Dawn of DC to okres, gdzie postawiono na większą różnorodność, i który zaowocował kilkoma naprawdę udanymi, krótkimi, zamkniętymi seriami, często z mniej popularnymi postaciami w rolach głównych. Jedną z takich mini serii jest THE UNSTOPPABLE DOOM PATROL Dennisa Culvera oraz Chrisa Burnhama, zamykająca się na siedmiu zeszytach. Doom Patrol niestety nie cieszy się taką popularnością i nie jest tak dobrze sprzedającą się marką, aby posiadać własną serię regularną, za to co jakiś czas kolejni twórcy serwują nam własne wizje tej specyficznej grupy. Kilka lat temu (w bólach bo w bólach, ale w końcu się udało) Gerard Way podarował miłośnikom Cliffa i spółki odświeżony Doom Patrol w ramach śp. imprintu Young Animal, zaś w roku 2023 swoją szansę otrzymali wspomniani wyżej twórcy. Sprawdźmy zatem, czy jest to opowieść warta uwagi.
Po wydarzeniach ukazanych w ramach eventu LAZARUS PLANET, więcej ludzi niż kiedykolwiek posiada aktywne metageny. Większość z nich to odludki ukrywające się w obawie, że staną się królikami doświadczalnymi w różnych eksperymentach mających na celu wykorzystanie ich jako broń biologiczna. To właśnie im z pomocą rusza nowy Doom Patrol w składzie: Robotman, Elasti-Woman, Negative Man, Beast Girl, Degenerate oraz Crazy Jane ze swoim nowym alter ego, tym razem występująca jako lider zespołu. Ratują oni świat pomagając potworom, oferują alternatywę w zepsutym i źle funkcjonującym ich zdaniem systemie, co stawia ich często w sprzeczności z tym, co uważają za słuszne inni, tradycyjni superbohaterowie.
Seria osadzona jest mocno w głównym DCU. Kilkustronicowy prolog pojawił się w ramach LAZARUS PLANET: DARK FATE #1, gdzie spotykamy generała Blanche oraz jednego z nowych meta ludzi. Obie te postacie widzimy później w ramach mini serii. Nie trzeba jednak koniecznie przyswajać sobie całego LAZARUS PLANET, aby zrozumieć rozgrywające się w omawianym zbiorze wydarzenia. To, co najważniejsze jest w skróconej wersji przytoczone przez niektóre postacie. I według mnie takie coś w zupełności wystarczy. A jeśli coś wyda się komuś w trakcie zbyt dziwne, pokręcone, czy mało zrozumiałe, to - sorry, taki mamy klimat. Nie może być inaczej Są to bowiem naturalne elementy nierozerwalnie powiązane z historiami z udziałem drużyny dziwaków, jaką przecież stanowi Doom Patrol. Zresztą, już na pierwszej stronie pierwszego zeszytu pojawia się zdanie "Things are about to get weird".
Dennis Culver nie wydawał się w teorii zbyt trafnie dobranym do tego typu opowieści scenarzystą, mając w swoim dorobku komiksy co najwyżej średniej jakości. Tym razem udowodnił jednak, że jak chce to jednak potrafi wspiąć się na wyższy poziom i zaskoczyć pozytywnie. DP w jego wydaniu to nic innego, jak przyjemna mieszanka dorobku poprzedników. Znajdziemy tutaj ducha klasyki sprzed kilku dekad, są nawiązania do runu Gerarda Waya, a najwięcej czerpie z inkarnacji zespołu i pomysłów, jakie zrodziły się swego czasu w głowie Granta Morrisona. Osoby znający dobrze komiksowe dzieje DP znajdą w tej opowieści sporo easter eggów. Co jednak ważne i warte wyraźnego podkreślenia, nie jest to jakaś marnej jakości podróba i zrzynka z innych twórców, tylko docenienie ich dorobku i pokazanie, że nowa wersja drużyny to twór bazujący na solidnych i sprawdzonych podwalinach, o których nie sposób zapomnieć. Nie ukrywam, że o ile oczywiście nie jest to historia z górnej półki i wgniatająca w fotel, to śledzi się fabułę z nieskrywaną przyjemnością i uśmiechem na twarzy.
Oprócz znanych i lubianych postaci (jest także Flex Mentallo, Caulder,
Mento, Brotherhood of Evil, Candlemaker) nie brakuje gościnnych występów oraz
zupełnie nowych bohaterów. Degenerate czy Beast Girl okazują się fajnym
urozmaiceniem ekipy, bardzo przypadła mi do gustu także zmodyfikowana wersja
Starro zwana Starbro. Skoro akcja dzieje się również w Gotham, to nie może
zabraknąć na chwilę Batmana i Robina, a w jednym zeszycie obserwujemy również
występ Guya Gardnera oraz Kyle'a Raynera. W sam środek wrzucony zostaje
dodatkowy zeszyt, taki przerywnik, gdzie członkowie DP odbywają sesję
terapeutyczną u Dr. Psycho. Dzięki temu można dowiedzieć się czegoś więcej o
poszczególnych postaciach, gdyż jak łatwo się domyślić na przestrzeni kilku
zeszytów i tak licznej obsady nie sposób nakreślić odpowiedniej głębi,
poświęcić odpowiednią ilość czasu problemom osobistym drużyny.
Culver serwuje nam bardzo udane, trafne dialogi. Nie można się nie uśmiać czytając np. kwestie wypowiadane w rozdziale trzecim, gdzie Cliff oraz Larry uciekają samochodem ze Starbro, czy też w rozdziale pierwszym, kiedy The Chief pozamiatał podłogę Batmanem. Ciekawych i wartych zapamiętania kwestii jest tutaj znacznie więcej.
Oprócz głównego wątku dotyczącego eksperymentów i brudnej gry uprawianej przez Metagen, w tle przewijają się dwa inne wątki, związane odpowiednio z planami Generała Immortusa oraz te dotyczące Peacemakera działającego na zlecenie rządu. Wszystkie one spotykają się w wielkim finale, gdzie - nie mogło być inaczej - dochodzi do jednej wielkiej rozpierduchy. Wszystko byłoby ok, gdyby nie wrzucenie do tego i tak pełnego już kotła właśnie Peacemakera, co wydaje się delikatnie mówiąc zrobione na siłę. Co za dużo, to niezdrowo i można było według mnie spokojnie poświęcić tej akurat kwestii osobny story arc.
Niestety nie ma tutaj klarownego zakończenia. Pewne rzeczy zostały rozgrzebane i nie doczekały się finalizacji, a do tego jeszcze ten niespodziewany epilog. Traktuję całość bardzo jako jeden duży wstęp, pierwszy story arc w ramach większego i dłuższego projektu, bo jak widać potencjał w tym temacie tkwi spory i tylko czeka, aby pociągnąć ten wózek dalej. Taki zapewne był plan, ale jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o dolary, które muszą się zgadzać.
Jeszcze słowo na temat ilustracji, za które odpowiada niemal w całości Chris Burnham. Uwielbiam styl tego gościa, który pokochałem dzięki takim projektom, jak BATMAN INCORPORATED Morrisona, czy krwawe DIE!DIE!DIE! Trochę mniej poważny, trochę nawiązujący do kreski Franka Quitely, świetnie sprawdzający się w takich klimatach styl. Burnham przyjemnie dla oka przedstawia wszelkie dziwactwa, gęste od postaci sceny pojedynków, umie przerazić, a kiedy trzeba potrafi również swoimi pomysłami rozbawić. No i ta dbałość o szczegóły, zarówno jeśli chodzi o wygląd bohaterów, jak również dalszy plan, czy stworzenie tajnej siedziby w Kansas. Po prostu Re-we-la-cja. Zeszyt czwarty narysował gościnnie David Lafuente, ale nie zaburzyło to spójności szaty graficznej, gdyż to był właśnie ten wspomniany wcześniej one-shot z udziałem psychologa drużyny. Nie ten poziom co Burnham, ale jako jednorazowe urozmaicenie sprawdza się całkiem dobrze.
THE UNSTOPPABLE DOOM PATROL to zacna i wciągająca lektura, łącząca nowe elementy z tymi starymi, znanymi i sprawdzonymi. Jest to w mojej ocenie taka bardziej lajtowa i ugrzeczniona wersja Doom Patrolu Granta Morrisona, z jednej strony z licznymi nawiązaniami, zaś z drugiej żyjąca własnym życiem. Culver i Burnham dali radę i stanęli na wysokości powierzonego im zadania. Czytało się naprawdę dobrze i mam nadzieję że tylko kwestią czasu jest, kiedy doczekamy się kontynuacji, najlepiej od tego samego duetu twórców. W końcu napis na jednej z ostatnich stron głosi "Doom Patrol will return". Na tę chwilę niepowstrzymany z nazwy zespół został jednak jak na ironię zatrzymany, ale oby szybko ruszył znów do przodu z nową historią.
Opisywane wydanie zawiera materiał z komiksów LAZARUS PLANET: DARK FATE #1 oraz THE UNSTOPPABLE DOOM PATROL #1-7.
Omawiany komiks znajdziecie między innymi w ofercie sklepu ATOM Comics.
Z przyjemnością przeczytał i poleca, Dawid Scheibe
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz