piątek, 23 lipca 2021

SUPERMAN: MAN OF TOMORROW VOL. 1: HERO OF METROPOLIS

Przy okazji dzisiejszej recenzji zaglądam do bardzo mi bliskiego supermanowego zakątka DCU, gdzie po zakończeniu runu Tomasiego i Gleasona nie dzieje się niestety wiele dobrego i ciekawego. Na szczęście w pewnym momencie DC wyszło z inicjatywą skierowaną do tych osób, które nie chciały się na siłę męczyć z wypocinami Briana Michaela Bendisa. Dzięki nowej serii ukazującej się w formie cyfrowej dostaliśmy możliwość poznania Supermana oczami innych twórców, a jednym z nich był Robert Venditti odpowiedzialny za scenariusz do 11 rozdziałów. W minionym tygodniu zostały one wszystkie wreszcie zebrane w jednym miejscu, a zatem nadarzyła się idealna okazja, aby kilka słów o tym runie napisać.

Jeśli ktoś czytał i całkiem wysoko ceni jego GREEN LANTERNA czy HAWKMANA, to doskonale zdaje sobie sprawę, że Venditti zna się na pisaniu scenariuszy komiksowych. Nie zawsze i nie w każdych warunkach mu to wychodzi, ale i tak za każdym razem sprawdzam pisane przez niego historie. Miło mi oznajmić, że w przypadku Supermana znowu mu się udało i MAN OF TOMORROW można śmiało zapisać po stronie jego udanych projektów. Co zadecydowało o końcowym sukcesie?

Najważniejsze jest chyba to, że doskonale potrafi wczuć się w pisaną przez siebie postać i rozumie, co czyni eSa tak wyjątkowym. Superman nie tylko walczy z różnymi superzłoczyńcami, ale także stanowi wzór do naśladowania i inspirację do tego, aby współpracować i pomagać sobie w najtrudniejszych momentach. Benids dużo gadał o tym jak jest podniecony pisaniem przygód Człowieka ze Stali, ale z szumnych zapowiedzi wyszło jedynie duże rozczarowanie. Venditti z kolei postawił na prostotę, nawiązanie do klasycznego wizerunku i zachowania Kal-Ela, co okazało się strzałem w dziesiątkę, lekkim i przystępnym daniem w porównaniu do tego, co z udziałem Supermana rozgrywa się w głównym DCU.

Dużym atutem komiksu jest wspomniana przed chwilą jego przystępność, gdyż mamy tutaj do czynienia tak naprawdę w większości z pojedynczymi i zamkniętymi rozdziałami, a całość rozgrywa się z dala od kontinuum. Pozycja jak znalazł dla kogoś, kto nie lubi angażować się w opowieści wymagające znajomości wcześniejszych, lub rozgrywających się jednocześnie historii/serii. W mniejszym lub większym stopniu przewijają się tutaj znani złoczyńcy z galerii łotrów Supermana (Parasite, Metallo, Toyman, Prankster, Luthor), ale zostają oni stosownie odświeżeni i zaprezentowani w sposób, dzięki któremu nikt nie powinien czuć się zagubiony i pozostawiony z wieloma pytaniami bez odpowiedzi. Jest też bodajże dwóch nowych cudacznych przeciwników, jacy zostają postawieni na drodze eSa, a wszystko po to, aby jeszcze lepiej ukazać pewne pozytywne cechy charakteru, jakie posiada tytułowy bohater. Oczywiście eS nie odniósłby tyle sukcesów, gdyby nie jego silna grupa wsparcia, gdzie bez większego zaskoczenia brylują Lois Lane oraz Jimmy Olsen. Zwłaszcza kreacja Lois przypadła mi do gustu. Scenarzysta nie zapomina też przemycić gdzieniegdzie trochę humoru, a dialogi są ma się rozumieć o niebo lepsze, niż bezsensowna paplanina przygotowywana przez BMB.

Najlepsze moim zdaniem rozdziały to te z udziałem Parasite'a oraz odsłona, w której Superman bierze sobie dzień wolny i wyświadcza przysługę Atlasowi. Cieszy mnie jednak fakt, że komiks ten tak naprawdę nie ma słabych punktów, a każda krótsza odsłona przesiąknięta jest klimatem rodem z klasycznych supermanowych historii sprzed lat, gdzie bohater ten dokonuje wielkich rzeczy, a mieszkańcy Metropolis są dumni, że jest jednym z nich. Mamy zatem z jednej strony świeże spojrzenie na rolę odgrywaną przez Człowieka ze Stali, ale z zachowaniem pozytywnego ducha Srebrnej Ery.

A jak album prezentuje się od strony graficznej? Odpowiedzialny za większą część plansz Paul Pelletier (kojarzony większości odbiorców głównie z serii AQUAMAN) z pewnością nie jest artystą wręcz urodzonym do rysowania Supermana, jak to można powiedzieć chociażby o Garym Franku. Nie znaczy to jednak, że ilustracje są słabe, czy też utrudniają śledzenie akcji. Absolutnie nie. Po prostu mamy do czynienia z solidnym rzemieślnikiem, którego prace jakoś szczególnie nie zapadają w pamięci, i który momentami potrafi wznieść się na poziom wyższy niż przeciętny, dostarczając fajnych ujęć eSa podczas starcia z poszczególnymi przeciwnikami. Po jednej odsłonie przypadło w udziale takim rysownikom, jak Gleb Melnikov, Scott Hepburn oraz David Lafuente. Dla wielu fanów DC nazwiska te mówią niewiele lub wcale, a każdy z nich dysponuje kompletnie innym stylem, który lepiej lub gorzej sprawdza się w powierzonej im historii. Osobiście najbardziej z tej trójki przypadła mi przypominająco szkice Victora Bogdanovicia kreska Melnikova, którego ilustracje można podziwiać w ramach aktualnie wydawanej serii ROBIN. Wizualnie zatem nie ma jakiejś wielkiej rewelacji, ale szata graficzna jest na tyle solidna i stabilna, że pozwala na płynne śledzenie fabuły.

Robert Venditti na przykładzie omawianego komiksu udowodnił, że idealnie nadawałby się do roli scenarzysty SUPERMANA, czy ACTION COMICS, bo świetnie czuje głównego bohatera i w prosty sposób potrafi dostarczyć oczekiwanej rozrywki miłośnikom tego najpotężniejszego w DCU herosa. To była szybka, przyjemna i powodująca wiele zadowolenia/uśmiechu na mojej twarzy lektura. W teorii spodziewałem się jedynie czegoś na kształt egzotycznego zapychacza, a w praktyce okazał się to być wartościowy i godny polecenia komiks zarówno dla tych najbardziej zagorzałych, jak i okazjonalnych czytelników przygód Kal-Ela. Polecam sprawdzić.

Opisywane wydanie zawiera materiał z komiksów SUPERMAN: MAN OF TOMORROW #1 - 6 oraz #11 - 15, które ukazywały się w ramach linii Digital First.

Komiks do nabycia m.in. w sklepie ATOM Comics.

Dawid Scheibe

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz