"Tobie Nieskończeni dali Twój własny dom. Chciałem tylko im pokazać... pokazać Danielowi (...) że mogę być dość dobrym koszmarem, by rządzić własnym domem".
Kolejna z serii ukazujących się pod szyldem Sandman Uniwersum doczekała się w Polsce finalizacji. DOM SZEPTÓW zamknął się w trzech wydaniach zbiorczych, z czego ten ostatni album jest najgrubszy z dotychczasowych, gdyż zawiera aż 10 zeszytów i trzeba było na niego czekać tylko 8 miesięcy, a nie 14, jak na tom 2. Ongoing tym samym doczekał się 22 numerów, co można uznać według mnie za spore osiągnięcie patrząc na to, jaki poziom prezentowały od początku historie nakreślone przez Nalo Hopkins, wspieranej od pewnego momentu przez Dana Wattersa. Nie wiązałem jakichś większych nadziei na poprawę tego stanu rzeczy w OBSERWATORACH, ale skoro powiedziało się A, a potem B, to trzeba powiedzieć jeszcze C i doczytać całość do końca.
W sumie to dosyć oczywista kwestia, ale i tak wspomnę, że OBSERWATORZY to ciąg dalszy pewnych wątków z poprzednich dwóch tomów i nie wyobrażam sobie, aby ktoś próbował zrozumieć przebieg zawartych tu wydarzeń nie znając wcześniejszych perypetii Erzulie i jej wyznawców. Co ciekawe, nawet osoby dosyć uważnie śledzące od początku serię mogą mieć problemy ze zrozumieniem wszystkiego co się wyprawia w trzecim tomie, a wynika to ze wrzucenia do jednego kotła kilku różnych wątków. Czasami tak jest, że autor ma dobre chęci, ale efekt okazuje się odwrotny od założonego. Nie ukrywam, że pewnych rzeczy oraz udziału niektórych osób nie potrafię zrozumieć i jakoś sensownie sobie wyjaśnić. Scenarzyści dla wygody zawsze mogą zasłonić się magią wudu oraz ludowymi wierzeniami, gdzie najdziwniejsze rzeczy są możliwe i tyle, tak już musi być. Teoretycznie mógłbym ponownie zaserwować sobie lekturę tego oraz poprzednich wydań zbiorczych, aby lepiej wczuć się w klimat i być może doznać jakiegoś oświecenia w części nurtujących mnie kwestii, ale mówiąc szczerze - nie mam na to najmniejszej ochoty.
Często jest tak, że ilość nie idzie w parze z jakością, ale akurat w tym przypadku rzeczywiście grubszy tom okazał się tym, który mnie najbardziej wciągnął. Może nie na tyle, aby uznać serię wreszcie za ciekawą, ale po prostu czytało mi się komiks z pewną dozą przyjemności, jakiej wcześniej nie uświadczyłem w DOMU SZEPTÓW.
Erzulie opłakuje śmierć jednego ze swoich mężów, a pozostali dwaj chcą rozwodu oraz na własność Domu Szeptów. Tymczasem Koryntczyk próbuje przejąć kontrolę nad ukrytym przez Ananse Domem Obserwatorów, co doprowadza do potężnego chaosu wśród wyznawców Erzulie, zaś nieśmiertelny Papa Midnite dąży do zemsty na Ananse, co zaprowadza jego oraz Ezopa do krainy umarłych. A na pierwszy plan powoli wyłania się postać małej dziewczynki imieniem Poquita, która nienawidzi znęcających się nad nią przyrodnich rodziców i poznaje pewnego "kotka", co otwiera jej furtkę do ucieczki i wpadnięcia w wir nietypowych wydarzeń.
Dzieje się sporo i czasem zbyt szybko, co wprowadza pewien dyskomfort i zagubienie, ale jakby nie patrzeć twórcom udaje się na końcu wszystkie elementy w miarę satysfakcjonująco i logicznie poukładać. Kto zasłużył na happyend, ten takowy otrzymał i nie mam po przewróceniu ostatniej strony poczucia, że jakiś watek został ucięty, czy nierozwiązany. Nie wiem, czy autorom komiksu było dane wystarczająco dużo miejsca na dokończenie opowieści i czy przedstawili dokładnie to, co chcieli, ale jeśli nawet zmuszeni byli przyspieszyć i skrócić finał, to i tak całość wyszła pod tym kątem udanie.
Kwestia związana z Koryntczykiem, stworzonym przez niego bałaganem oraz Poquitą siłą rzeczy interesowała mnie tutaj najmocniej, a o dziwo przyjemną odskocznię stanowił także inicjujący ten tom przerywnik opowiadający o kobiecie, która wypuściła i karmiła swój gniew. Wszystko zaś dotyczące Papy Midnite'a, Agwe, czy Oguna, Damballi czytałem bez jakichś większych emocji, bo też i zachwycać z mojej strony nie było się nad czym.
O oprawie wizualnej nie ma co się zbyt dużo rozpisywać. Rysunki są poprawne i tylko poprawne, tak jak to było do tej pory, nie wyróżniają się jakoś szczególnie i nie zapadają na dłużej w pamięci. Do tego nadal rysuje ta sama osoba i miłośnicy serii dokładnie wiedzą, czego się można w środku spodziewać. Tym razem Dominike Stanton (który rysuje nierówno, jakby nie zawsze przykładał się do swojej pracy) wspomagany jest wprawdzie przez Matthew Dow Smitha, ale w moim odczuciu zmiana ta nie jest szczególnie odczuwalna, a jego styl dobrze wkomponowuje się w klimat panujący w tej opowieści.
To nie jest komiks zły, ale to nie jest też komiks dobry, który warto za wszelką cenę kupić i przeczytać. Są w nim fajniejsze momenty, ale ogólnie przebija się na pierwszy plan ta sama chaotyczna i specyficzna atmosfera, jaka rozpoczęła się w MOCY PODZIELONEJ. Komiks skierowany do tego wąskiego grona, które polubiło tomy 1-2, których urzekł ten nowo wykreowana gałąź powiązana luźno z Władcą Snów, i którzy chcą pociągnąć historię bogini wudu Erzulie do końca. W takim przypadku myślę, ze większość fanów serii powinna być z finałowych rozwiązań zadowolona. W ogólnym rozrachunku uznaję DOM SZEPTÓW za najsłabszy projekt noszący słowo 'Sandman' na okładce, niby poruszający mocno temat magii, ale w rzeczywistości nie mający w sobie TEJ magii, która fascynowała i wciągnęłaby czytającego, zachęcała do sięgnięcia po więcej. Na potrzeby recenzji przeczytałem, z czego jestem dumny, ale zarówno do tego tomu, jak i całej serii nie zamierzam więcej wracać.
Opisywane wydanie zawiera materiał z komiksów HOUSE OF WHISPERS #13 - 22.
Komiks ten znajdziecie m.in. w internetowym sklepie Egmontu, a także na ATOM Comics.
Dawid Scheibe
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz