"I saved Rann. I sacrificed everything I was to save You and Aleea".
Witam w kolejnym odcinku z cyklu zabaw i eksperymentów Toma Kinga z tymi bardziej lub mniej znanymi bohaterami świata DC. Tym razem padło na gościa w czerwonym uniformie, wyposażonego w plecak odrzutowy i wymachującego niepozornym pistoletem laserowym wydającym charakterystyczny i z czasem denerwujący dźwięk "PEW, PEW". Z jakichś niezbyt logicznych powodów Ziemianin ten uważany jest za największego obrońcę oddalonej o miliardy lat świetlnych planety Rann, gdzie teleportuje się za pomocą promieni zwanych Zeta Beam, a czas jego pobytu jest zawsze ograniczony działaniem tychże promieni. W marcu 2020 roku King powołał w ramach imprintu Black Label do życia maksi serię, za pomocą której postanowił odświeżyć sylwetkę Adama Strange'a. W rozpoznawalny dla siebie sposób chciał dokonać dekonstrukcji tego bohatera, postawić ważne pytania odnośnie jego sposobu postępowania, ukazując życie Adama z dwóch różnych stron. Zapowiedzi oraz obietnice jak zawsze brzmiały pięknie i zachęcająco, ale czy rzeczywiście otrzymaliśmy dzieło z tej samej półki, co MISTER MIRACLE?
Adam Strange przyczynił się w znacznej mierze do wywalczenia zwycięstwa w wielkiej wojnie, jaka objęła całą powierzchnię planety Rann. Po tym sukcesie on oraz jego żona postanowili na stałe osiedlić się na Ziemi. Napisał książkę ze swoimi wspomnieniami, która z miejsca okazała się bestsellerem, zaś Adam stał się prawdziwym idolem i ulubieńcem tłumów, otrzymując nawet medal honoru kongresu za swoje zasługi. Pokonując bowiem imperium złowrogich Pykktów na Rann, zapobiegł jednocześnie atakowi tego samego wroga na Ziemię. Niestety złoty czas dla Strange'a dobiega nagle końca, kiedy jedna osoba najpierw zarzuca mu kłamstwo, zbrodnie wojenne i zdradę, a chwilę później ta sama osoba zostaje znaleziona martwa. Dowody wskazują na Adama. Aby ukrócić wszelkie pytania odnośnie prawdy zawartej w książce i wątpliwości dotyczące swojego postępowania, Adam sam zwraca się do Ligi Sprawiedliwości o podjęcie śledztwa. Od tej pory jego los leży w rękach wyznaczonego do tej roboty Mr. Terrifica, a Michael Holt stanie przed trudnym wyborem - uratować Adama, czy uratować cały świat?
Jeśli mieliście okazję przeczytać jakąś mini/maksi serię od Toma Kinga (a zakładam, że każdy miał), to możecie mieć podejrzenie, czego mniej więcej można spodziewać się na kartach STRANGE ADVENTURES. I nie będzie żadnego zaskoczenia, gdyż te podejrzenia jak najbardziej się sprawdzą. Mamy tutaj do czynienia z tematami, po jakie twórca ten chętnie sięga, jak wojna, miłość, rodzina, śledztwo oraz w pewnym stopniu zespół urazu powypadkowego (PTSD). Nie brakuje też umieszczonych pod koniec każdego rozdziału cytatów, a całość prowadzona jest w mocno oryginalny i kojarzony z Kingiem sposób. Trzeba zatem lubić te wszystkie stosowane przez scenarzystę od kilku lat sztuczki i przyzwyczajenia (jedne zachwycają, inne mogą irytować), aby przystąpić do lektury, wciągnąć się w zaproponowaną fabułę i dotrwać cierpliwie do samego końca. Nie muszę też chyba dodawać, że opcja przeczytania całej historii w formie zbiorczej jest tą preferowaną w przypadku wspomnianego twórcy.
Dużym plusem jest fakt, iż nie trzeba zbytnio znać Adama Strange'a oraz jego wcześniejszych występów, aby zrozumieć przebieg historii. Jest to komiks przystępny dla każdego, stanowi zamkniętą całość, a wrzucenie go pod imprint Black Label sprawia, że więcej chwytów jest dozwolonych i nie trzeba się martwić, iż ukazane tutaj wydarzenia będą miały jakieś konsekwencje dla głównego kontinuum.
Scenarzysta niczym dwie strony monety trzymanej przez Harveya Denta - jedna czysta, zaś druga porysowana - ukazuje sylwetkę bohatera dwóch światów, jak powszechnie określany jest w DC Adam Strange. Jak postrzega nas świat, a jacy jesteśmy naprawdę? Co jest prawdą, a co stanowi jedynie kłamliwą zewnętrzną otoczkę? Co będzie gotów zrobić/poświęcić nasz kochany i ocierający się o perfekcję bohater, aby uratować rodzinę i całą planetę? W tym komiksie dostajemy mnóstwo argumentów przemawiającym za tym, że Strange to super gość, ale jednocześnie Mr. Terrific próbuje wydobyć na powierzchnię brudy kładące cień na tym nieskazitelnym pomniku. Czasem chyba lepiej żyć dalej w niepewności i nie znać prawdy, gdyż dla wielu osób takie rozwiązanie okazałoby się znacznie lepszym. Wspomniany Mr. Terrific okazał się obok Adama i Alanny jednym z trzech głównych bohaterów tej opowieści i bez wątpienia jego występ przyniósł mi najwięcej przyjemności. Wszelkie sceny z jego udziałem są ciekawe, niewątpliwie to on skrada tutaj cały show i bardzo podoba mi się to, w jaki sposób pisze tą postać King.
Mr. T: "You hit me. I
hit You. What the %@%@ You think fair play means?"
Gościnnie pojawiają się członkowie Ligi Sprawiedliwości, ale są to w większości krótkie epizody. Kilka plansz więcej dostaje tylko Batman, ale nie jest to na tyle duży występ, żeby szerzej się o tym rozpisywać. Zdziwił mnie natomiast fragment z udziałem eSa, gdy Adam prosił go o pomoc, gdzie Superman zachował się moim zdaniem out of character, odmiennie od tego, do czego nas przyzwyczaił. Takie postępowanie okazało się jednym z elementów, jakie ułożyły się w duży obraz i zaważyły na późniejszych decyzjach podjętych przez Strange'a.
Nie jest chyba zaskoczeniem, że do grona minusów zaliczę długość trwania tej serii. Akcja rozciągnięta jest aż na 12 rozdziałów, a równie dobrze mogłaby się zamknąć w powiedzmy 8 i nie odbiło by się to praktycznie na jakości. Są takie sekwencje, zwłaszcza te rozgrywające się w przeszłości na planecie Rann, który praktycznie nic nie wnoszą do opowieści i jedynie podkreślają to, co każdy już na początku skumał, czyli że Adam bardzo kocha swoją żonę, a ich miłość zdolna jest przetrwać każdą (albo prawie każdą) próbę. Miałem takie wrażenie, iż King wykorzystał te fragmenty głównie po to, aby zabrać czytelnika na wycieczkę po różnych niezwykłych miejscach oraz plemionach zamieszkujących planetę. Problem stanowi również to, że interesujące czytelnika śledztwo kończy się wraz z rozdziałem 10, gdzie na jaw wychodzi cała prawda, a ostatnie dwie odsłony (chociaż następuje tam jeden ważny i szokujący zwrot akcji) wiąże się w moim przypadku już z mniejszymi emocjami, takim wydłużonym epilogiem. Podobnie miałem całkiem niedawno mierząc się z HUMAN TARGET. King zaskoczył odważną decyzją w rozdziale 11, obstawiałem bowiem inne rozwiązanie, natomiast ostatni numer pozostawił pewien niesmak. O ile fajnie dociągnięto flashbacki do momentu, jaki otwiera omawiany album, o tyle wydarzenia teraźniejsze potoczyły się w dziwnym (tytuł zobowiązuje, hehe) kierunku. Skala zagrożenia jakby nagle okazała się nie tak duża, jak nam wmawiano, a cały problem łatwiejszy do rozwiązania. Początkowe motywacje Pykktów stanowią nadal znak zapytania, nic się o nic w sumie nie dowiedzieliśmy, byli bo byli, stanowili tak naprawdę nijakie tło i "narzędzie" generujące określone zachowanie Adama Strange'a.
Odnośnie rysunków po prostu nie mogło być inaczej. Stanowią one zdecydowanie najmocniejszy punkt tej opowieści. Zaangażowanie do STRANGE ADVENTURES dwóch wspaniałych artystów o dwóch różnych stylach okazało się świetnym posunięciem i zaowocowało tym, że od strony wizualnej mamy do czynienia z prawdziwą perełką. Bardzo lubię i cenię sobie wszelkie prace Mitcha Geradsa oraz Evana 'Doca' Shanera, stąd tym bardziej me oczy cieszyły się przy każdej przewróconej stronie, wyłapując poszczególne detale, analizując mimikę postaci, designy bohaterów, doceniając ogrom włożonej pracy i zadbanie o to, aby zachować równy, wysoki poziom od początku do końca. Gerads zajął się ilustrowaniem bardziej brudnej, szorstkiej, ponurej teraźniejszości, z kolei Shanerowi przypadło w udziale ukazanie bardziej kolorowej, ugrzecznionej, nawiązującej wizualnie do Srebrnej Ery, trochę wyidealizowanej przeszłości. Nie ma żadnego problemu z przeskakiwaniem z jednego stylu na drugi i połapaniu się w przebiegu akcji. Do tego Mitch wykonał wszystkie standardowe okładki, z kolei Evan stworzył do każdego rozdziału wersję alternatywną (znajdują się one pod koniec albumu). Swój urok ma również okładka zdobiąca zbiorcze wydanie, celowo wyglądająca na podniszczoną, będąca połączeniem dwóch grafik i świetnie oddająca to, co zobaczymy wewnątrz komiksu. Palce lizać.
STRANGE ADVENTURES to kolejny z tych udanych projektów Toma Kinga, który zwłaszcza miłośników sposobu pisania tego scenarzysty powinien zadowolić. Nie jest to jednak moim zdaniem historia dorównująca chociażby MISTER MIRACLE, gdyż brakuje w niej tej specyficznej magii oraz błysku geniuszu. Wizualnie rewelacja, ale za to fabuła ma swoje lepsze i gorsze momenty, a sam finał nie do końca przypadł mi do gustu. Przeczytałem całość dwukrotnie (raz w zeszytach i raz zbiorczo) i to mi w zupełności wystarczy. Nie czuję potrzeby, aby do tego komiksu wracać. Szumne zapewnienia przy okazji premiery pierwszego zeszytu, głoszące że to epicka opowieść utrzymana w tradycji STRAŻNIKÓW czy NOWEJ GRANICY, o której będzie głośno wiele lat po jej zakończeniu, okazały się równie nieprawdziwe, co początkowe tłumaczenia głównego bohatera omawianego komiksu. Komiksu bez wątpienia dobrego, zapewniającego sporo przyjemnie spędzonego czasu i obfitującego w kilka ciekawych zwrotów akcji, a do tego stanowiącego małą ucztę dla oczu. Jak z każdym komiksem Kinga - warto sprawdzić i wyrobić sobie własną opinię.
Na koniec dodam jeszcze, że nie spodziewałem się kompletnie, iż gdy będę recenzował ten komiks dwa lata po premierze wydania zbiorczego w USA, nie pojawi się on jeszcze w polskiej wersji językowej. Nie jest to TOP 3 komiksów Kinga, ale z pewnością zasługuje na wydanie. Egmoncie, czekamy.
Opisywane wydanie zawiera materiał z komiksów STRANGE ADVENTURES #1 - 12.
Komiks do nabycia w sklepie ATOM Comics.
Dawid Scheibe
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz