótko mówiąc fenomenalne i zagłębiając się w poszczególne plansze nie dziwię się wcale, że Rafael potrzebuje tak dużo czasu, aby wszystko było dopięte na ostatni guzik.
A zatem przytaczając raz jeszcze pytanie ze wstępu: czy warto był aż tyle czekać? Jak najbardziej, gdyż najnowsza odsłona idealnie wpisuje się w klimat tego, co mogliśmy zasmakować w poprzednich odsłonach. Grampá konsekwentnie serwuje nam niezwykle oryginalną, zakrojoną na większą skalę, dopracowaną pod względem graficznym wizję Gotham i jego zamaskowanego obrońcy. Zdaję sobie sprawę, że to nie jest tytuł dla każdego, ale ja znalazłem w tej serii coś nietypowego, odmiennego i w wielu miejscach szalonego, co nie pozwala się od niej oderwać. Liczę jednocześnie na to, że twórca stanie na wysokości zadania i umiejętnie sfinalizuje wszystkie wątki w czwartym, wieńczącym całą intrygę zeszycie. Zeszycie, na który mam nadzieję nie będę musiał czekać teraz kolejny rok...
Omawianego komiksu szukajcie w ofercie sklepu ATOM Comics.
Autor: Dawid Scheibe
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz