Prawie rok po
polskiej premierze ostatniego tomu doczekaliśmy się kontynuacji przygód Gwiazdy
Zarannej w ramach linii wydawniczej SANDMAN UNIWERSUM. Zabrzmię pewnie jak
zdarta płyta, ale po lekturze DZIKIEGO GONU nadal uważam, że jest to seria
warta wszelkiej uwagi i dowód na to, że najnowsze rozszerzenie uniwersum
legendarnego SANDMANA nie było festiwalem straconych szans i bylejakości.
Oczywiście nie wszystkim musi się ono podobać, ani nie zawsze wszystko wyszło.
Jednakże kilka z otrzymanych – chociażby LUCYFER – trzyma naprawdę wysoki
poziom.
Mazikeen opuściła
Lucyfera rok temu. Ten (choć sam się do tego oczywiście nie przyznaje) cierpi z
tego powodu. Przepowiednia wygłoszona przez mityczną Kassandrę wyrywa go jednak
z melancholijnego letargu. Dziki Gon ma znów wyruszyć, a jeżeli dawny Pan
Piekieł nie powstrzyma jego łowów, to znowu będzie musiał zasiąść na swoim
tronie. Tylko jak odnaleźć boginię, którą jak się wydawało – ostatnio
skutecznie zabił?
Dan Watters to
scenarzysta komiksowy i pisarz lubujący się przede wszystkim we wszelakich
opowieściach grozy. W poprzednich tomach mieszał umiejętnie grozę z licznymi
odniesieniami do różnych wierzeń, klasycznej literatury oraz kultowej serii
Neila Gaimana. Przy okazji budując piętrową intrygę, w której każdy element
odgrywa na końcu jakąś kluczową rolę (często uprzykrzając życie naszemu
Luckowi). Nie inaczej jest tym razem. Sięgając po obecny w praktycznie każdej
mitologii indoeuropejskiej wątek Dzikiego Gonu (oczywiście z mocnym naciskiem
na jego nordycko-germańską wersję) opowiada o historii przemocy. O jej
narodzinach, rozwoju, a także późniejszym ucywilizowaniu. Łowy Odyna i jego
orszaku odciskają na wszystkich światach swoje piętno, ale jednocześnie mają
swoje miejsce w istniejącym porządku. Są rytuałem pełnym agresji, ale
przynoszącym oczyszczenie. Dopóki oczywiście nie wmiesza się w to Lucyfer.
Główny bohater
znowu próbuje być mistrzem intrygi. Chce przechytrzyć wszystkich. To jak
sprawnym jest manipulatorem, autor ukazuje cudownie na samym początku albumu. W
momencie, gdy nasz upadły anioł wciąga w swoje gierki samego Johna
Constantine’a (który zwykle sam byłby raczej tym manipulującym niż
manipulowanym). Tym razem jednak nie wszystko idzie po jego myśli, a finał nie
daje nam ostatecznej odpowiedzi czy i tym razem wygrał.
Przy okazji
dostajemy też kilka niespodziewanych powrotów, zarys być może jakiejś głębszej
intrygi, kilka wybornych żartów oraz przebłyski z czasów, gdy Lucyfer był
jeszcze względnie młody. Więcej napisać nie mogę, choć to świetna opowieść do
rozkładania na czynniki pierwsze. Lektura jej dostarczyła mi naprawdę sporo
rozrywki, a od kolejnych stron ciężko było się oderwać.
Dużo w tym także
zasługi rysowników Maxa i Sebastiana Fiumarów oraz Fernando Blanco, a także
kolorystów Dave’a McCaiga i Dee Cunniffe’a. Choć pierwszy zeszyt rysowany tylko
przez nowe nazwisko w gronie rysowników — Fernando Blanco — trochę może w
pierwszym momencie wybić z rytmu serii, gdyż jego styl jest bardziej cartoonowy
niż braci Fiumara, to potem wracamy już do sprawdzonej, mroczniejszej i pełnej
dynamicznych kresek oprawy graficznej znanej z poprzednich dwóch albumów. Jest
w tych ilustracjach pełno mroku, makabry, ale i cudnej ekspresyjności, która
idealnie odpowiada tonowi scenariusza.
DZIKI GON to więc
kolejny wart pochwały i wszystkich ochów oraz achów tom tej serii. Aż ciężko
jest nie ekscytować się na myśl, co jeszcze przygotował dla nas Dan Watters.
Następny tom będzie już ostatnim, więc warto już teraz sięgnąć po całą serię,
aby kolejne (zapewne) 10-12 miesięcy spędzić na jego wyczekiwaniu przy okazji
wracając może nawet co jakiś czas do lektury.
Opisywane wydanie
zawiera materiał z komiksów LUCIFER #14 – 19.
Komiks ten znajdziecie m.in. w internetowym sklepie Egmontu oraz ATOM Comics.
Krzysztof Pielaszek
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz