Flash, czyli spóźniony, najszybszy superbohater
Flash jest tworem niezwykle dziwnym, za którym stoi bardzo ciekawa, zakulisowa historia, która także i przekłada się na całokształt, który obejrzeć możemy teraz w kinach, lub za kilka tygodni na streamingu. Film ten był bowiem zapowiadany latami, a przekładany kolejnymi miesiącami. W międzyczasie koncepcja filmowego wszechświata DC niejednokrotnie zmieniała się, głównie za sprawą zmieniającego się szefostwa i wygasających kontraktów. Wisienką na torcie były kontrowersje wokół głównego aktora, wcielającego się w tytułową rolę. Ezra Miller niejednokrotnie był aresztowany, za duszenie swojej fanki, lub atakowanie kobiet krzesłami na Hawajach. Nie bez powodu nawet nie uczestniczy we wszystkich oficjalnych premierach.
Mówiąc dosadnie, Miller był dla Warnera większym problemem, niż korzyścią. Studia filmowe działają PR’owo, a więc ostatni rok nie był dobrym momentem, aby Flash w końcu miał się ukazać. Wzbudzał jednak zainteresowanie fanów, albowiem zapowiadał się hucznym powrotem nie jednego, ale aż dwóch Batmanów! Ben Affleck, który zrezygnował ze swej roli, powrócił do niej w ramach filmowego projektu. Co jednak bardziej zachęcało lwią część widowni to klasyka w pełnej okazałości, czyli Burtonowski Batman w kreacji Michaela Keatona.
Film o Flashu?
Jednak zastanawiające z tego wszystkiego jest jedno. Czy Flash jest solidnym filmem o tytułowym superherosie, który stoi na własnych nogach, czy może jedynie włodarze filmowego DC, wykorzystać go mają jako narzędzie do kolejnych restartów i zmian w filmowym wszechświecie, które to są hucznie zapowiadane? W odpowiedzi niczym speedster spieszę, że jedno i drugie.
Fabularne założenia zna zapewne każdy, bowiem jest to luźna adaptacja, kultowego już komiksu Flashpoint, który to w komiksowym wszechświecie również swoje narobił. W ramach opowieści graficznej dostaliśmy zupełnie alternatywny wszechświat, z licznymi zmianami, jak chociażby Thomas Wayne będący Batmanem, z kolei Kal-El będący eksperymentem rządowym S-1.
Całość już wtedy operowała na motywie podróży w czasie. Przed Flashpointem Barry bowiem powraca do momentu, w którym Reverse-Flash przybywa z przyszłości i zabija matkę Barry’ego, Norę Allen. To z kolei zarówno w komiksach, jak i w adaptacjach wywraca życie chłopaka, który latami stara się przywrócić wolność swojemu ojcu, niesłusznie skazanemu za morderstwo. Jak się szybko jednak okazuje, małe zmiany, które wprowadza, wpływają na status quo całego głównego wymiaru.
Jak komiksy pokazywały wiele ciekawych alternatyw, tak i w filmie, widzimy nie jednego Flasha, a dwóch, bowiem w wyniku pewnych wydarzeń, Barry wypada ze Speedforce, w 2013 roku, we wrześniu, zaraz przed atakiem generała Zoda i reszty zagubionych Kryptończyków, co widzieliśmy już w filmie Człowiek ze stali. Dzięki temu mamy spojrzenie na dwóch Flashów, w różnych momentach ich życia.
Ponadto to nie Kal-El ląduje na ziemi, a jego kuzynka Kara. Superman nie zdołał dotrzeć, z kolei to właśnie Supergirl jest obiektem rządowych badań. Co też ciekawe, twórcy postanowili odejść od jej znanego, zarówno dzięki komiksom, jak i serialowi wyglądu. W tym filmie Supergirl nie jest długowłosą blondynką w czerwonej, powiewającej na wietrze spódniczce. Jej design wzorowany jest na Larze Lane-Kent, wyciągniętej żywcem z komiksowego Injustice. Tam była to córka Clarka Kenta i Lois Lane.
Z tego wszystkiego, to właśnie powroty ciekawią najbardziej. Sam Batman wypada rewelacyjnie, w końcu to Michael Keaton! Oczywiście wiemy, że nie jest to wprost ten Burtonowski Batman, a jego kolejny, alternatywny wariant, lecz i tu mamy całą masę nawiązań do pierwszych kinowych filmów z nietoperzem, od gadżetów Jokera, poprzez wielką jaskinię nietoperza i najpiękniejszy batmobil w historii!
Poza Batmanem pojawia się kilka innych znanych postaci z mnogiej ilości adaptacji. Nie będę jednak zdradzał jakie. Niech samo to was zachęci do pójścia do kina!
Czy Flash to solidny produkt?
Nie będę ukrywał, że Flash jest już kolejnym filmem o tematyce multiwersum na przestrzeni ostatnich miesięcy. Niektórzy mogą mieć już lekki przesyt tą tematyką, a nawet i do mnie docierają tego typu twierdzenia. Ja jednak pójdę w kontrę. Na filmie bawiłem się fantastycznie, choć może to wynikać stąd, że uwielbiam alternatywne światy w komiksach i to jak są tam eksploatowane.
Flash jest spójną historią o samym bohaterze. Nie jest to kolejne origin story, lecz i w te rejony film zgrabnie wędruje, pokazując proces, w którym Flash zyskuje swoje zdolności. Fabuła filmu naprawdę daje poczucie wielkości tego świata. Jak zarzucałem nowemu Shazamowi!, że w świecie, w którym istnieje Liga Sprawiedliwości i JSA, obie drużyny niczego nie robią w związku z atakiem na Filadelfię, tak tutaj mamy zupełną odwrotność, co pokazuje ponownie bogactwo świata filmowego DC, które to eksplorować ma niedługo nowe rejony. Przez cały film byłem mocno zaangażowany, pomimo pewnej prostoty samej historii, operującej na znanych motywach.
Co jednak niestety muszę zarzucić Flashowi to efekty specjalne. Całość wygląda naprawdę tanio i sztucznie. Z jednej strony nie dziwię się, czemu sam film przełożono o niemal dziesięć miesięcy, z drugiej efekty dalej nie domagają. O ile mogę powiedzieć, że choreografie walk czy biegów są zaprojektowane i zaprogramowane ładnie, tak niestety daje to poczucie oglądania Ekspresu Polarnego, kiedy to widzimy dwie walczące ze sobą komputerowe kukły.
Słowem podsumowania Flash to fajna i niezobowiązująca rozrywka, która trochę do filmowego DC wprowadza, ale też i w ciekawy sposób bada motyw podróży w czasie. Tym samym podparty był początek trzeciego sezonu serialowego Flasha. Tutaj jednak moim skromnym zdaniem wyszło nieco lepiej, a już szczególnie, przystępniej
Wiktor Weprzędz
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz