wtorek, 30 stycznia 2024

PEACEMAKER TRIES HARD!

Dziś zapominamy na chwilę o Batmanie, Supermanie oraz innych znanych postaciach świata DC, aby skupić się na burzliwych przygodach pewnego nietypowego gościa paradującego w charakterystycznym hełmie. W maju 2023 roku wystartowała za sprawą duetu Kyle Starks (scenariusz) oraz Steve Pugh (rysunki) mini seria z Peacemakerem w roli głównej, która okazała się tak samo nietypowa i pokręcona, jak postać trzymająca na powyższej okładce w jednej ręce psiaka, a w drugiej spluwę. Aż prosiło się o to, aby chociażby ze zwykłej ciekawości po ten komiks sięgnąć, gdyż zapowiadał się co najmniej dobrze. Zaskoczenia absolutnie nie było - dostałem od twórców dokładnie to, czego na wstępie oczekiwałem. Szczegóły poniżej.

Peacemaker aktualnie przebywa na zwolnieniu warunkowym i stara się na swój sposób prowadzić normalne życie, chcąc przy tym zyskać w oczach innych miano superbohatera. Problem w tym, że ludzie albo kompletnie go nie znają, albo nie chcą znać i celowo unikają, przez co czuje się odrzucony. Jego życie nabiera nowego sensu w momencie, gdy podczas jednej z akcji zleconych przez Waller trafia na psa przybłędę i bierze go pod swoje skrzydła. Radość trwa krótko, gdyż jego ukochany buldog francuski zostaje porwany przez pewnego złoczyńcę, który chce w ten sposób zmusić Smitha do wykonania za niego brudnej i niebezpiecznej roboty. Rozpoczyna się szalona przygoda pełna niespodziewanych zwrotów akcji, nieoczekiwanych postaci oraz dużej porcji specyficznego humoru.

Peacemaker - "I'm going to shove this napkin dispenser all the way up Your old, wrinkled ass".

Immortus - "Do You honestly think that in all of my long life I've never had a napkin dispenser in my rectum?"

Można znać serial TV o Peacemakerze stworzony przez Jamesa Gunna i równie dobrze bawić się czytając omawiany komiks (klimat jest moim zdaniem podobny), ale można też nie znać tej produkcji i czerpać frajdę z lektury. Historia jest dosyć uniwersalna, zamknięta i tak naprawdę nie jest tutaj wymagana jakaś wiedza odnośnie tego, kim jest tytułowy bohater. Kyle Starks zadbał bowiem o to, aby nikt nie czuł się na starcie zagubiony, wszystko jest jasno i klarownie wyłożone odbiorcy. Christopher Smith to facet, którego wszyscy traktują z przymrużeniem oka, dla większości to po prostu tępy osiłek, z którym współpracują tylko wtedy, kiedy są do tego zmuszeni. Są takie momenty, gdy czytelnikowi robi się go nawet żal, bo jego życie prywatne jest dosyć przygnębiające, a on sam potrafi z wielkiego macho zamienić się w jednej chwili w zwykłą beksę. Jest tutaj zatem spora huśtawka emocjonalna.

Tempo prowadzenia opowieści jest dosyć intensywne, szybko przemieszczamy się z  miejsca na miejsce, pełno też dziwacznych i nieoczekiwanych zwrotów akcji. Jest śmiesznie, ale jednocześnie poważnie i momentami nawet dosyć brutalnie. Nie wszystkim udaje się zachować życie do samego finału. Dostajemy sporo żartów/żarcików sytuacyjnych, absurdalnych scen i momentów, które razem wzięte stanowią główną zaletę tej satysfakcjonująco zakończonej historii. Niektóre kwestie i zachowania są tak uroczo głupie, że aż zabawne. 

"My deal is I'd do anything for peace. I'd kill for it"

"Would You eat a spoonful of poop for peace?"

"I'd eat a bucket of poop"

 W komiksie tym przewija się gościnnie - w większej lub mniejszej roli - całkiem spora grupa mniej lub bardziej znanych postaci ze świata DC. Jest Deathstroke (w pewnym sensie), The Brain, Monsieur Mallah, Generał Immortus, Demolition Team, Chemo, Amanda Waller, czy też Red Bee i jego mały przyjaciel Michael. Cieszy również odkurzenie innej zapomnianej postaci, czyli widocznego na załączonej poniżej grafice, zyskującego supermoce za sprawą kokainy Snowflame'a. Tak liczne grono absolutnie mi nie przeszkadza, wręcz przeciwnie, generuje równie dużo okazji do pokazania ciekawych i zabawnych sekwencji, które zapadają w pamięci na długo po przewróceniu ostatniej strony.

Steve Pugh (THE FLINTSTONES, ANIMAL MAN, BILLIONAIRE ISLAND) to właściwa osoba na właściwym miejscu. Uwielbiam jego styl, zwłaszcza że kładzie duży nacisk na ekspresję twarzy poszczególnych postaci. Dzięki temu sprawdza się idealnie w warunkach, gdzie mamy do czynienia z historiami o humorystycznym zabarwieniu. Widać, że przychodzi mu to z lekkością i łatwością. Jest sporo genialnych mniejszych kadrów, które wywołują banana na twarzy podczas czytania. A do tego jeszcze ten Peacemaker wyglądający celowo niczym John Cena, przez co przy każdej wypowiadanej przez niego w tym komiksie kwestii, niemal słyszę w głowie głos wspomnianego aktora. Wizualnie jest po prostu świetnie i nie ma się do czego przyczepić. Na uwagę zasługują również przyjemne dla oka okładki, które przygotował Kris Anka.

"Bruce Wayne, stop eating dog's shit!"

To było ciekawe doświadczenie, które będą miło wspominał. Jedna z lepszych mini serii ubiegłego roku od DC. Nie za krótkie, nie za długie, w sam raz. Taka fajna pod względem fabuły oraz rysunków odskocznia, dobry odstresowywacz, coś innego, co na długi czas wypełniło moje zapotrzebowanie na absurdalny czarny humor. Jak dobrze, że DC od czasu do czasu wypuszcza również tego typu komiksy. Czy jest to pozycja dla każdego? Niekoniecznie, gdyż panujący tutaj klimat jednych zachwyci, ale znajdą się też takie jednostki, którym ta opowieść zapewne nie podejdzie. Polecam gorąco sprawdzić na własnej skórze i obyście nie dołączyli do tej drugiej grupy :P

Recenzja oparta jest na wydaniach zeszytowych PEACEMAKER TRIES HARD! #1 - 6. Zbiorczo (w twardej oprawie) historia ukaże się już 7 lutego, a komiks ten możecie zakupić w ATOM Comics.

Dawid Scheibe

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz