Jedną z głównych idei stojących za powstaniem w strukturach DC Comics imprintów dla dzieciaków oraz młodzieży było to, by zwłaszcza w tym drugim, autorami scenariuszów były osoby obeznane w literaturze YA. Kilkanaście dni temu do sprzedaży trafiła powieść graficzna POISON IVY: THORNS, której skrypt napisała Kody Keplinger. Pisarkę tę możecie kojarzyć z wydanej w naszym kraju przez wydawnictwo Znak książki ”DUFF: Ta gruba i brzydka”, która została także w 2015 zekranizowana. Tu ciekawostka: jedną z dwóch głównych ról zagrał znany też z Arrowverse Robbie Amell. Tam mieliśmy do czynienia z historią dziewczyny wyszydzanej z powodu tego, iż przy swoich przyjaciółkach jest tylko tłem i ich marnym uzupełnieniem, która musi zmierzyć się z walką o odbudowę swojego własnego poczucia wartości, zaś całość jest mimo wszystko kolorowa, przaśna i z obowiązkowym happy endem. W przypadku komiksu z Poison Ivy tak być już nie po prostu mogło.
Trochę obawiałem się lektury komiksu POISON IVY: THORNS. Kody Keplinger bowiem ma co prawda na koncie osiem książek dla młodzieży oraz jedną dla jeszcze młodszych odbiorców, lecz wszystkie łączy (przynajmniej bazując na samych opisach oraz designach) stosunkowo lekka tematyka, niemal zawsze ubrana w dość wesołe, kolorowe okoliczności. Wiadomym jednak było, że w przypadku komiksu o przyszłej Poison Ivy trudno było spodziewać się podobnego zagrania i jeśli chcemy trzymać się pewnych cech charakterystycznych Pameli Isley, to nie otrzymamy historii o imprezującej, młodej kobiecie. Nie byłem przekonany co do tego, czy pani Keplinger udźwignie ten temat i cieszę się, że potężnie się pomyliłem. POISON IVY: THORNS okazało się bowiem ciekawie skonstruowaną, spójną oraz wciągającą lekturą pod względem fabularnym historią, na łamach której nie zabrakło naprawdę mrocznych twistów, których oczywiście Wam tu nie zdradzę. Napiszę tylko tyle, że pojawiły się tu dwa momenty, oba zresztą związane z tą samą postacią, podczas których nie byłem do końca pewien czy na pewno nadal czytam komiks skierowany do nastolatków.
Pomimo tego, że komiks odhacza kilka mocno schematycznych postaci (popularny szkolny chłopak z dobrego domu, będący skończonym palantem), to jednak całe trio głównych bohaterów (Pamela, jej ojciec oraz Alice) jest rozpisane w bardzo sensowny oraz satysfakcjonujący sposób. POISON IVY: THORNS broni się również bardzo dobrze zaimplementowanym oraz poprowadzonym, dość przyciężkawym klimatem. Wszystko to idealnie współgra z próbami pokazania, iż chociaż mamy tu do czynienia także z pewnego rodzaju historią miłosną, to jednak powoli i konsekwentnie główna jego bohaterka stanie się z czasem Poison Ivy.
Niestety warstwa graficzna komiksu nie jest czymś, co z czystym sumieniem mógłbym pochwalić. Prace zajmującej się dotychczas głównie animacjami Sary Kipin, dla której notabene jest to w zasadzie dopiero debiut na komiksowym rynku w USA (wcześniej zrobiła raptem tylko dwie okładki dla wydawnictwa Boom! Studios), najzwyczajniej w świecie nie przypadły mi do gustu. Są tu pojedyncze kadry, które naprawdę wyglądają dobrze, lecz to zdecydowanie za mało. Jako całość, POISON IVY: THORNS niestety zupełnie mnie nie przekonało. Prosta kreska, mało detali, a te które są, bywają i tak przesadzone (np.: gdyby wszyscy ludzie łzawili tak, jak jest to pokazane w tym komiksie, to byśmy mieli totalnie przerąbane).
Komiks liczy sobie 208 stron i zawiera dodatkowo preview I AM NOT STARFIRE – kolejnej pozycji z DC Young Adults, na którą czekam. Tu obawy są odwrotne jak w przypadku POISON IVY: THORNS, które ostatecznie okazało się bardzo dobrze napisaną i… no, może niekoniecznie odpowiednio zilustrowaną historią.
Krzysztof Tymczyński
POISON IVY: THORNS do kupienia między innymi w sklepie ATOM Comics.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz