Choć DC Comics od lat próbuje odtworzyć sukces, jaki osiągnięto w latach 90. rewolucyjnym imprintem Vertigo, to raczej nie zbyt udanie im to idzie. Zarówno ostatnie lata funkcjonowania Vertigo, jak i DC Black Lebel czy ostatnie linie wydawnicze skupiające się na horrorach częściej są co najwyżej średnie, a co dopiero wybitne. Najbliżej duchowi tego artystycznego fermentu przełomu wieków był chyba DC's Young Animal Geralda Way’a (którego Polscy czytelnicy niestety nie mieli okazji w ogóle poznać). Rozważając ostatnio o historii tego imprintu zastanawiałem się, czy wydano u nas coś, co byłoby idealną reprezentacją jego niezwykłości, a jednocześnie nie miało zbyt dużej ilości tomów (jak SANDMAN), czy nie wymagało otwarcia najpierw wszystkich czakr w naszym ciele (jak NIEWIDZIALNI). I wtedy znikąd wydawnictwo timof comics zapowiedziało u nas publikację TWARZY Petera Milligana (który odwiedził nas w maju jako gość Komiksowej Warszawy) oraz Duncana Fegredo. To zaś jest właśnie idealny, krótki tytuł reprezentujący wszystko, co było najlepsze w Vertigo.
Młody,
obiecujących chirurg plastyczny David Scholem oraz jego żona Rebecca otrzymują
zaproszenie na prywatną wyspę Andrew Sphinxa. Ten bogaty, geniusz sztuki
przyjaźnił się z samym Picassem. Od pewnego czasu jednak przestał pojawiać się
publicznie, ale operacja wyglądu jego twarzy ma być ostatnim krokiem przed jego
powrót na światowe salony. David wie, że to szansa, której nie może zmarnować.
Takie zlecenie może całkowicie odmienić jego karierę. Jednak, gdy przybywają na
miejsce, okazuje się, że nie będzie, to taka prosta robota, na jaką liczył nasz
bohater.
Postmodernizm.
Hasło, które ostatnio stało się znowu popularne z uwagi na jego wykorzystanie w
debatach politycznych od USA po Polskę. Hasło, które – co w sumie wręcz budzi
moje rozbawienie – postmodernistycznie wręcz zatraciło w języku potocznym swoje
pierwotne znaczenie i stało się wytrychem mogącym oznaczać wszystko. TWARZ
odwołuje się jednak do haseł, które rzeczywiście głosił ten nurt intelektualny.
Bawi się schematami thrillerów czy kryminałów, aby przyjrzeć się ówczesnemu
(oryginalnie wydano ją w 1995 roku) społeczeństwu oraz zadać pytanie pomiędzy o
granicę pomiędzy dziełem sztuki, a materiałem, na którym je przedstawiono.
David to typowy
yuppie – zafascynowany Los Angeles końca XX wieku. Chcący się za wszelką cenę
wybić oraz zarobić. Nie szanuje swojej młodej żony, ani jej ambicji. Nie
szanuje tak naprawdę właściwie nikogo. Do ludzi podchodzi bardzo przedmiotowo.
Każdego ocenia z perspektywy tego, co zrobiono z jego twarzą bądź co można by z
nią zrobić. Jest wręcz idealną ofiarą dla zimnego geniuszu Sphinxa.
Ten artysta
całkowicie opanowany przez swoje obsesyjne, postmodernistyczne rozważania
całkowicie wyzbył się zaś jakiejkolwiek moralności. Ludzie są dla niego niczym
motyle, które można złapać, a potem na przykład poodrywać im skrzydełka w
ramach uprawiania Sztuki (oczywiście, że przez duże S).
Na zaledwie 60 stronach Milligan potrafi zachęcić czytelników do rozważań na temat sztuki czy przerostu formy nad treścią, jak i dostarczyć bawiący się konwencją, ale jednocześnie trzymający w napięciu thriller z niespodziewanymi oraz wciąż świeżymi (po tylu latach) zwrotami akcji. Przy tym jego dialogi oraz narracja są ostre jak brzytwa, a przy tym naturalne – w ten taki typowy dla amerykańskiej literatury sposób (i świetnie przetłumaczone przez Dominika Szczęśniaka). Całość nie robiłaby jednak takiego wrażenia bez rysunków Duncana Fegredo.
Peter Milligan pozdrawia wszystkich czytelników DCManiaka |
Peter Milligan po
raz pierwszy pracował z Duncanem Fegredo, a także – co ważne – kolorystką
Sherilyn Van Valkenburgh w 1993 roku. Ich ośmiozeszytowa seria ENIGMA była
jednym z pierwszych queerowych komiksów wydanych przez Vertigo. TWARZ to
kolejna współpraca całej trójki. I jakże spektakularna. Fegredo radzi
sobie z dynamiką sensacyjnej opowieści jak mało kto. Niczym zwinny kot
przeskakuje z realizmu w surrealizm, a potem w makabrę. Jeżeli szukacie
obrazków powszechnie uważanych za „ładne”, to tu ich nie znajdziecie. Bliżej im
do brzydoty rzeczywistości wymieszanej z mocno pulpową stylistyką i podlanej
groteskowym szaleństwem. Kolory Van Valkenburgh też niby są dość realistyczne,
acz intensywniejsze niż w rzeczywistości, aż nagle stają się równie nierealne
jak cała reszta opowieści.
Historia została
oryginalnie wydana jako powiększony zeszyt w ramach serii VERTIGO VOICES, która
miała promować imprint. Stąd też poza jedną dodatkową ilustracją promocyjną
oraz przedmową napisaną specjalnie na potrzeby polskiego wydania przez
scenarzystę, nie posiada ona żadnych innych dodatków. Całość wydano na miękko
(choć okładka jest kartonowa). Otrzymany przeze mnie egzemplarz nie posiadał za to stopki redakcyjnej. Zostało to jednak naprawione w wersji, która trafiła do szerokiej dystrybucji.
TWARZ to idealny
pokaz tego, że nie trzeba opowieści rozpisanej na milion zeszytów, aby
całkowicie oczarować czytelnika. Dzieło rozrywkowe, które dostarcza zarówno
emocjonalnej karuzeli, jak i tematów do rozważań. Album, który idealnie
pokazuje jak bardzo interesujące, potrafiło być stare, dobre Vertigo
Opisywane wydanie
zawiera materiał z komiksu FACE #1.
Recenzowany
komiks możecie nabyć m.in.: w sklepie wydawcy.
Komiks otrzymałem
do recenzji od wydawcy. Wydawca nie ma wpływu na moją opinię.
Krzysztof
Pielaszek
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz