"You've all grown soft. But we were never going back to those lives where people laughed at us.
We're The Rogues"
Naprawdę fajne rzeczy można ostatnimi czasy znaleźć w ramach linii DC Black Label, dlatego też chętnie za każdym razem do opatrzonych tym logiem komiksów zaglądam. Wciąż będąc pod wrażeniem recenzowanego niedawno CATWOMAN: LONELY CITY Cliffa Chianga, sięgnąłem po komiks autorstwa jednego z najbardziej zapracowanych scenarzystów pracujących aktualnie dla DC, czyli Joshuy Williamsona. Ilość nie musi jednak iść obowiązkowo w parze z jakością, tak samo jak nie każdy musi lubić prace tego konkretnego autora. Twórca ten zapisał się do tej pory w mojej pamięci jako nieschodzący poniżej pewnego poziomu solidny rzemieślnik, któremu zdarzy się czasami napisać coś jakościowo lepszego i pamiętanego na dłużej. Widać to bardzo dobrze chociażby na przykładzie wydanego w Polsce w całości jego flashowego runu. W przypadku ROGUES (zbiorcze wydanie ukazało się pod koniec grudnia) dane mi na szczęście było ujrzeć to zdecydowanie lepsze oblicze Williamsona, dlatego też poniżej zamieszczam kilka słów zachęty, aby i Was namówić do przeczytania tego komiksu.
Minęło dziesięć lat, od kiedy grupa złoczyńców została rozwiązana i każdy poszedł własną drogą. Czas ten nie był jednak dla nikogo z nich łaskawy i trudno oczekiwać, aby cieszyli się z nowych ról, jakie odgrywają w społeczeństwie, co stanowi karę za dokonane wcześniej przestępstwa. Leonart Snart w pewnym momencie już nie wytrzymuje swojej sytuacji i opracowuje plan, w ramach którego stara paczka znów połączy siły i wykona ostatni, najważniejszy skok. Niebezpieczna wyprawa do Gorilla City ma zapewnić Rogues spełnienie marzeń i dostatnie życie z dala od przeklętego Central City. Oczywiście pod warunkiem, że wyjdą z tego żywi. A nie będzie to proste, mając za przeciwnika potężnego jak nigdy wcześniej Grodda i jego armię.
Kiedy pisał FLASHA poziom falował niczym sinusoida. Pomijając kilka ciekawszych story arców, cały ten run nie zapisał się i nie zapisze nigdy złotymi zgłoskami w historii komiksów DC. Powrót zatem Williamsona do tego uniwersum mógł nieść ze sobą obawy, czy znów nie dostaniemy poprawnej i tylko poprawnej opowieści, i czy warto tracić na to czas oraz pieniądze. Tyle tylko, że Black Label to taki format, który daje twórcom zdecydowanie więcej swobody i narzędzi do wykorzystania, odrzucając wszelkie ograniczenia związane z kontinuum, sposobem pisania poszczególnych bohaterów, zapominając o narzuconych przez redaktorów granicach, jakich do tej pory nie można było przekroczyć. I trzeba przyznać, że Joshua w pełni z tej szansy skorzystał.
Barry'ego, Wally'ego czy też jakiegoś innego Speedstera w tym komiksie nie uświadczymy, co jednak wcale nie oznacza, że ich tutaj brakuje. Wręcz przeciwnie. Tutaj na pierwszym planie mamy samych złoczyńców, siódemkę posuniętych w latach Łotrów i ich przysłowiowy ostatni taniec, czy też łabędzi śpiew. Pozwolę sobie jeszcze raz nawiązać do CATWOMAN: LONELY CITY, gdyż jak widać mamy do czynienia z pewnymi powtarzalnym schematem, gdzie akcja rozgrywa się dekadę później, a główne skrzypce grają czarne charaktery. Scenarzysta nikogo nie próbuje w tej opowieści na siłę wybielić, a źli nadal zostają tymi złymi, ukazani w większości jako zepsuci, niereformowalni, niedopasowani do reszty społeczeństwa. Williamson świetnie rozpisuje każdą z tych postaci, pokazując ich bardziej ludzką stronę, momentami generując w czytelniku współczucie, a także zapewniając każdemu przynajmniej ten jeden, wielki i spektakularny moment w tym komiksie. I to jest właśnie największa zaleta i siła ROGUES, kiedy widzisz miłość i zrozumienie twórcy do postaci, i kiedy potrafi on zarazić tym również odbiorcę. Brakowało mi do tej pory właśnie takiej mocno emocjonalnej historii, takiego ciekawego i niezwykle trafnego podejścia do Snarta i spółki.
Wspomniany przed chwilą Leonart Snart to bez dwóch zdań najważniejsza postać, wokół której kręci się ta opowieść. Samolubny, zadufany w sobie, pewny siebie, umiejący wykorzystać innych do realizacji własnych planów, ogólnie zepsuty do szpiku kości, ale przy tym o dziwo nie sposób mu nie kibicować. Obecne Central City nie jest już tym samym miastem, to nie jest jego miejsce na ziemi. Widzimy jego zmęczenie rutyną, nudną pracą w fabryce, uciążliwym dozorem policyjnym, robieniem z niego obiektu do żartów. Naturalną decyzją wydaje się zatem chęć wyrwania z tej pułapki, postawienia wszystkiego na jedna kartę, wstąpienie na drogę bez powrotu, efektownego zejścia ze sceny w roli tego wygranego. Dwóch członków dawnej drużyny/rodziny już nie żyje, ale pozostałą szóstkę - jednych łatwiej, innych trudniej - udaje się zarazić swoją wizją, obietnicą poprawy dotychczasowego miernego życia na znacznie lepsze. Wiedzą, że ta ostatnia misja będzie najtrudniejszą, ale mimo to wchodzą do gry, krzyczą "All-in" przy pokerowym stole, no bo jak szaleć to szaleć, raz się żyje. Od początku bardzo łatwo przewidzieć, że konfrontacja z Groddem na jego terenie nie dla wszystkich zakończy się happyendem, ale zaskakujących zwrotów akcji nie brakuje, a przebieg wydarzeń śledzi się cały czas z uwagą, z zaciekawieniem i uśmiechem na twarzy.
Leomacs (pięknie zilustrował KOSZ PEŁEN GŁÓW) udowodnił, że nie jest jakimś przypadkowym rysownikiem, tylko jak najbardziej zna się na swojej robocie. To komiks przeznaczony dla starszego czytelnika, a zatem nie brakuje w nim mocnych, krwawych i brutalnych momentów, które robią za sprawą Leomacsa duże wrażenie. Jego nieco karykaturalna kreska idealnie oddaje klimat tej z jednej strony poważnej i pełnej dramaturgii, ale z drugiej szalonej, posiadającej sporo humorystycznych momentów historii. Ilustracje współgrają z dosyć szybko toczącą się akcją, pozwalają ukazać w niezwykły sposób całe Gorilla City, nadają epickości ważnym i efektownym scenom, a zwłaszcza ociekają zajebistością w momencie, gdy dochodzi do wyczekiwanego starcia Colda z Groddem. Właściwie nie ma się wizualnie do czego przyczepić, dla mnie rewelacja.
ROGUES to kolejny przykład na to, jak wiele możliwości niesie ze sobą imprint Black Label, pozwalając twórcom przedstawić od początku do końca swoją wizję, na czym siłą rzeczy zyskuje także czytelnik. Joshua Williamson i Leomacs stworzyli opowieść, która okazała się piękną klamrą zwieńczającą dotychczasowe przygody Rogues i tym samym dostarczyli mi kawał szybkiej, przyjemnej oraz obfitującej w wiele efektownych momentów rozrywki. Czas spędzony z tym komiksem uważam za dobrze zagospodarowany i oczywiście polecam tytuł zarówno fanom Łotrów, jak i tym, którzy do tego grona się nie zaliczają.
Opisywane wydanie zawiera materiał z komiksów ROGUES #1 - 4.
Omawiany komiks znajdziecie w ofercie sklepu ATOM Comics.
Dawid Scheibe
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz