poniedziałek, 7 sierpnia 2023

SANDMAN TOM 9: PANIE ŁASKAWE


Każda historia musi się kiedyś skończyć. Jednakże końce lubią być też początkami. PANIE ŁASKAWE to kulminacja opowieści o Morfeuszu i jednocześnie fenomenalna lektura, w której Neil Gaiman odsłania wiele ze swoich kart. Narracyjnie nic tu się nie zestarzało, aczkolwiek graficznie trochę momentami trąci już myszką.

Słowo „mojra” najprawdopodobniej z początku było pojęciem filozoficznym w Starożytnej Grecji. Oznaczało ono ludzkie przeznaczenie oraz ogólne, nieuniknione prawa świata. Każdy człowiek miał własną mojrę. Z czasem pojęcie wyewoluowało w postać jednej bogini, która następnie stała się trzema: Kloto, Lechesis oraz Atropos. Nikt nie mógł uciec swojemu przeznaczeniu. Nawet bogowie.

Nietrudno zauważyć, że Morfeusz spędził większość czasu po swoim zamknięciu na domykaniu bądź naprawianiu spraw, które mu ciążyły bądź powinny zostać rozstrzygnięte. W PANIACH ŁASKAWYCH mierzymy się z kulminacją oraz skutkami tych działań. Hippolyta Hall popada w szaleństwo, gdyż jej syn – Daniel zostaje porwany. Obwinia o to Morfeusza, na którego postanawia nasłać prawdziwe Furie. Te jednak mogą zadziałać tylko, gdy Sen z Nieskończonych zabije kogoś z własnej krwi. Czyż jednak nie zrobił tego w poprzednim tomie?

Tom ten pełen jest momentów nostalgicznych, pełnych poczucia dokonanego wyboru czy w jakimś sensie ostatecznych. Już sam początek – czyli oprowadzanie śniącego po Krainie Snu – jest jakby symbolicznym podsumowaniem tego, co poznaliśmy/dowiedzieliśmy się do tej pory. Następnie powraca elf Cluracan, który po latach odwiedza w końcu swoją siostrę. Nagle poruszając do tej pory stateczne wskazówki zegara. Wszystko ma tutaj posmak antycznej tragedii, a w sercu każdego wątku (choć może się wydawać inaczej) jest on – Sen z Nieskończonych.

Zbiera on w tym tomie plony swoich poprzednich decyzji. Wrogowie, których puścił wolno,  wracają, aby znowu w niego uderzyć. Skrzywdzeni przez niego szukają zemsty. Przyjaciele próbują pomóc do samego końca. On jednak świadomy jest swojego losu od dawna. Wręcz nietrudno odnieść wrażenie, że sam go wybrał. I że takiego obrotu spraw oczekiwał.

Cała historia SANDMANA ma wiele warstw. Jest bardzo skomplikowaną, wielowątkową mozaiką, w której nie zawsze Morfeusz gra pierwsze skrzypce. Jednakże to przede wszystkim opowieść o nim. O zmianie jak w nim nastaje. O jego roli i jej wartości. O jego zasadach. O jego porażkach. O jego opowieściach.

PANIE ŁASKAWE to najgrubszy tom serii (w sumie 13 zeszytów plus krótka historia z VERTIGO JAM #), który jest prawdziwym majstersztykiem. Spina dotychczasowe wątki poruszane w serii, zabierając nas na prawdziwie emocjonalną przejażdżkę. Mamy tu i Hippolytę odbywającą swoją odyseję. Mamy Rose Walker wracającą do domostwa, gdzie więziono niegdyś Sen i odkrywającą nieznanego członka rodziny. Pojawia się nawet nowy Koryntczyk. Niektórzy przetrwają tą opowieść. Inni nie… Zmiany są jednak potrzebne.

Pod względem oprawy graficznej jest to zaś… bardzo nierówny tom. W sumie Gaimanowi towarzyszy tu 9 artystów, 1 kolorysta oraz 2 literników. Główne skrzypce odgrywa tu Marc Hempel (szkice), ale jego kreska (często mocno cartoonowa wręcz) nie chwyciła mnie za serce. Zmiany rysowników wybijały mnie zaś odrobinę z rytmu opowieści. Oczywiście wpisuje się to w klimat imprintu wydawniczego VERTIGO, gdzie nad każdą dłuższą serią pracowała masa rysowników (czasami zmieniając się prawie co zeszyt), ale wydaje mi się, że ta – niezwykle ważna w ramach serii – opowieść, mogła otrzymać bardziej zadowalająca (może bardziej horrorową) interpretację graficzną. Zabrakło w niej ryzyka, eksperymentu i być może tej cząstki geniuszu, którą jednak zawierał w sobie scenariusz Gaimana.

Jeśli miałbym się czepić jeszcze czegoś przy okazji, to faktu, że polskie wydanie z tyłu okładki podaje błędną numerację zeszytów, które są zawarte w tym albumie. Może jest to bardzo drobna rzecz, ale szkoda, że przy wznowieniu na 30-lecie serii popełniono taki drobny błąd.

PANIE ŁASKAWE to nie lektura dla kogoś, kto chciałby zacząć swoją przygodę z SANDMANEM. To niesamowicie wytrawna uczta oraz nagroda dla czytelników śledzących tę serię od samego początku. We mnie wzbudza takie same emocje od pierwszej lektury (gdzieś w 2010 roku). W was mam nadzieję, też będzie. Mistrzostwo.

Krzysztof Pielaszek

 

Album zawiera zeszyty #57-69 oryginalnej serii SANDMAN oraz fragment VERTIGO JAM #1.

Komiks otrzymałem do recenzji od wydawcy. Wydawca nie ma wpływu na moją opinię.

Komiks do nabycia w sklepach Egmont oraz ATOM Comics.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz