"Look in the sky! It's a bird! No, a pterodactyl! Neither, It's a bat!"
Wydanie zbiorcze w twardej oprawie ukaże się co prawda dopiero w kwietniu, ale to nie znaczy, że nie mogę podzielić się już teraz refleksjami po przeczytaniu wszystkich sześciu zeszytów mini serii. JURASSIC LEAGUE to jeden z tych komiksów, których nikt nie oczekiwał i się nie domagał, ale który cholernie mocno zachęca, aby go sprawdzić, kiedy już został zapowiedziany. Chociażby ze zwykłej ciekawości. Juan Gedeon oraz Daniel Warren Johnson zaproponowali fanom DC przygody Ligi Sprawiedliwości w zupełnie nowej odsłonie, umiejscowione tym razem w erze dinozaurów! Czy ktoś z czytających ten tekst osób nie lubi dinozaurów? Przecież wszyscy lubią dinozaury! Jeśli nie należycie do tej grupy, to zastanówcie się, co z Wami ludzie jest nie tak i szybko się nawróćcie ;)
JURASSIC LEAGUE to alternatywna opowieść z udziałem flagowej drużyny DC, gdzie znane wszystkim bardzo dobrze postacie zostają wrzucone w nietypowe dla nich realia, a konkretnie do prehistorii zamieszkiwanej przez pewne mniej lub bardziej sympatyczne gady. Liga Sprawiedliwości, jakiej nigdy dotąd nie widzieliśmy, uchwycona z nieco innej, jakże oryginalnej i nietypowej perspektywy. Ale choć z wyglądu inni, to jednak przyświecają im dokładnie te same idee, co klasycznej JL i walczą w tej samej słusznej sprawie. Supersaur, Batsaur, Wonderdon, Aquanyx, Flashraptor oraz Green Torch będą musieli połączyć siły, aby powstrzymać potężnego Darkylosaura przed całkowitym zniszczeniem prehistorycznej Ziemi.
Nazwisko Daniela Warrena Johnsona służy tutaj bardziej jako wabik na czytelnika i gwarancja lepszej sprzedaży, natomiast sam pomysł i koncepty postaci to zasługa siedzącego za sterami Juana Gedeona, którego Johnson jedynie wspiera. I już od pierwszych stron da się wyczuć oraz zobaczyć, jak wielką radość czerpie Gedeon z możliwości otrzymanej od DC. Pozbawiony jakichś sztywnych ram może popuścić wodze fantazji, wypuścić i pokazać innym tkwiącego w nim podekscytowanego dzieciaka, mającego fioła na punkcie dinozaurów oraz komiksowych superbohaterów, jakich wreszcie może połączyć w jedno. I to jest chyba w tym całym projekcie najważniejsze, że radochę z takiego niestandardowego przedsięwzięcia mają mieć zarówno twórca, jak i odbiorca.
Fabuła jest stosunkowo prosta, zdominowana przez wyczekiwane przez wszystkich efektowne pojedynki, napakowany po brzegi przyciągającą wzrok akcją. Ci dobrzy zachowują się tak, jak do tego przywykliśmy, a odradzający się na nowo główny zły ma ten sam cel, co zazwyczaj. Chociaż dąży do tego dosyć nietypowo, bo tym razem pożera nawet swoich wyznawców :) Wykorzystano znane powszechnie elementy mitologii związane z Supermanem, Batmanem, czy Wonder Woman, jak spadająca z nieba rakieta z niemowlakiem wychowywanym później przez ludzi, trauma Bruce'a po śmierci rodziców i przygarnięcie pod swoje skrzydła Robina, czy też wojowniczka z wyspy kobiet, która wyrusza w świat ze specjalną misją. To właśnie wspomnianej trójce (trinity) poświęcone jest najwięcej uwagi i te postacie zostają szerzej rozpisane, zaś pozostali członkowie prehistorycznej Ligi są mniej dopieszczeni. Czytelnik jest w stanie wyłapać pewne smaczki, nawiązania, porównania, co daje jeszcze więcej frajdy z lektury lub też powody do śmiechu, kiedy widzi np. triceratopsa podróżującego na niewidzialnym pterodaktylu :D W mojej ocenie komiks niekoniecznie skierowany jest do młodszego odbiorcy, gdyż jest dosyć brutalnie i bardziej krwawo, niż się wcześniej spodziewałem.
Minus jest
taki, że zabrakło w moim odczuciu jakiegoś zaskoczenia w finale, czegoś niestandardowego
i oryginalnego. W pewnym momencie wkradła się podczas czytania monotonia, no bo
wiadomo było w jakim kierunku historia zmierza, że dojdzie do zjednoczenia i
walki z Darkseidem, tzn. Darkylosaurem, oraz że doświadczymy poświęcenia i następnie happy endu. A może
to ja niepotrzebnie liczyłem na coś ekstra w ostatnim zeszycie? Zło zostaje
pokonane przez dobro, ale co ciekawe ta zamknięta historia zawiera jednocześnie
furtkę do ewentualnego sequela, gdyby Gedeon i Johnson zdecydowali się kiedyś
taki stworzyć. Wszystko jest możliwe.
Rysunki stoją na dobrym poziomie, a odpowiedzialny za nie Juan Gedeon stara się nawiązać do stylu prezentowanego przez Daniela Warrena Johnsona, choć wiadomo, że to nie ta sama liga. Kadry są jasne i klarowne, a dino wersje różnych bohaterów i złoczyńców uważam w większości za udane i trafione. A to przecież ważne, gdyż chyba każdy czytelnik dowiedziawszy się o powstaniu takiej serii i o takiej tematyce, właśnie od warstwy graficznej oczekiwał czegoś wyjątkowo przyjemnego dla oka. Kilka plansz na dłużej zapada w pamięci, a najbardziej przypadły mi do gustu sekwencje z udziałem Batsaura, Jokerzarda oraz Wonderdon. Dobrą ocenę szaty graficznej psuje niestety trzeci zeszyt, gdzie gościnnie udziela się znany z serii JONAH HEX Rafa Garres. Jego prace są zbyt chaotyczne, postacie zlewają się ze sobą , a przebieg akcji staje się w wielu miejscach nieczytelny. Rozumiem, że Gedeon miał z jakichś względów problemy z dotrzymaniem terminów, ale w takiej sytuacji wolałbym poczekać dłużej i dostać całość narysowaną przez tego samego artystę. A tak niestety pozostał pewien niesmak.
JURASSIC LEAGUE to mimo pewnych niedociągnięć całkiem udany komiks, który zapewnia szybką, nie absorbującą zbytnio szarych komórek, jednorazową i dostarczającą oczekiwaną dawkę przyjemności rozrywkę. Niby nic wybitnego, ale cieszę się, że taka historia powstała, bo lubię tego typu eksperymenty twórcze. Zamknięta opowieść skierowana praktycznie do każdego rodzaju odbiorcy i nie wymagająca znajomości żadnych innych komiksów, a do tego (z wyjątkiem jednego rozdziału) w przystępny sposób zilustrowana. Polecam sprawdzić.
Recenzja oparta na wydaniach zeszytowych. Omawiany komiks, zarówno w formie zeszytowej, jak i zbiorczej, można nabyć w sklepie ATOM Comics.
Dawid Scheibe
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz