"Zwą mnie Croc. Król Croc! Ja rządzę Gotham i jeśli ktoś chciałby rzucić mi wyzwanie, zabije go tu i teraz"
Tym razem twórcy kolekcji ponownie zapraszają nas na wycieczkę w nieco bardziej odległą przeszłość, a konkretnie do roku 1983, aby zapoznać się z przygodami Mrocznego Rycerza pisanymi przez legendarnego twórcę - Gerry'ego Conwaya. Wybrano kawałek dłuższego runu, a konkretnie ostatni story arc wspomnianego scenarzysty, gdzie po kilku latach żegna się on z seriami BATMAN oraz DETECTIVE COMICS, pozostawiając po sobie całą masę pozytywnych wspomnień i przygotowując na finał sporo fajerwerków. Gacek plus Conway plus lata 80-te? Nie mogłem tego odpuścić i od dawna wiedziałem, że można brać ten album w ciemno. Cieszę się, że przeczucie mnie nie myliło.
Tony Falco, dotychczasowy szef przestępczego półświatka, trafia za kratki. Wolne miejsce próbują zająć inni przestępcy, a wśród nich Squid/Mątwa ze swoim mackowatym pupilem. Największym problemem dla Człowieka Nietoperza okazuje się jednak inny nowy gracz, który rozgrywa swoją partię za kulisami i stopniowo przygotowuje się do przejęcia władzy nad podziemiem Gotham. Killer Croc, albo raczej King Croc spróbuje zjednoczyć wokół siebie największych złoczyńców w Gotham i okaże się wyjątkowo trudnym wyzwaniem dla Batmana, Robina oraz Batgirl. Swoją rolę w tej układance odegra również chłopak imieniem Jason Todd, który ma do wyrównania z Crociem własne porachunki.
KILLER CROC POWSTAJE zawiera kilka ostatnich rozdziałów autorstwa Gerry'ego Conwaya, które ukazywały się wtedy naprzemiennie w BATMANIE oraz DETECTIVE COMICS, co stanowiło w tamtym czasie swego rodzaju innowację dla komiksów DC. Komiks ten czyta się dosyć szybko, akcja jest dynamiczna, sporo w nim okładania się pięściami i ratowania się Batmana z różnych opresji, a szybsze sekwencje przeplatane są umiejętnie tymi spokojniejszymi, kiedy np. widzimy Bruce'a bez kostiumu. Są oczywiście obecne charakterystyczne dymki z przemyśleniami bohaterów, gdzie opowiadają o tym, co widzimy albo widzieliśmy przed chwilą, ale na szczęście nie ma tego aż tak dużo i nie jest tak uciążliwe, jak w wielu innych seriach od DC z początku lat 80-tych. Co ważne - do komiksu można spokojnie podejść bez znajomości wcześniejszych wydarzeń.
Stopniowe wprowadzanie na pierwszy plan ubranego w płaszcz oraz kapelusz Killer Croca to fajny zabieg, a kiedy wszystko staje się jasne scenarzysta dba o to, aby nadal utrzymać zainteresowanie czytelnika i zafundować Batmanowi kilka dodatkowych 'atrakcji' ze strony Croca. Swoje pięć minut dostają również Squid/Mątwa oraz Solomon Grundy, a później na scenie robi się tłoczniej za sprawą Jokera i wszystkich liczących się złoli w mieście. Ciekawie jest praktycznie do samego końca, chociaż jak na mój gust większość ostatniego zeszytu trochę psuje budowaną do tego momentu atmosferę. Wrzucenie do jednego garnka aż tylu złoczyńców z okazji jubileuszowego zeszytu ma zapewnić dodatkową atrakcję, ale w tym przypadku absolutnie nie było to potrzebne.
Pierwszy plan daje radę, ale wiele dobrego dzieje się również w tle, gdzie można śledzić osobiste perypetie Dicka, Gordona, burzliwą relację Bruce'a z Vicki Vale, czy też dramat rodziny Toddów i wprowadzenie do bat-rodziny kandydata na kolejnego Cudownego Chłopca. Conway od dłuższego czasu starał się pokazać, że Gotham to również inne poza Batmanem ciekawe osoby, które mają do odegrania ważną rolę, a ich małe codzienne sukcesy oraz porażki są jak najbardziej warte uwagi. Wątki drugiego planu nie są tak po mistrzowsku przedstawione i rozbudowane, jak to zrobiono po KRYZYSIE NA NIESKOŃCZONYCH ZIEMIACH w komiksach z rodziny Supermana, ale cieszy mnie, że na taki krok się zdecydowano.
Pod względem rysunków komiks ten wpisuje się w pewien standard swoich czasów. Standard bardzo przyjemny dla oka, gdyż o ile poszczególne plansze nie obfitują w jakieś oryginalne i niezapomniane artystyczne popisy, to jednak nie można im praktycznie nic zarzucić. Don Newton, Dan Jurgens, Gene Colan i Curt Swan zapewnili wystarczająco szczegółowe i realistyczne rysunki, które choć w wielu miejscach nadgryzione są już zębem czasu (np. śmieszy wygląd batmobilu, czy też pozy i ruchy wykonywane przez niektóre postacie), to jednak zapewniają płynne poruszanie się po poszczególnych rozdziałach, a częste zmiany stylów nie są tutaj jakimś większym problemem. Kolorystycznie również całość daje radę, a najbardziej podoba mi się często stosowany kiedyś zabieg z tym różowym lub fioletowym nocnym niebem, a na jego tle Batman w szaro-niebieskim kostiumie.
Dodatki tym razem prezentują się wyjątkowo bogato, a składa się na nie oprócz dwustronicowego wstępu aż 13 stron umieszczonych na końcu albumu. Jest to naprawdę solidna dawka ciekawej lektury, gdzie szczegółowo opisane zostały kulisy pracy Conwaya w DC, jego runu w ramach serii BATMAN i DETECTIVE COMICS, wpływ Dicka Giordano, zapoczątkowany nowy trend, czy też poruszona zostaje kwestia wprowadzenia na scenę nowego Robina. Dużo interesujących informacji dla każdego fana DC.
W odniesieniu do aktualnych wydarzeń ze świata DC zrozumiałe jest narzekanie wielu, że "znowu ten Batman, wszędzie tylko Batman i Batman". Komiksów z tym bohaterem jest wiele w bieżącej ofercie DC, ale jednocześnie niewiele z nich zasługuje na uwagę. Na szczęście jest alternatywne rozwiązanie i polski czytelnik dostaje od czasu do czasu w swoje ręce takie zbiory, jak ten od Hachette, gdzie podróż do perypetii Mrocznego Rycerza sprzed czterech dekad nie jest o dziwo czymś ciężkim do przetrawienia. Okazuje się ona czystą przyjemnością, wciągającą lekturą, zawiera dobrze poprowadzoną fabułę oraz uniwersalną szatę graficzną. Bardzo mi się ten tom podobał i czekam na kolejne tego typu oldskulowe smaczki w ramach kolekcji. Szczerze polecam.
---------------------------
Dobra passa kolekcji od Hachette trwa dalej. Jak już wiadomo było wcześniej, najbliższe dwa tomy to SUPERSYNOWIE: KIEDY DOROSNĘ (30.08) oraz STOWARZYSZENIE SPRAWIEDLIWOŚCI: PRZYJDŹ KRÓLESTWO TWOJE TOM 1 (13.09), czyli dwie pozycje zdecydowanie warte zakupu.
Opisywane wydanie zawiera materiał z komiksów DETECTIVE COMICS v1 #523-526 oraz BATMAN v1 #357-359.
Dawid Scheibe
Dzięki za recenzję! Czekałem na ten komiks i czytam,że warto;) pzdr!
OdpowiedzUsuń