piątek, 21 stycznia 2022

RORSCHACH

Tom King bez wątpienia należy do najpopularniejszych scenarzystów komiksowych ostatnich lat. Jednym razem uda mu się stworzyć coś fenomenalnego (i takich komiksów jest znacznie więcej, np. MISTER MIRACLE), a kiedy indziej wysmaży jakieś totalne paskudztwo pokroju KRYZYS BOHATERÓW. Nie zmienia to jednak faktu, że za każdym razem warto zainteresować się współtworzonym przez niego projektem i przekonać się na własnej skórze, czy czasem znów nie mamy do czynienia z czymś wyjątkowym i na dłużej zapadającym w pamięć. W 2020 roku King zabrał się za kolejną maksi serię, tym razem opatrzoną jakże przykuwającym oko tytułem - RORSCHACH. Kapelusz typu fedora, płaszcz typu trencz, biały szalik oraz maska z charakterystycznym 'plamistym' wzorem to znaki szczególne tej tajemniczej i tragicznej zarazem postaci, jaka zyskała sobie popularność występem na kartach STRAŻNIKÓW. Nakreślenie wokół niego nowej fabuły oraz dotykanie w jakimś stopniu klasyki Moore'a i Gibbonsa oznacza spore wyzwanie, masę pułapek oraz duże ryzyko porażki, z czym King musiał się już na starcie liczyć.

Minęło dokładnie 35 lat od tragicznych wydarzeń, które dotknęły Nowy Jork. To właśnie wtedy Ozymandiasz sprowadził kosmiczną ośmiornicę, jaka pozbawiła życia tysiące ludzi, a zaufanie do superbohaterów na zawsze zostało utracone. Tymczasem najwyraźniej Rorschach powraca zza grobu i wspólnie z młodą dziewczyną w stroju kowboja dokonują nieudanego zamachu na życie gubernatora Gavina Turleya, który ma duże szanse, aby zapobiec piątej kadencji prezydenta Roberta Redforda. Otoczenie Turleya wynajmuje detektywa, który dostaje za zadanie odkryć, kim był człowiek w masce Rorschacha, poznać jego motywy oraz osoby, jakie mu pomagały. Śledztwo doprowadzi detektywa do brudnych sekretów skrywanych przez polityków, spisku związanego z inwazją obcych, a także pewnego grona twórców komiksowych.

Każdy kto miał okazję przeczytać którąś ze wcześniejszych maksi serii Toma Kinga, zdaje sobie dobrze sprawę, że najlepiej poczekać do ukazania się ostatniego numeru i wtedy przyswoić sobie całość za jednym podejściem. Czytanie poszczególnych rozdziałów w miesięcznych odstępach nie daje bowiem pożądanego efektu i umykają w międzyczasie różne elementy, które decydują później o sensowności całej fabuły. RORSCHACH nie jest żadnym wyjątkiem i dopiero po ponownej lekturze, już w formie wydania zbiorczego, lepiej zrozumiałem zamysł scenarzysty oraz dostrzegłem pewne wskazówki/powiązania/fragmenty, jakie wyparowały mi wcześniej.

King długo zwlekał z wizytą w świecie wykreowanym przez Moore'a i Gibbonsa, ale ostatecznie skusił się na tą możliwość, przede wszystkim aby pokazać własny komentarz do dzisiejszej, zbyt agresywnej polityki. Nie miał to być w założeniu ani sequel STRAŻNIKOW, ani też kontynuacja ZEGARA ZAGŁADY Geoffa Johnsa, stąd osoby wyczekujący tego typu opowieści mocno się rozczarują. King zrezygnował ze specyficznego podziału plansz, cytatów na końcu oraz tytułowania każdego rozdziału, aby odciąć się jak tylko może od klasyku z połowy lat 80-tych, ale wiadomo, że czytelnik siłą rzeczy takowe porównania będzie na każdym kroku poszukiwał. I oczywiście znajdzie, gdyż akcja toczy się w tym samym kontinuum, tyle że w odległej o ponad trzy dekady przyszłości. Przyszłości pokazującej, że pod względem technologicznym Watchmen Universe jest trochę zacofane, stąd m.in. obecność paigerów oraz magnetofonów. Gościnnie w paru miejscach pojawiają się wprawdzie bohaterowie ze STRAŻNIKOW, ale jedynie w formie flashbacków lub wytworów wyobraźni poszczególnych postaci. Są także easter eggi związane z komiksem w komiksie, celowe nawiązania do Steve'a Ditko i jego twórczości, a także obecność Otto Bindera i Franka Millera. Ten ostatni został wciśnięty trochę na siłę, ale jakby nie patrzeć dosyć trafnie i zabawnie King potraktował poczciwego Franka.

W pierwszym rozdziale pojawia się pewne nawiązanie so serialu telewizyjnego podkreślając tym samym, że to jedno i to samo uniwersum. Poza tym obie produkcje nie mają ze sobą kompletnie nic wspólnego.

Zostawmy wszelkie smaczki i nawiązania - bardziej oczytany komiksomaniak najdzie ich całkiem sporo -  i przejdźmy do tego, o czym tak naprawdę jest ten komiks. Nie ma tutaj ani Waltera Kovacsa, ani też Reggiego Longa (ZEGAR ZAGŁADY). Jest nim ktoś zupełnie innym, ale w rzeczywistości nie ma to znaczenia i kwestia jego tożsamości szybko przestaje być tajemnicą. Rorschach nie jest nawet głównym bohaterem, gdyż Rorschach to nie konkretna postać. Rorschach to idea. <Hurm>. Rolę pierwszoplanową odgrywa natomiast pewien pan detektyw. Anonimowy mężczyzna, którego imienia ani nazwiska nie znamy, a który bardzo szybko zaczyna przypominać pozbawionego maski Questiona, czyli łagodniejszą wersję Mr. A.

"Ty nie masz maski, ale sposób w jaki na mnie patrzysz... niektórzy ludzie potrzebują maski, niektórzy nie"

Obie postacie stworzył w latach 60-tych Steve Ditko, co nie jest panie i panowie przypadkowe. King postawił utrzymać klimat z klasyki kina - OBYWATELA KANE, stąd taki a nie inny sposób opowiadania historii. Toczy się detektywistyczne śledztwo, zadawane są niewygodne pytania, a flashbacki krok po kroku cofają nas do tego, co tak naprawdę wydarzyło się w przyszłości i co doprowadziło do ataku na gubernatora.

Każdy rozdział to jakby osobna historia, skupienie się i rozwinięcie konkretnego elementu/wątku/tropu/fragmentu z życiorysu dwójki zamachowców. Jedne posuwają akcję do przodu, zaś inne niekoniecznie. Przeszłość mocno miesza się z teraźniejszością (co pięknie ukazuje warstwa graficzna), a martwi zdecydowanie mają wiele w temacie nieudanego zamachu do powiedzenia. Tempo jest stosunkowo wolne, przez co osoby spragnione dynamicznej oraz efektownej akcji nie mają tutaj czego szukać. King chętnie schodzi na wątki poboczne i rozbudowuje wszystko szczegółowo, dokładnie, wgryzając się w ramach retrospekcji w głowę i sposób myślenia poszczególnych postaci, analizując i rozkładając na czynniki pierwsze. Niektóre tropy okazują się fałszywe i mylące dla czytelnika, czasem nużące i robione jakby na siłę, wyciągając maksi serię do... maksimum. Jest sporo tekstu, długie monologi i mówienia o wszystkim oraz o niczym. Czy można to było zrobić krócej? 8 lub 10 zeszytów wydaje się chyba lepszym rozwiązaniem. Pod koniec wszystkie elementy tworzą jedną układankę, poznajemy motywy, powiązania, udział konkretnych osób i wszystkie niewiadome zostają rozwiązane. No, może prawie wszystkie, bo zostaje jeszcze kwestia ostatnich scen.

Końcówka, jeśli oczywiście do niej wytrwacie - a zapewniam, że wiele osób na którymś etapie odpadnie -  jest po tym wszystkim co przeczytaliśmy jednak mocno nieoczekiwana i niejednoznaczna. Jednocześnie finał rozczarowuje, bo spodziewałem się, że King ma do powiedzenia coś więcej niż rzeczy, o których każdy wie obserwując polityków i ich działania na co dzień. Polityka przecież była, jest i będzie brudna oraz brutalna, co nie jest żadnym wielkim odkryciem. Thriller polityczny zaserwowany przez Kinga ukazuje kulisy walki o władzę, zagłębia się w kwestie polityczne na najwyższym szczeblu, gdzie stawka jest bardzo wysoka, gdzie ważą się losy kraju. Jak daleko ludzie zdecydują się posunąć, żeby osiągnąć cel? Czasami można się zdziwić.

Dwójka samotnych, smutnych, różniących się znacznie wiekiem i połączonych wspólnym, szalonym celem ludzi, którzy giną już na pierwszych kartach komiksu tak naprawdę nikogo nie obchodzi. Dużo się o nich dowiadujemy, może na którymś etapie im współczujemy, ale tak naprawdę są oni mało istotni. Liczy się coś innego.

Paranoja związana z przeświadczeniem o kolejnej inwazji kosmicznych kałamarnic? Nie ma znaczenia. Detektyw, którego spojrzenie na pewne sprawy zmienia się w trakcie opowieści, i który wbrew własnej woli wpada w zastawione na niego sidła, przechodząc przemianę? Liczy się coś innego. Liczą się informacje. Jak zareaguje człowiek, kiedy wreszcie pozna prawdę i ta prawda go przerazi? Jaką podejmie decyzję i do czego będzie zdolny się posunąć? Czasami lepiej nie znać prawdy.

"Możesz siedzieć cicho i być częścią tego sytemu, albo być aktywnym i zrobić coś alternatywnego"

Tom King chętnie współpracuje ze swoimi ulubionymi i sprawdzonymi w boju rysownikami. Nie może zatem nikogo dziwić, iż do RORSCHACHA wybrał Jorge Fornesa, który pokazał się wcześniej z dobrej strony w trakcie kingowego runu w BATMANIE. Fornes czuje się jak ryba w wodzie, kiedy mamy do czynienia z klimatami noir i uważam, że idealnie wywiązał się z powierzonej mu roli. Artysta prezentuje wysoką formę i daje z siebie wszystko, chociaż prawdę mówiąc nie dane mu było stworzyć jakichś spektakularnych i zaskakujących czytelnika plansz, gdyż nie uwzględniała tego fabuła. Jest kilka większych kadrów, ale przeważają zdecydowanie strony podzielone na mniejsze fragmenty, z wyłączeniem liczby 9, aby nie nawiązywać w tej sferze do STRAŻNIKÓW. Rysownik chętnie eksperymentuje w wielu miejscach z konwencją i umieszcza tu oraz ówdzie jakieś easter eggi, przez co całość zyskuje bardzo ciekawy finalny kształt. Fornes odwalił kawał świetnej roboty projektując poszczególne, niebanalne okładki, a na uwagę zasługuje również proces przemiany plam w symbol Rorschacha, jaki obserwować można na pierwszych stronach każdego rozdziału. Dave Stewart to jeden z najlepszych kolorystów w branży, który doborem odpowiednich barw (zwłaszcza interesująco to wygląda w rozdziale 8) zapewnił odpowiedni klimat oraz ułatwił poruszanie się pomiędzy przeszłością i teraźniejszością.

RORSCHACH nie jest komiksem jakiego oczekiwałem, ale to co dostałem pozytywnie mnie zaskoczyło. RORSCHACH to stanowiąca zamkniętą całość opowieść z tych cięższych gatunkowo, skomplikowanych, poruszających trudne życiowe kwestie, której lektura wymaga skupienia, gdzie akcja toczy się w dosyć wolnym tempie, i gdzie to od czytelnika zależy w duże mierze ocena tego, kto wygrał, kto przegrał oraz jaki jest tego wszystkiego morał. Tom King jest tutaj może nie w swojej najwyższej, ale z pewnością w dobrej formie. Nie ulega jednak wątpliwości, że RORSCHACH to ciekawie skonstruowana, luźno powiązana ze STRAŻNIKAMI i oldskulowo narysowana historia, która jedynie wąskiemu gronu odbiorców, w tym mojej skromnej osobie, zapewni przyjemnie spędzony czas i skłoni do pewnej głębszej refleksji. Z powodu różnych oczekiwań wiele osób poczuje się znudzonych bądź rozczarowanych tym tytułem, odbijając się od niego jak od ściany, stąd ostrzegam, aby kilka razy się zastanowić przed ewentualnym zakupem.

Opisywane wydanie zawiera materiał z komiksów RORSCHACH #1 - 12.

Omawiany komiks znajdziecie w ofercie sklepu ATOM Comics.

Dawid Scheibe

2 komentarze:

  1. Serial Watchmen to gwałt na oryginalnym dziele Moora. Straszny serial z idiotycznym zaskoczeniem, gdzie powagę sytuacji psuje wszechogarniająca groteska. Szkoda że komiks wszedł w buty serialu.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki za recenzję. Bardzo fajna👌 Jako, że uwielbiam oryginalnych Watchmen i samego Roarschacha to zaciekawił mnie temat. Jednak nie sięgnę bo zarówno Doomsday Clock (przeczytałem cały) i serial (zgodzę się z przedmówcą choć aż tak zły nie był moim zdaniem) mocno mnie zawiodły. Aha mam jeszcze Jedwabna zjawę że Strażnicy początek,ale nie doczytałem do końca 😁. W każdym razie czy czytając,czy oglądając budowałem sobie jakąś wizję,jakby według mnie mogła wyglądać kontynuacja Strażników,ale zawsze twórcy mnie rozczarowywali😉 Pzdr

    OdpowiedzUsuń