Love is in the air… zatem trzeba nieco przewietrzyć, ponieważ bujanie w obłokach i dopuszczanie do siebie swoich uczuć jest dla bohaterów recenzowanego komiksu niedopuszczalne. Wszak ubierają oni spandeksowe gatki i walczą z przestępczością, a tu trzeba nieustannie myśleć i przewidywać. Howard Chaykin na łamach MIGHTY LOVE pokazuje jednak, że być może samotność nie jest pisana mrocznym mścicielom. Gdyby tylko wiedzieli oni z kim mają do czynienia.
Delaney Pope za dnia jest policjantką i to dobrą w swoim fachu. Niestety nieustannie napotyka ona na problemy systemowe, przez które wielu groźnym przestępcom ucieka z rąk sprawiedliwości. By stało się jej zadość, ubiera się w czerwony kostium i jako Skylark kopie tyłki złym kolesiom. Z kolei Lincoln Reinhardt to adwokat i również jest znakomity w tym, co robi. To właśnie dzięki niemu przestępcy mogą liczyć na uczciwy proces, a także to on znajduje wszelkie kruczki prawne, które działają na ich korzyść. Nie oznacza to jednak, że jest złym człowiekiem, gdyż za dnia broni złoczyńców, a nocą jako Iron Angel robi co w swojej mocy, by znaleźć niepodważalne dowody ich win. Delaney i Lincoln znają się od jakiegoś czasu i szczerze nienawidzą. Jednakże jako Skylark oraz Iron Angel wpadają na siebie pierwszy raz dopiero podczas pewnego pościgu i będąc totalnie nieświadomymi swoich prawdziwych tożsamości, zaczynają się w sobie podkochiwać, a wspólne akcje stają się rutyną. Czy ten duet ma szansę na swój happy end?
Howard Chaykin to autor wielu wspaniałych komiksów, chociaż z perspektywy naszego kraju ciężko móc to stwierdzić, skoro jak dotąd jedyny komiks wyłącznie jego autorstwa, jaki ukazał się w Polsce, to dwutomowy pornos ”Black Kiss”, zaś epizody zaliczył w kolekcjach ”Star Wars” czy ”Conan”, a także pojawił się w jednym tomie ”Punisher MAX”. Szkoda zwłaszcza, że żaden z jego autorskich projektów dla Image z ostatnich lat nie trafił (jak dotąd) do nas, ponieważ nawet te nieco słabsze tytuły w jego wykonaniu potrafią być zaskakujące oraz ciekawe. Nie ukrywam tu właśnie, że MIGHTY LOVE nie jest moim ulubionym komiksem jego autorstwa, ale wciąż umiem się w nim doszukać kilku wartych polecenia rzeczy.
Wbrew pozorom to nie jest tylko i jedynie kolejna pozycja z gatunku superhero, tyle tylko iż z romantycznym twistem. MIGHTY LOVE nieco bawi się z czytelnikiem i w intrygujący sposób podrzuca mu kwestię znaną z komiksów z Batmanem, tylko nie zalaną sosem z mrocznej mroczności. Trudno tu bowiem przez większość lektury tak jednoznacznie zdecydować czy Delaney i Lincoln są bardziej sobą gdy mają na sobie strój czy gdy są ich pozbawieni. Paradoksalnie bowiem mniej bezwzględni, spokojniejsi i na swój sposób milsi są wtedy, gdy okładają gęby przestępców, zaś tą swoistą maską wydają się ich rzeczywiste twarze. Nie oczekujcie jednak od MIGHTY LOVE komiksowego referatu na temat zaburzeń tożsamości czy czegoś w ten deseń. To w końcu wciąż dość klasyczne superhero i chociaż Chaykin na przestrzeni tych 96 całkiem dobrze buduje swoje postacie, to jednak wisienką na torcie są wątki czysto peleryniarskie oraz, a jakże, romantyczne.
I oba autor również przedstawia w sposób całkiem interesujący, chociaż mogę założyć w ciemno, iż MIGHTY LOVE nigdy nie stanie się tym komiksem autorstwa Howarda Chaykina, który na długie tygodnie utkwi Wam w głowach i będziecie do niego często wracać. Chociaż jest to historia osadzona poza kontinuum głównego DC, to czuć tu liczne zapożyczenia z Gotham City i ich oczywistość kłuje nieco w oczy. Jednak co ciekawe, twórcy udało się mnie mocno wkręcić w romantyczną relację pomiędzy Skylark i Iron Angel, ponieważ nie tylko jest ona bardzo naturalnie prowadzona, ale również do samego końca nie sposób przewidzieć czy nasza dwójka bohaterów w końcu ujawni sobie swoje prawdziwe (czy aby na pewno?) tożsamości. Czy tak się stało oczywiście nie zdradzę, gdyż to już musicie sprawdzić sobie we własnym zakresie.
Jeśli chodzi o warstwę graficzną, to mamy tutaj do czynienia z klasycznym Chaykinem. Artysta ten na przestrzeni wielu lat obecności na rynku zmieniał zapewne sposób i styl wykonywania swojej pracy, lecz nigdy nie zatracił tego charakterystycznego sznytu, dzięki któremu już na pierwszy rzut oka można stwierdzić, iż to on jest autorem danego komiksu. MIGHTY LOVE nie jest pod tym względem żadnym wyjątkiem i chociaż komiks ma już na karku 16 lat, to jednak od razu widać, że jest to dzieło właśnie tego twórcy.
MIGHTY LOVE zostało swego czasu wydane przez DC Comics jako oryginalna powieść graficzna i chociaż mamy tu do czynienia z miękką okładką, to jednak widać, że jest to nieco lepszej jakości materiał i odczuwalnie grubszy papier niż w przypadku standardowych wydań zbiorczych. Pewnie dlatego też ten liczący niecałe sto stron komiks kosztuje niemal osiemnaście dolców i totalnie rozumiem, że może to nieco odstraszyć. Ja jednak mimo wszystko polecam, bo w kategorii ”romansu w klimacie trykociarskim”, MIGHTY LOVE na pewno prezentuje się ciekawiej niż kolejne odsłony mocno nieświeżej już telenoweli pod tytułem Batman/Catwoman.
Krzysztof Tymczyński
MIGHTY LOVE do kupienia w sklepie ATOM Comics.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz