środa, 20 marca 2024

FABLES: THE BLACK FOREST

I żyli długo i szczęśliwie. Ale czy na pewno wszyscy?

Bill Willingham oraz Mark Buckingham powracają z nową historią, która rozgrywa się w świecie przedstawionym na łamach vertigowskiej serii BAŚNIE. Wielowątkowego tytułu, jaki dostarczył mi swego czasu nadspodziewanie dużo frajdy, i który za każdym razem miło wspominam. Seria ukazywała się od maja 2002 do maja 2015 zaliczając imponującą liczbę 150 odsłon. Były już liczne, długie emocjonalne pożegnania z poszczególnymi bohaterami, epilogi do wielu mniejszych wątków, ale jak się okazuje twórcy mieli w tym temacie coś jeszcze do powiedzenia. W maju 2022 roku, równo w 20 rocznicę startu BAŚNI, rozpoczął się nowy story arc składający się z 12 zeszytów. Numeracja została zachowana, a komiks wydany został pod szyldem Black Label. Niedawno ukazał się finałowy numer, a zatem czas na małe podsumowanie historii THE BLACK FOREST.

Dopiero co zdążył opaść kurz po epickim starciu pomiędzy Frau Totenkinder i Kopciuszkiem, a zamek Baśniowców stał się widzialny dla Docześniaków. Jak wybrnie z tej sytuacji Król Cole? Na Manhattanie pojawia się tajemnicza postać, która zamierza wyrównać rachunki z Dżepetto za to, do czego ten ostatni swoimi wcześniejszymi poczynaniami właśnie doprowadził. W tym samym czasie uznana za martwą bohaterka powraca w nowojorskim szpitalu do życia. W krainie zwanej Hesja znajduje się Czarny Las, gdzie wilcza rodzina zaczyna budować swoje życie od nowa, gdzie na scenę wkracza dziewczyna nazywająca siebie Jackiem w Zieleni (Jack in the Green), i gdzie aż trzy osoba uznają siebie za obrońcę/strażnika tego miejsca.

Nie ma co się oszukiwać. Skoro numeracja jest kontynuowana i startujemy od #151, to trudno potraktować THE BLACK FOREST jako dobry punkt startowy dla nowego czytelnika. Wręcz przeciwnie, wiedza na temat przeszłych wydarzeń jest jak najbardziej wskazana, gdyż mamy do czynienia z bezpośrednia kontynuacją tego, z czym zostawił nas scenarzysta w poprzedniej odsłonie z roku 2015. To wtedy nastąpił symboliczny koniec Baśniogrodu, a niemal wszyscy jego mieszkańcy trafili z powrotem do swoich światów. Widzieliśmy również w ramach jednego z epilogów Bigby'ego oraz Śnieżkę w odległej przyszłości. Teraz scenarzysta wykorzystał okazję, aby uzupełnić brakującą lukę i pokazać losy tej rodziny po tym, jak zakończył się konflikt na linii Róża Czerwona-Śnieżka. Wiemy z tomu BAŚNIE: POŻEGNANIE, jak finalnie potoczyły się ścieżki pewnych bohaterów, a teraz widzimy w skrócie, jaka droga do takiego stanu rzeczy prowadziła.

Wracać do jakiejś zakończonej serii i dopisać kolejny rozdział/rozdziały, czy też zostawić taki projekt w spokoju? To dosyć częsta i trudna kwestia, z którą spotykają się fani komiksów. Jeśli jest to wartościowy i dobrze zaplanowany powrót, a nie wymuszony, to czemu nie? Bill zostawił sobie wcześniej kilka uchylonych furtek i urwanych w ciekawych momentach wątków, a zatem w tym konkretnym przypadku dopisanie dalszej części ma ręce i nogi, nie jest jakimś wielkim zaskoczeniem. I wygląda na to, że tym razem to ostateczny i definitywny koniec, kolejnego wielkiego powrotu i pożegnania z Baśniowcami już nie będzie. Wszystko na skutek głośnego konfliktu, jaki w zeszłym roku miał miejsce na linii Willingham-DC.

Wracając do fabuły. Willingham w charakterystyczny dla siebie sposób ciągnie kilka wątków jednocześnie, a zatem często przeskoki z miejsca na miejsce są w tym komiksie na porządku dziennym. Ale akurat to nie powinno być żadnym zdziwieniem czy utrudnieniem, dla fanów BAŚNI. Obserwujemy zarówno perypetie wybranych postaci w świecie Docześniaków (np. powstanie nowej szkoły magii), jak również przygody przeżywane przez mieszkańców Czarnego Lasu, gdzie na nudę również nie można narzekać. Dodatkowo, w połowie historii (po szóstym zeszycie) scenarzysta robi przeskok o pięć lat do przodu, aby pokazać, jak w tym czasie rozwinęły się np. projekty zainicjowane przez naszych bohaterów. Im bliżej końca robi się bardziej widowiskowo i krwawo, w czym duża zasługa głównego złego i jego zamiłowania do zabijania, aby osiągnąć swój cel oraz podporządkować sobie wybraną krainę. Przydałoby się trochę więcej szczegółów odnośnie nowego adwersarza, jego powiązań z Dżepetto i wyjaśnienia, jak podporządkował sobie swoją pomocnicę, ale i tak postać ta wypada całkiem udanie, budzi swoim zachowaniem wstręt czytelnika i chyba wszyscy cieszą się z losu, jaki go spotkał. Emocji nie brakuje, a większość wątków śledzi się z uwagą i ciekawością. Osobiście najmniej podobała mi się kwestia Gwen/Jack w Zieleni, która co prawda miała swój ważny moment, ale ogólnie okazała się wrzucona tutaj trochę na siłę, a nie miała wiele ciekawego do zaoferowania. Nie będę oryginalny - najwięcej radochy sprawiły mi wszelkie sekwencje związane z Bigbym, nietypowe przygody jego dzieci, a także możliwość ponownego zobaczenia w akcji pewnej sympatycznej agentki do zadań specjalnych :)

Ostatni zeszyt to w większości epilog i jeszcze jedna seria pożegnań z bohaterami (i złoczyńcami) przedstawionymi w tym story arcu. Jeszcze jedna, bo przecież już kiedyś ich żegnaliśmy. Wypada to satysfakcjonująco, a przynajmniej ja do takiego finału nie mam zastrzeżeń.

Nad warstwą wizualną pracował znany i sprawdzony zespół twórców, czyli Mark Buckingham (ołówek), Steve Leialoha (tusz), Lee Loughridge (kolor) oraz Todd Klein (litery). Skład ten zapewnił dokładnie taką samą, czyli wysoką jakość, jak przed laty, oferując równe, jednolite i satysfakcjonujące ilustracje od początku do końca. Buckingham nigdy nie dysponował jakąś wyjątkowo piękną kreską, ale strasznie przyzwyczaiłem się przez lata do sposobu rysowania poszczególnych Baśniowców i różnych lokalizacji właśnie przez tego twórcę. Cieszy też, że pomimo zaliczania wynikających z innych zobowiązań opóźnień (zwłaszcza w przypadku kilku ostatnich części), udało się mu zilustrować wszystkie 12 numerów. Specyficzny klimat oddają również jakże charakterystyczne dla BAŚNI ozdobne ramki na każdej ze stron, których i tutaj nie mogło zabraknąć. Dostałem zatem dokładnie taką wizualną ucztę, jakiej po tym komiksie oczekiwałem.

BAŚNIE charakteryzowały się tym, że poziom często falował i lepsze historie przeplatane były tymi gorszymi. Ale nawet te słabsze jakościowo miały w sobie jakąś magię (dosłownie i w przenośni), dzięki czemu komiks ten śledziło się z nieskrywaną przyjemnością, zawsze z niecierpliwością wyczekując kolejnych odsłon. Tak jest również w tym przypadku. THE BLACK FOREST daleko do ideału, nie wszystko do końca zagrało i zadowoliło. Niektóre numery są ciekawsze i posuwają wątek/wątki do przodu, inne wnoszą niewiele, a może po prostu nie tyle, ile bym oczekiwał. Nie zmienia to faktu, że cieszę się, iż ta kontynuacja powstała, gdyż była to fajna wycieczka do miejsca, które zawsze przywołuje na myśl masę pozytywnych wspomnień. Kontynuacja naturalna, sensowna, jakby czas się zatrzymał, jakby Willingham i Buckingham nic się nie zmienili przez te siedem lat. Dla fanów BAŚNI pozycja jak najbardziej obowiązkowa. A jeśli jeszcze nie znacie tej kultowej serii z dawnego Vertigo, to czym prędzej musicie te zaległości nadrobić. Nigdy nie jest za późno, aby dołączyć do miłośników tej genialnej serii.

"Thank You and goodbye from the Black Forest"


Recenzja oparta na zeszytach FABLES #151 - 162.

Wydanie zbiorcze w twardej oprawie ukaże się w maju, a możecie zamówić je przedpremierowo na ATOM Comics.

Dawid Scheibe

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz