niedziela, 14 lutego 2021

DC LOVE IS A BATTLEFIELD

To jeden z tych dni/świąt/okresów, kiedy DC tradycyjnie już uszczęśliwia nas swoimi specjalnymi, okazjonalnymi antologiami o zwiększonej ilości stron. Tym razem motywem przewodnim walentynkowego one-shota jest tytułowe pole bitwy, a zatem można spodziewać się w większości efektownych pojedynków według schematu: para kochanków kontra złoczyńca/grupa złoczyńców. Dziesięć krótkich historii, dziesięć różnych zespołów twórczych, zróżnicowany poziom jakościowy i szansa na to, aby mniej znani scenarzyści/rysownicy mogli zaprezentować się szerszej publiczności. Sprawdźmy, czy warto się tym komiksem zainteresować.

Oczekiwania wobec tego typu zbiorów mam jak zwykle niewielkie, licząc się w tej dziwacznej mieszance z pewnymi rozczarowaniami, ale też mając nadzieję na jakieś pozytywne zaskoczenia. Autorzy postawili w dużej mierze na sprawdzone, znane i oklepane miłosne pary, ale pojawiły się również te mniej oczekiwane i zaskakujące, których przed przystąpieniem do lektury ujrzeć się nie spodziewałem. Patrząc na rozpiskę na pierwszej stronie zauważalny wydaje się brak historii z udziałem takich klasycznych duetów, jak Clark-Lois, Oliver-Dinah, czy Barry-Iris, ale najwidoczniej DC postawiło tym razem od nich trochę odetchnąć i wypromować nieco inne postacie.

Na pierwszy ogień idzie jeden z pewniaków, czyli wypromowany mocno przez Toma Kinga miłosny duet Bat & Cat. Rysuje Xermanico, czyli sprawdzono rzemieślnik, stąd pod kątem graficznym nie mogło być źle. I nie jest. Akcja rozgrywa się szybko, jest trochę zbyt tłoczno od różnych bat-złoczyńców, a Bruce jako Matches Malone wspólnie z Seliną postanawia namieszać podczas ślubu Maxie Zeusa. Jest kilka powodów do uśmiechu i nawiązanie do niedoszłego ślubu obu bohaterów, ale ogólnie historia nie rzuca na kolana.

Drugi pewniak to walentynkowa randka z udziałem Diany oraz Steve'a, która przerwana zostaje przez atak... niebieskiego bałwana!? Potyczka z mało istotnym i zabawnym zarazem złoczyńca stała się okazją do szczerej rozmowy pomiędzy obojgiem kochanków. Nazwiska twórców kompletnie nic mi nie mówiły, ale bawiłem się przy tej opowiastce całkiem udanie. Bardziej humorystyczny wydźwięk podkreślony został poprzez specyficzne ilustracje. Pozytywne zaskoczenie.

Trzecia historia to nietypowa kolacja Perry'ego White'a oraz Amandy Waller, opierająca się na ostrej wymianie zdań i tym, kto kogo na końcu przechytrzy. Klimat pasujący do scenariuszy Marka Russella, którego historie zazwyczaj lubię, ale tym razem dostałem wyjątek od tej reguły. Wyszło niestety nijako (graficznie i pod względem fabuły) i do szybkiego zapomnienia. Zaraz potem dostajemy kolejny przeciętny rozdział, tym razem coś dla miłośników Nastoletnich Tytanów. Przygotowania do pierwszej randki i towarzysząca temu nerwowość dwóch młodych gołąbeczków, a w tle nieodwzajemniona miłość "tylko przyjaciółki".

Numer 5 to panie widoczne na okładce w rolach głównych, czyli historia wielkiej przyjaźni oraz miłości w pigułce. Całość wykonana wzorowo, przy pomocy fajnych splash-page'y i z nieoczekiwanym, wzruszającym twistem w końcówce. Po cichu liczyłem, że to będzie najlepsza część całego zbioru i pod tym względem się nie zawiodłem.

Drugą połówkę zestawienia otwierają perypetie miłosne z udziałem Hawkmana oraz Hawkwoman, którzy ratują Ziemię przed zderzeniem ze statkiem zahibernowanych kosmicznych kochanków. Trochę to dziwaczne, ale z fajnym przesłaniem i podkreśleniem mocnych więzi pomiędzy dwójką Jastrzębi. Rysunki byłyby bez zarzutu, gdyby nie ta nieoczekiwana i niewytłumaczalna zmiana koloru włosów Cartera na jednym z kadrów.

Epizod z udziałem Big Bardy oraz Mistera Miracle'a to szybkie, proste i niezbyt emocjonujące czytadło, wyróżniające się tak naprawdę tylko (i aż) szatą graficzną. Fajnie widzieć gościnnie w akcji Roba Guillory (CHEW), którego kreska dodatkowo podkreśla bardzo humorystyczny wydźwięk rozdziału nr 7. Zaraz za nim doświadczamy natomiast niezręcznego i przypadkowego spotkania dawnych kochanków, którzy wspólnie stawiają czoła kosmicznej roślinie i doświadczają przy okazji halucynacji. Starcie z przeciwnikiem jest okazją do szczerej rozmowy i poruszenia tematu, od którego na dłuższą metę nie dało się uciec. Być może fani relacji Starfire i Nightwinga wyciągną z tego spotkania coś interesującego i wartościowego, ale dla mnie to było na zasadzie szybkiego zaliczenia tego rozdziału i przejścia do kolejnego.

Na tle pozostałych zdecydowanie wyróżnia się tematycznie historia z udziałem Sierżanta Rocka, który jak zwykle gwarantuje dawkę wojennych klimatów. Pozbawiona humoru, radości oraz szczęśliwych momentów odsłona, gdzie obserwujemy dwie osoby, które ze względu na pochodzenie nigdy nie będą mogły być razem. Rock pełni tutaj bardziej rolę obserwatora. Problem tylko w tym, że nie ma tutaj nic oryginalnego, ot klasyczna opowieść z czasu wojny i typowe dla tego okresu problemy.

Na zakończenie John Ridley przenosi nas na chwilę do runu Geoffa Johnsa, a konkretnie do momentu przetrzymywania Fatality przez Zamaronki. John Stewart rusza na pomoc ukochanej mając poczucie winy i nie wiedząc, co finalnie wybierze kobieta - przebaczenie, czy zemstę. Bardzo emocjonalny wydźwięk, niejednoznaczne zakończenie i przyjemne rysunki.

Od strony wizualnej całość prezentuje się co najmniej poprawnie i nie mogę powiedzieć, że czyjeś prace rozczarowały, czy nie dało się na nie patrzeć. Największe wrażenie zrobiły na mnie ilustracje, które wykonali Rebekah Isaacs oraz o dziwo Juan Gedeon.

DC LOVE IS A BATTLEFIELD to 80 stron w cenie niecałych ośmiu dolarów i sami musicie zadecydować, czy jesteście targetem tego typu komiksów, czy warto na tą antologię taką kwotę wydać. Mnie tradycyjnie trudno zadowolić takimi specjalnymi one-shotami, ale tym razem po zakończonej lekturze odczucia miałem bardziej pozytywne, niż negatywne. Większość opowieści była przeciętna, ale w sumie wyjątkowo żadna nie rozczarowała tak, aby żałować jej przeczytania/obejrzenia. Z jednej strony nie żałuję, że sięgnąłem po ten zbiór, bo dostarczył dosyć szybkiej, przyjemnej i momentami zabawnej lektury. Z drugiej strony muszę szczerze przyznać, że to komiks na jeden raz, do którego raczej wracać już nie będę, a zapamiętam głównie fragment poświęcony Harley oraz Ivy.

O ten walentynkowy one-shot pytajcie w sklepie ATOM Comics.

Przeczytał i podzielił się swoją opinią: Dawid Scheibe

12 komentarzy:

  1. Hmm.. Is some interesing, thank you! My favourite movie is Battlefield 2025 online

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Gen V Streambest.pl Polecam każdemu ten serial, bardzo fajny!

    OdpowiedzUsuń
  4. The boys efilman.pl Jak lubicie filmy z tematyka Superbohaterów to polecam!

    OdpowiedzUsuń
  5. Niesamowita pozycja! Każdy fan powinien z nią się zapoznać. Wieloryb film online

    OdpowiedzUsuń