wtorek, 23 maja 2023

HUMAN TARGET

"I died yesterday, I die today, I'll die tomorrow. I'm the human target. That's the game. Go quick. Leave nothing behind."

Składające się z dwunastu zeszytów maksi serie to format idealnie skrojony w DC pod Toma Kinga, gdzie czuje się on jak ryba w wodzie, i gdzie zawsze można przeczytać wciągającą i przyjemną historię z górnej półki. No, może nie do końca zawsze, bo czasem trafi się jakiś ciężki do przetrawienia bubel w postaci BATMAN/CATWOMAN. Ale to akurat żadna nowość, czy wielkie odkrycie, a jedynie potwierdzenie zasady, że jak tylko twórca ten trzyma się z daleka od postaci Mrocznego Rycerza, to taki projekt okaże się sukcesem i przypadnie do gustu. A przynajmniej dla mnie. Jedne tytuły Kinga bardziej mi się podobają i dostarczają więcej frajdy, inne trochę mniej, ale zawsze premierze nowej serii towarzyszy spore podekscytowanie i prędzej czy później (czy to w formie zeszytowej, czy też zbiorczej) takową sprawdzę, bo obok tych maksi serii najzwyczajniej nie można przejść obojętnie. W Polsce nadal czekamy z lekkim już zniecierpliwieniem na zapowiedź STRANGE ADVENTURES (gorąco polecam) od Egmontu, a za oceanem zbliżamy się do półmetku DANGER STREET (na tą chwilę zbyt pokręcone i niezbyt w moim klimacie). Tymczasem dzisiaj słów kilka na temat HUMAN TARGET, czyli komiksu, w którym mamy do czynienia z Tomem Kingiem będącym zdecydowanie w wysokiej formie pisarskiej i zachęcającym do udziału w ostatnim, pełnym twistów śledztwie przeprowadzonym przez tytułowego bohatera.

Christopher Chance zrobił karierę stając się żywym, ludzkim celem. Jego niebezpieczna praca polega na podszywaniu się pod różnych swoich klientów, których ktoś chce zabić i zapobieganiu ewentualnemu morderstwu. I to mu się skutecznie udawało, aż do ostatniej misji, gdzie zadaniem była ochrona życia samego Lexa Luthora. Przyjął nieświadomie przeznaczoną dla miliardera truciznę i zostało mu dokładnie dwanaście dni życia, a jednocześnie 12 dni na znalezienie sprawcy/zamachowca i rozwiązanie zagadki własnej śmierci. Kto aż tak mocno nienawidził Luthora, że postanowił go otruć? Trop prowadzi prosto do siedziby Justice League International i jedno jest pewne - ktoś z członków drużyny na pewno jest winny. Zegar tyka, czasu jest coraz mniej, zdrowie szwankuje, a przeciwnik zdeterminowany, aby prawda jednak nie wyszła na jaw.

Rok bez jakiejś limitowanej serii od Toma Kinga byłby rokiem straconym. HUMAN TARGET ukazywał się z przerwą od listopada 2021 do lutego 2023, a pierwszy zeszyt na tyle mnie zaintrygował, że wyjątkowo postanowiłem śledzić ten komiks na bieżąco, a nie czekać na wydanie zbiorcze. Wiem i macie absolutną rację (sam to zresztą niejednokrotnie powtarzałem), że komiksy Kinga najlepiej wchodzą jako całość, za jednym podejściem, gdy już ukaże się ostatni zeszyt, ale akurat w tym przypadku okazało się, że całkiem nieźle i bez potrzeby wracania do poprzednich rozdziałów można było przyswoić sobie HUMAN TARGET czytając numer po numerze w momencie ich publikacji. Jest to zamknięta opowieść, którą na siłę można, ale nie trzeba wplatać w żadne kontinuum, która żyje własnym życiem, nie wymaga jakiegoś przygotowania w postaci przeczytania stosu innych komiksów, skierowana do każdego, ale zwłaszcza dla miłośników wszelkich kryminałów i drużyny Justice League International.

Scenarzysta ma w zwyczaju sięgać po mniej znane postacie i odkurzyć kogoś, o kogo istnieniu w świecie DC wiele osób być może nawet nie zdawało sobie sprawy. Tym razem wybór padł na Christophera Chance'a, którego los ogólnie nikogo nie obchodzi, który nie ma przecież żadnych supermocy, czy nawet odpowiednich umiejętności w walce wręcz, ale z jakichś powodów sprawdza się bardzo dobrze w roli prywatnego ochroniarza i ratuje tyłki tym, którzy czują się zagrożeni i zapewne sporo mu za to płacą. Do tego paraduje w garniturze, nie stroni od romansów, jest bardzo spostrzegawczy i przypomina wyglądem gościa z innej, nieco starszej epoki. Dla mnie to taki trochę James Bond grany przez Rogera Moore'a z przełomu lat 70-80. King robi wszystko, aby zainteresować czytelnika perypetiami tego nie pozbawionego wad bohatera i to mu się od samego początku udaje, w czym duża zasługa ciekawych i inteligentnych dialogów, narracji w wykonaniu Chance'a, a także sposobu, w jaki dąży do odkrycia prawdy i zdemaskowania sprawcy. Czytelnik szybko zaczyna sympatyzować z tytułowym bohaterem, bo gość jest tak pisany, że po prostu nie ma innego wyjścia. Każdy rozdział pokazuje, jak dobrze przygotowany jest Human Target do swojej roboty, jak potrafi przewidzieć do przodu kroki swojego rozmówcy. I chociaż najbliższe 12 dni nie zaliczy do tych najmilszych, nie raz oberwie od kogoś po mordzie i nie wszystko pójdzie w stu procentach po jego myśli, to nie podda się i konsekwentnie swoimi metodami osiągnie cel.


Klimat panujący w tym komiksie jest dosyć ponury, pulpowy, mamy do czynienia z kryminałem napisanym w starym dobrym stylu, łączącym w sobie elementy thrillera i trochę romansu. Akcja przypomina najlepsze kryminalne filmy, w których detektyw przybywa na miejsce zbrodni i musi odgadnąć, kto z obecnych w pomieszczeniu osób jest mordercą. Głównymi podejrzanymi są nieoczekiwanie członkowie JLI, którzy jak się okazuje mają sporo za uszami i nie są tak nieskazitelni, jakby się wydawało. Praktycznie każdy ma coś na sumieniu, a w trakcie lektury można się dowiedzieć kilka nowych faktów na temat poszczególnych ligowców, poznać relacje pomiędzy nimi panujące. Najwięcej miejsca oprócz Chance'a poświęcone jest Ice, która odgrywa ważną rolę, wdając się przy okazji w romans z prowadzącym śledztwo. Ich związek stanowi niezwykle interesujący i udany element opowieści, pełen ciekawych, emocjonalnych i udanych momentów/dialogów/scen.

Aby poznać sprawcę i jego motyw, należy uzbroić się w cierpliwość. Akcja toczy się bowiem w stosunkowo wolnym tempie, nieznacznie posuwając całość do przodu. Niektóre rozdziały wnoszą coś nowego i istotnego do śledztwa, inne mało albo nawet wcale. Niby wolno i momentami jakby o niczym, ale twórcom udało się wytworzyć nietypową atmosferę, zaintrygować, skłonić do myślenia na temat tego, co jest prawdą, a co jedynie mylnym tropem, i czy Christopherowi uda się jakimś cudem jednak oszukać przeznaczenie. Wśród poszczególnych odsłon pojawiają się takie perełki, jak chociażby fiksacja na punkcie Batmana, oryginalne spotkanie z Marsjaninem, czy też twist w połowie historii, który odbił się sporym echem w internecie i wywołał u dużej części osób przedwczesne zniesmaczenie oraz złość. W tym momencie znów przypomnienie - wszelkie maksi serie Kinga najlepiej oceniać dopiero wtedy, kiedy zostaną sfinalizowane. Każdy rozdział pokazuje, jak dobrze przygotowany jest Human Target do swojej roboty, jak potrafi przewidzieć do przodu kroki swojego rozmówcy. I chociaż najbliższe 12 dni nie zaliczy do tych najmilszych, nie raz oberwie od kogoś po mordzie i nie wszystko pójdzie w stu procentach po jego myśli, to nie podda się i konsekwentnie swoimi metodami osiągnie cel. 

Zakończenie jest z gatunku tych, które można kochać, albo nienawidzić, gdyż nie ma tutaj nagle jakiegoś mocnego przyłożenia i efektu 'Wow', wszystko wygląda tak, jak od pewnego momentu dało się to przewidzieć. To nie pierwszy i zapewne ostatni raz, kiedy to u Kinga najważniejsze rewelacje wychodzą na jaw jeszcze przed ostatnim zeszytem, zaś finałowy numer służy bardziej jako pełen refleksji epilog, gdzie czytelnik dostaje jasno i jednoznacznie zasugerowane, dokąd prowadzą ostatnie sceny. Nie czuję się jakoś rozczarowany #12, wręcz przeciwnie, wydaje się on idealnie pasować i dopełniać całą opowieść. Czegoś takiego w wykonaniu tego konkretnego twórcy można się było spodziewać. Tutaj jednak nie odkrycie prawdy oraz ostatnie plansze są najważniejsze, tylko cała ta wciągająca, pełna przyjemnych i bolesnych dla niego momentów podróż, jaka była udziałem Christophera. 

Za rysunki w całości odpowiada Greg Smallwood, który tworzy szkice, nakłada tusz oraz dobiera nadające odpowiedni klimat dla danej sytuacji, niezbyt krzykliwe i niejako relaksujące czytelnika kolory. Nie ma co owijać w bawełnę tylko szczerze powiedzieć, że mamy tutaj do czynienia z prawdziwym artystą, człowiekiem obdarzonym talentem do rysowania, a odbiorca ma świadomość, że dane jest mu podziwiać coś dalece przewyższającego standardowe rysunki z typowego komiksu wydawanego przez DC. Każda plansza i kadr są dopieszczone, widać wyraźnie ślady ołówka, ilustracje trzymają równy poziom, są krótko i treściwie mówiąc - piękne. To się nazywa świetny wybór osoby odpowiedzialnej za warstwę graficzną. Dbając o zachowanie wysokiej jakości ilustracji, pomiędzy zeszytem 6 i 7 Smallwood zrobił sobie kilkumiesięczną przerwę, ale oczywiście warto było czekać na ciąg dalszy jego prac, jednego z najjaśniejszych elementów całej historii. Chwała osobom decyzyjnym za to, że nie zdecydowali się choćby na krótko zastąpić Grega kimś innym, tzw. fill-in artist, gdyż popsułoby to całą atmosferę i otoczkę przez niego od początku wykreowaną. Jestem przekonany, że o ile scenariusz i tempo akcji mogą kogoś momentami nie zadowolić, to z pewnością ten ktoś doceni kunszt Grega Smallwooda. 

HUMAN TARGET od Kinga i Smallwooda to komiks, który od początku aż do samego końca zapewnia całą masę niesamowitych doznań, zachwycając konstrukcją fabuły, kreacją poszczególnych postaci, wytworzonym klimatem, a także ciesząc oczy pod kątem wizualnym. Zdecydowanie warto było poświęcić czas na jego lekturę. Zdaję sobie sprawę, że nie każdy będzie aż tak mocno zadowolony z tej specyficznej kryminalnej propozycji kręcącej się wokół JLI i mało znanego tytułowego bohatera,  ale dla mnie to jak do tej pory jeden z najlepszych projektów Kinga zrealizowanych w ramach DC. Polecam, polecam i jeszcze raz gorąco polecam. 

Recenzja historii zawartej w HUMAN TARGET #1 - 12.

Omawiany komiks w formie zeszytowej lub zbiorczej (dwa tomy, z czego vol 2 jeszcze się nie ukazał), znajdziecie w ofercie sklepu ATOM Comics.

Dawid Scheibe

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz