środa, 17 maja 2023

SUICIDE SQUAD: GET JOKER!

Joker do Jasona Todda: "They're anonymous. And interchangeable. Same as You've been... since You stopped being dead. See, Your purpose in life was to be dead. That's when You mattered. That's when You were somebody."

Dwaj twórcy o znanych i rozpoznawalnych nazwiskach łączą po raz pierwszy swoje siły, aby zaprezentować miłośnikom DC Comics nową, oryginalną opowieść z Oddziałem Samobójców w roli głównej, opublikowaną pod szyldem Black Label. W tytule komiksu obok Suicide Squad pojawia się też Joker, a zatem przynęta na statystycznego czytelnika została umiejętnie zarzucona i aż prosiło się, aby sprawdzić ten tytuł, gdy tylko ujrzał światło dzienne. Po tym, co Azzarello pokazał w ramach niezbyt udanego BATMAN: DAMNED, nie miałem jakichś wygórowanych oczekiwań w stosunku do jego nowego projektu, ale liczyłem po cichu na lepszą jakość scenariusza oraz na przyjemną szatę graficzną, wszak lubiany przeze mnie styl Alexa Maleeva wydawał się tutaj trafnym wyborem. A jak wypadły oczekiwania vs rzeczywistość?

Amanda Waller werbuje osadzonego w Belle Reve Jasona Todda, aby ten stanął na czele nowej wersji Task Force X i poprowadził drużynę w niezwykle ważnej i zarazem niebezpiecznej misji. Ich celem jest położenie kresu chaosowi, jaki na zlecenie Rosjan rozpętał w Gotham nie kto inny, tylko sam Joker. Schwytanie go i osadzenie w więzieniu, jak to zwykle robi Mroczny Rycerz, nie wchodzi w grę - Joker ma zostać zabity. Reguły gry będą się jednak musiały zmienić, kiedy klaun zyska istotną przewagę i niezwykle ważne urządzenie do aktywacji nano bomb...

Akcja osadzona jest z dala od kontinuum, w lekko zmodyfikowanej rzeczywistości, gdzie Jason Todd za swoje wyczyny w roli Red Hooda trafia za kratki. Jason nigdy nie słyszał o Amandzie Waller, za to ona jak się okazuje zna bardzo dokładnie jego przeszłość wraz z największymi sekretami. Na samym początku dostajemy zresztą krótkie podsumowanie przeszłości Red Hooda opatrzone jego komentarzem, co uważam za fajny i udany dodatek. W powołanym przez Waller zespole znajdują się bardziej znani szerszej publice Harley Quinn, Silver Banshee, czy Firefly, pewnie nieco mniej kojarzeni Wild Dog i Plastique, a także zupełnie nowe postacie - Peebles, Meow Meow oraz Yonder Man. Gościnnie pojawia się również Toyman. Oczywiście, jak to w przypadku komiksu z Suicide Squad w tytule, jest wybuchowo, krwawo, występują niesnaski pomiędzy poszczególnymi członkami, pełno wszędzie latających kul, Waller nie mówi całej prawdy, wszczepiona bomba w każdej chwili może wybuchnąć, a do tego - co nie jest żadną niespodzianką, czy spoilerem - część bohaterów będzie musiała pożegnać się po drodze z życiem. Ale to już taki nieodłączny element krajobrazu, gdy pewna grupa, przeważnie mniej znanych postaci, służy głównie jako mięso armatnie i nie doczekuje finału. Nikogo jednak nie będę żałować, co wynika ze sposobu, w jaki te postacie zostały tutaj zaprezentowane. Azzarello tak naprawdę nie dał mi powodu, aby komuś kibicować i solidaryzować się z jakąś osobą wybraną do tej niebezpiecznej misji. O ile Red Hood jeszcze ewentualnie ujdzie, to jego towarzysze są nijacy, płytcy, jednorazowi, bez głębszego "podkładu", podbudowania. Na plus zapisałbym występ gościa o imieniu Larry, w którym widziałem pewien potencjał na coś więcej, ale oczywiście scenarzysta schował go do szuflady tak szybko, jak go wyciągnął.

Nie ma się też zbytnio czym emocjonować, jeśli chodzi o Jokera, który w wersji Azzarello jest po prostu zwykłym bandytą wspieranym przez Rosję. Mało tutaj Jokera w Jokerze, spokojnie można go było zastąpić jakimś losowym złoczyńcą i nie pogorszyłoby to i tak już niskiej jakości fabuły. Fabuły pełnej luk i niedomówień, braku logiki, mocno szarpanej i chaotycznie zaprezentowanej akcji, jakby ktoś zaserwował mi wstępny zlepek różnych scen, które trzeba będzie później odpowiednio zmontować i poddać korekcie redaktorskiej. Brakuje też jakiegoś sensownego wyjaśnienia ważnego według mnie powodu, czyli dlaczego Waller postanowiła nagle zabić Jokera?

O ile pierwszy zeszyt okazał się całkiem udany i rozbudził mój apetyt na więcej (zwłaszcza końcowe sceny), to już później nastąpił nagły, gwałtowny zjazd w dół i cały pierwotny czar natychmiast prysł. Kto miał zginąć, ten zginął, długie i liczne dialogi są totalnie o niczym, postacie nudzą się i czekają, a akcja oparta na jednej wielkiej strzelaninie każdego z każdym to nie jest pomysł, jakim można utrzymać ciekawość czytelnika. Najbardziej żal mi wątku przejęcia "bombowego" pilota prze klauna, który został w iście mistrzowski sposób z*ebany, poprowadzony donikąd. Zakończenie jest mocno niejednoznaczne, można nawet powiedzieć, że zakończenia tutaj po prostu brak. Każdy może sam zdecydować, co takiego się w finale wydarzyło, ale cokolwiek nie wybierzecie, to i tak nie sprawi, że będziecie czuli się spełnieni po zakończonej lekturze. Na finałowy zeszyt trzeba było czekać przez liczne opóźnienia aż osiem miesięcy i jakież musiało być zdziwienie fanów tego komiksu, gdy to wyczekiwanie okazało się zwykłą stratą czasu.

Za ilustracje odpowiada Alex Maleev, którego mocno rozpoznawalne, specyficzne, lekko przybrudzone szkice mają w sobie pewien urok, przez co zazwyczaj jego prace dostarczają mi sporej przyjemności, zapewniają mroczny i ponury klimat, jaki akurat w tej opowieści jest oczekiwany. Czy Alex wykorzystał w pełni większy format, aby jeszcze mocniej zabłysnąć i dać upust swojemu talentowi? Ku mojemu zaskoczeniu - nie. Maleev rysuje tutaj tylko poprawnie, jakby zbytnio nie chciał się wysilać, bez żadnych fajerwerków, błysku geniuszu, zapadających w pamięci kadrów/plansz. To nie jest też jeden z tych komiksów, gdzie rysunki pozwalają płynnie śledzić przebieg akcji, ponieważ pojawia się zbyt dużo chaotycznych momentów, jakby niektóre kadry zostały wycięte i trzeba przez chwilę się domyślić, kto i skąd się wziął. Może niepotrzebnie narzekam, ale po prostu widziałem już Alexa Maleeva w znacznie lepszej formie i wiem, że stać go na więcej. I jeszcze jedno - totalnie nie podoba mi się zaprezentowany przez artystę design Jokera, mało wyróżniającego się moim zdaniem na tle innych złoczyńców. 

No cóż, to z pewnością nie jest dobry komiks, jaki nadawałby się do polecenia komukolwiek. Pomysł wyjściowy ciekawy i pierwsza część nawet udana, ale później wszystko idzie w mocno rozczarowującym kierunku, fabuła kuleje, a potencjał na coś wartościowego zostaje po mistrzowsku zmarnowany. Azzarello znowu nie podołał zadaniu, a dla samych ilustracji Maleeva chyba nie ma sensu po ten komiks sięgać. Lepiej zastanowić się ze dwa razy nad zakupem, jeśli zobaczycie SS: GET JOKER! w jakiejś atrakcyjnej promocyjnej cenie. A jak już szukacie czegoś znacznie lepszego jakościowo z udziałem Amandy Waller i jej drużyny, z kilkoma fajnymi twistami, to proponuję spróbować SUICIDE SQUAD: BLAZE autorstwa Si Spurriera i Aarona Campbella, również z linii Black Label. 

Opisywane wydanie zawiera materiał z komiksów SUICIDE SQUAD: GET JOKER! #1 - 3.

Jeśli chcecie przekonać się o jakości omawianego komiksu na własnej skórze, to znajdziecie go m.in. w ofercie sklepu ATOM Comics.

Dawid Scheibe

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz