Jonathan Crane: "Strach jest narzędziem ewolucji. Gdy (ludzie) pokonają ten strach, staną się inni. Lepsi".
BATMAN w wersji Jamesa Tyniona IV odsłona piąta i zarazem ostatnia. A na deser swojej dłuższej, niż początkowo sam zakładał, przygody z Mrocznym Rycerzem scenarzysta przygotował sporo fajerwerków obiecując satysfakcjonujące zwieńczenie nakreślonej przez siebie w poprzednim tomie, zakrojonej na szeroką skalę intrygi. Do tej pory twórca ten nie zdołał przekonać mnie do tego, że sprawdza się jako architekt odpowiedzialny za losy Człowieka Nietoperza, zatem też nie nastawiałem się na jakąś drastyczną poprawę takowej sytuacji. Obawiałem się mocno tego, że znów może spartaczyć sprawę, jak to uczynił w przypadku WOJNY JOKERA. Sprawdźmy, czy moje obawy były słuszne.
W Gotham panuje coraz większy chaos, nad którym Batmanowi i jego sojusznikom trudno już zapanować. Strach na Wróble konsekwentnie realizuje swój plan, na mocy którego zasiany w ludziach lęk doprowadzi do ich przemiany w ewolucyjnie doskonalsze jednostki. Simon Saint oraz jego Magistrat, z pełnym poparciem burmistrza, dąży do przemiany Gotham w trzymane twardą ręką państwo policyjne. Sean Mahoney oszalał i zamierza wziąć sprawy we własne ręce eliminując zarówno Crane'a, Batmana oraz wszystkich, którzy stoją na drodze Magistratowi. Z kolei Queen Ivy chce zrównać miasto z ziemią i od podstaw zbudować w jego miejsce zielony raj. A jakby tego było mało, Kolektyw Nadpoczytalności pragnie przy pomocy swojej specjalnej maszyny wykonać ludziom lobotomię, aby porzucili przeszłość i stali się najlepszą, najczystszą wersją samych siebie. Jak to wszystko zatrzymać i czy jest sposób, aby przywrócić jako taką normalność w mieście?
W STANIE STRACHU dostajemy dalszy ciąg tego, co rozpoczęło się w poprzednim tomie, a także w mniejszym stopniu w jeszcze wcześniejszych rozdziałach. James Tynion IV ze znaną sobie manierą wrzuca do jednego worka pokaźną ilość wątków oraz bohaterów, podkręcając atmosferę, dolewając paliwa do ognia i doprowadzając miasto Gotham na skraj upadku i szaleństwa. Komu jeszcze chce się tutaj mieszkać, skoro co rusz jakiś szaleniec rozpętuje piekło, wywołuje wojnę, czy też twierdzi, że ma nowy i oryginalny (czytaj kontrowersyjny, chory i nie podobający się Batmanowi) plan na naprawę/oczyszczenie tego miejsca z brudu, zbrodni itp. Jeszcze nie opadł na dobre kurz po wybrykach Jokera, a już spada kolejna bomba, po której znów trzeba próbować podnosić się z kolan. Chyba brakuje niektórym pomysłowości, żeby brnąć znowu w to samo, tylko pod inną nazwą. Jeszcze na początku jest nadzieja, że sprawy rozwiną się w ciekawszym kierunku i nie będzie chodziło o jedną wielką rozpier@#!% pełną wybuchów i zniszczeń, ale później niestety te nadzieje szybko ulatują, emocje opadają, a ja czytam do końca i stwierdzam, że jest to komiks jakich widziałem i czytałem już w przeszłości wiele.
Przebieg wydarzeń na kartach głównej serii odarty jest z jakichś większych emocji i niesamowitych zwrotów fabularnych, nie angażuje zbyt mocno, jedziemy na prostych i ogranych schematach. Co dziwne, gdyż przecież teoretycznie dzieje się sporo, skaczemy po różnych wątkach i miejscach, a na scenie mamy całkiem sporą ilość bohaterów i złoczyńców. W moim przypadku lepiej śledziło się to, co rozgrywa się na łamach trzech dodatkowych one-shotów z udziałem odpowiednio Peacekeepera-01, Miracle Molly oraz Ogrodniczki, gdzie dostajemy wgląd w historię tej trójki ważnych dla STANU STRACHU postaci. Nie sprawiło to jak za dotknięciem magicznej różdżki, że nagle osoby te zaczęły mnie jakoś mocniej obchodzić i postanowiłem im gorąco kibicować, ale rozdziały te z pewnością wyjaśniły, dlaczego ta czy inna osoba obrała taką, a nie inną drogę. Swoją rolę spełniają również prolog oraz epilog, przez co całość staje się chyba trochę bardziej przystępna dla mniej siedzących w Tynionowym runie czytelników.
Innych tie-inów składających się na STAN STRACHU w tym albumie nie znajdziecie. Nie są to jednak jakieś szalenie ważne rozdziały, które rzucają więcej światła na to wydarzenie i uważam, że to co dostaliśmy w zupełności wystarcza. Zwłaszcza, że w kilku przypadkach są to specjalnie, na siłę podciągane pod ten event zeszyty, co akurat nie jest żadną nowością w przypadku tego typu wydarzeń. A jeśli komuś mało to jeszcze we wakacje będzie można przeczytać dwa inne tie-iny, które ukażą się w ramach serii DETECTIVE COMICS oraz NIGHTWING.
Odnośnie warstwy wizualnej żadnego zaskoczenia nie ma, czego akurat się spodziewałem i co przyjmuję z dużym zadowoleniem. Ilustracjami Jorge Jimeneza w BATMANIE już niejednokrotnie się zachwycałem, ostatnio chyba przy okazji recenzowania na DCManiaku początku runu Chipa Zdarsky'ego, ale jak tu gościa nie chwalić, skoro wykonuje swoją robotę bardzo dobrze. Po raz kolejny najbardziej zachwyciły mnie wszelkie sekwencje dotyczące Stracha na Wróble oraz wpływu jego specyfiku na wizje poszczególnych postaci. Jimenez tylko udowodnił i jeszcze raz pokazał, że świetnie odnajduje się w klimatach dotyczących Gotham i jego największego obrońcy. W tym albumie pojawia się również spora ilość gościnnych twórców, przez co o jednolitej szafie graficznej można zapomnieć. Styl często się zmienia, odbiegając w większości od klasycznej superbohaterskiej kreski oferowanej przez Jimeneza, co jednak ma swoje uzasadnienie, gdyż dotyczy głównie tie-inów skupionych na wybranych osobach tego dramatu. Cieszę się zwłaszcza z obecności znanych z innych projektów nazwisk, jak Dani, Riccardo Federici oraz Christian Ward, którzy prezentują oryginalne i jednocześnie przyjemne dla oka wizualne doznania, i po których prace zawsze chętnie sięgam. Niektóre rysunki wypadają lepiej, inne ciut gorzej, ale według mnie nie można mówić o jakimś rozczarowaniu w tej kwestii, wyszła ciekawa mieszanka stylów.
BATMAN: STAN STRACHU to solidne, ale mocno przewidywalne pod kątem rozwoju wydarzeń superbohaterskie czytadło, napakowane widowiskowymi scenami (wybuchy, kolorowe wystrzały, krwawe nawalanki), spinające dotychczasowe wątki i częściowo przygotowujące grunt pod wydarzenia, jakie rozegrają się na kartach dwóch nowych serii - POISON IVY oraz BATMAN INCORPORATED. Niby dzieje się sporo i mówi się równie dużo, ale w większości wieje nudą, a dialogi cechuje powtarzalność. Można spokojnie przekartkować bez większego skupienia się na treści, aby połapać się w tym, co zaszło. Pech chciał, że nie jestem targetem tego typu projektów i celuję w krótsze, zakrojone na mniejszą skalę, bardziej ambitniejsze opowieści o Mrocznym Rycerzu. W każdym razie, jeśli do tej pory z zainteresowaniem i przyjemnością śledziliście poczynania Batmana pod okiem Jamesa Tyniona IV, to po lekturze tego tomu nie będziecie moim zdaniem zawiedzeni. I analogicznie w przypadku tych osób, które męczyły się czytając tomy 1-4. Ten z numerem 5 nie zmieni ich zdania o całości.
Tynion sfinalizował swój run w BATMANIE po napisaniu ponad 30 zeszytów i muszę przyznać, że mimo wszystko nie będę za nim tęsknić. Początkowo plan DC był taki, aby zakończył on swoją przygodę z serią znacznie szybciej, ale życie nakreśliło inny scenariusz wydłużając znacznie pobyt Jamesa w batmanowym zakątku DC. Pomijając już kwestie tego, na co mu pozwolono, a na co nie, postawił na dużą ilość postaci i widowiskowość, co niekoniecznie przełożyło się na jakość historii. To nie jest run, jaki warto pamiętać i do niego wracać, z którego bije przeciętność, przewidywalność, przedłużanie wątków, paplanina o wszystkim i o niczym, brak oryginalności i zaproponowania czytelnikowi czegoś, czego już wcześniej w jakiejś formie nie widział/czytał. Najlepsze okazały się rysunki, zwłaszcza design Scarecrowa, ale to niestety za mało. Run Toma Kinga był dziwny i kontrowersyjny, ale przynajmniej jakiś, zaś run Tyniona IV w szerszej perspektywie okazał się niestety nijaki. Szkoda.
Opisywane wydanie zawiera materiał z komiksów BATMAN #112 - 117, BATMAN SECRET FILES: MIRACLE MOLLY #1, BATMAN SECRET FILES: PEACEKEEPER-01 #1, BATMAN SECRET FILES: THE GARDENER #1, BATMAN FEAR STATE: ALPHA #1 oraz BATMAN FEAR STATE: OMEGA #1.
Omawiany komiks znajdziecie w sklepie Egmontu oraz w ofercie sklepu ATOM Comics.
Dawid Scheibe
To już kolejna niezbyt przychylna recenzja dla Batmana Tyniona. Jeszcze nie czytałem, ale dziwi mnie ta daleko posunięta rozbieżność ocen. Otóż Tynion dostał w 2021 nominację do Eisnera za scenariusz w Batmanie a w 2022 kolejną nominację dla pisarza. Regularne serie rzadko są nominowane, więc chyba Tynion czymś się jednak wybijał, przynajmniej w pewnym momencie.
OdpowiedzUsuńKiedy coś jest przeciętne lub słabe, to nie będę tego ukrywał, nawet jeśli dotyczy to jakiegoś uznanego twórcy. Tynion to oczywiście bardzo dobry scenarzysta, ale niestety nie sprawdził się jako pomysłodawca przygód Batmana. Nominacje do Eisnerów otrzymał głównie za Something is Killing the Children, Nice House on The Lake, czy Departament of Truth, z czym w pełni się zgadzam, bo to świetne komiksy. Przy nominacjach zawsze dopisuje się inne tytuły, nad którymi ktoś pracował w danym roku, stąd np. Batman, za którego jako osobny projekt Eisnera nigdy by zapewne nie dostał.
UsuńFaktycznie. Zapamiętałem sobie, że w 2021 nominowany był za Batmana a to było przede wszystkim za Something... No to już sobie wprowadziłem korektę do listy zakupowej :)
Usuń