Każda historia musi się kiedyś skończyć. Jednakże końce lubią być też początkami. PANIE ŁASKAWE to kulminacja opowieści o Morfeuszu i jednocześnie fenomenalna lektura, w której Neil Gaiman odsłania wiele ze swoich kart. Narracyjnie nic tu się nie zestarzało, aczkolwiek graficznie trochę momentami trąci już myszką.
Słowo „mojra”
najprawdopodobniej z początku było pojęciem filozoficznym w Starożytnej Grecji.
Oznaczało ono ludzkie przeznaczenie oraz ogólne, nieuniknione prawa świata.
Każdy człowiek miał własną mojrę. Z czasem pojęcie wyewoluowało w postać jednej
bogini, która następnie stała się trzema: Kloto, Lechesis oraz Atropos. Nikt
nie mógł uciec swojemu przeznaczeniu. Nawet bogowie.
Nietrudno
zauważyć, że Morfeusz spędził większość czasu po swoim zamknięciu na domykaniu
bądź naprawianiu spraw, które mu ciążyły bądź powinny zostać rozstrzygnięte. W
PANIACH ŁASKAWYCH mierzymy się z kulminacją oraz skutkami tych działań.
Hippolyta Hall popada w szaleństwo, gdyż jej syn – Daniel zostaje porwany.
Obwinia o to Morfeusza, na którego postanawia nasłać prawdziwe Furie. Te jednak
mogą zadziałać tylko, gdy Sen z Nieskończonych zabije kogoś z własnej krwi.
Czyż jednak nie zrobił tego w poprzednim tomie?
Tom ten pełen
jest momentów nostalgicznych, pełnych poczucia dokonanego wyboru czy w jakimś
sensie ostatecznych. Już sam początek – czyli oprowadzanie śniącego po Krainie
Snu – jest jakby symbolicznym podsumowaniem tego, co poznaliśmy/dowiedzieliśmy
się do tej pory. Następnie powraca elf Cluracan, który po latach odwiedza w
końcu swoją siostrę. Nagle poruszając do tej pory stateczne wskazówki zegara.
Wszystko ma tutaj posmak antycznej tragedii, a w sercu każdego wątku (choć może
się wydawać inaczej) jest on – Sen z Nieskończonych.
Zbiera on w tym
tomie plony swoich poprzednich decyzji. Wrogowie, których puścił wolno,
wracają, aby znowu w niego uderzyć. Skrzywdzeni przez niego szukają zemsty.
Przyjaciele próbują pomóc do samego końca. On jednak świadomy jest swojego losu
od dawna. Wręcz nietrudno odnieść wrażenie, że sam go wybrał. I że takiego
obrotu spraw oczekiwał.
Cała historia
SANDMANA ma wiele warstw. Jest bardzo skomplikowaną, wielowątkową mozaiką, w
której nie zawsze Morfeusz gra pierwsze skrzypce. Jednakże to przede wszystkim
opowieść o nim. O zmianie jak w nim nastaje. O jego roli i jej wartości. O jego
zasadach. O jego porażkach. O jego opowieściach.
PANIE ŁASKAWE to
najgrubszy tom serii (w sumie 13 zeszytów plus krótka historia z VERTIGO JAM
#), który jest prawdziwym majstersztykiem. Spina dotychczasowe wątki poruszane
w serii, zabierając nas na prawdziwie emocjonalną przejażdżkę. Mamy tu i
Hippolytę odbywającą swoją odyseję. Mamy Rose Walker wracającą do domostwa,
gdzie więziono niegdyś Sen i odkrywającą nieznanego członka rodziny. Pojawia
się nawet nowy Koryntczyk. Niektórzy przetrwają tą opowieść. Inni nie… Zmiany
są jednak potrzebne.
Pod względem
oprawy graficznej jest to zaś… bardzo nierówny tom. W sumie Gaimanowi
towarzyszy tu 9 artystów, 1 kolorysta oraz 2 literników. Główne skrzypce
odgrywa tu Marc Hempel (szkice), ale jego kreska (często mocno cartoonowa
wręcz) nie chwyciła mnie za serce. Zmiany rysowników wybijały mnie zaś odrobinę
z rytmu opowieści. Oczywiście wpisuje się to w klimat imprintu wydawniczego
VERTIGO, gdzie nad każdą dłuższą serią pracowała masa rysowników (czasami
zmieniając się prawie co zeszyt), ale wydaje mi się, że ta – niezwykle ważna w
ramach serii – opowieść, mogła otrzymać bardziej zadowalająca (może bardziej
horrorową) interpretację graficzną. Zabrakło w niej ryzyka, eksperymentu i być
może tej cząstki geniuszu, którą jednak zawierał w sobie scenariusz Gaimana.
Jeśli miałbym się
czepić jeszcze czegoś przy okazji, to faktu, że polskie wydanie z tyłu okładki
podaje błędną numerację zeszytów, które są zawarte w tym albumie. Może jest to
bardzo drobna rzecz, ale szkoda, że przy wznowieniu na 30-lecie serii
popełniono taki drobny błąd.
PANIE ŁASKAWE to
nie lektura dla kogoś, kto chciałby zacząć swoją przygodę z SANDMANEM. To
niesamowicie wytrawna uczta oraz nagroda dla czytelników śledzących tę serię od
samego początku. We mnie wzbudza takie same emocje od pierwszej lektury (gdzieś
w 2010 roku). W was mam nadzieję, też będzie. Mistrzostwo.
Krzysztof Pielaszek
Album zawiera
zeszyty #57-69 oryginalnej serii SANDMAN oraz fragment VERTIGO JAM #1.
Komiks otrzymałem
do recenzji od wydawcy. Wydawca nie ma wpływu na moją opinię.
Komiks do nabycia
w sklepach Egmont oraz ATOM Comics.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz