wtorek, 2 lutego 2021

KOSZ PEŁEN GŁÓW

Trochę było mi smutno, gdy Tomasz Kołodziejczak ogłaszał start linii Hill House Comics w naszym kraju. Z jednej strony super, że tytuły te zostały dostrzeżone przez Egmont i bardzo szybko trafiają do Polski, z drugiej zaś równie ciekawy Young Animal nie tylko jakby w oczach wydawcy nie istniał, zaś na jednym z filmików pan Kołodziejczak tak bardzo nie wiedział o co chodzi, że pomylił Young Animal z DC Young Adult. Trochę tego nie rozumiem, bo za oboma… yyy… imprintami imprintu Black Label stoją bardzo mocne nazwiska, bo chyba nikt nie ma wątpliwości, że Gerard Way jest równie, jeśli nie nawet mocniej rozpoznawalny, co Joe Hill. Ech… ciężko mamy z tym Egmontem.

Nie no, żartuję. Strasznie się zajarałem zapowiedzią prezentacji dorobku linii Hill House Comics w Polsce i nie było żadnych wątpliwości, że sięgnę zarówno po KOSZ PEŁEN GŁÓW, jak i po również wydaną w styczniu RODZINĘ Z DOMU DLA LALEK. Recenzować przyszło mi jednak tylko pierwszy z wymienionych, do czego się ochoczo zabieram, bo jest to kawałek naprawdę solidnej lektury w klimatach grozy.

Zacznijmy jednak od pewnej istotnej rzeczy – komiksowe horrory nie działają. Po prostu. Mogą obrzydzić, mogą wywołać uczucie niepokoju, ale na pewno nie straszą. I za każdym razem, gdy zasiadam do recenzowania komiksowego horroru wolę to podkreślić, bo przez zwrot ”udany horror” w przypadku komiksu na pewno nie mam na myśli czegoś, co sprawiło, iż bałem się wyjść spod łóżka lub pod nie zajrzeć. W przypadku komiksowych horrorów doceniam przede wszystkim to, czy i jak skonstruowana jest historia i czy dana pozycja potrafi wywołać we mnie jakiekolwiek emocje typu wspomnianego niepokoju. I cholera, KOSZ PEŁEN GŁÓW autorstwa Joe Hilla wywiązał się z tego zadania znakomicie.

Główną bohaterką komiksu jest June Branch, która od roku zamieszkuje w małym miasteczku gdzieś w USA. Pewnego dnia miejscem tym wstrząsa wiadomość, iż nieopodal z transportu więziennego uciekło kilku groźnych przestępców i June wraz ze swoim chłopakiem – praktykantem miejscowej policji, udają się do domu szeryfa. Tam zaczynają dziać się rzeczy niezwykłe, ponieważ na miejscu pojawiają się zbiegowie, porywają Liama, zaś jeden z nich atakuje dziewczynę. Ta chwyta za przechowywany w zbiorach szeryfa (wielkiego fana Skandynawii) topór i odcina mu głowę… która jednak wcale nie ma zamiaru się zamknąć i w dodatku zaczyna ujawniać kulisy intrygi, która może mocno wstrząsnąć lokalną społecznością. Od tej pory June z toporem w jednej ręce oraz koszem z gadającą głową w drugiej wyrusza, by dowiedzieć się gdzie jest Liam i co w zasadzie ukrywają mieszkańcy miasteczka. A ilość odrąbanych głów szybko zacznie rosnąć.

Wydawać by się mogło, że Joe Hill postawił na dość typowy slasher, lecz jeśli znacie choć trochę jego twórczość, to powinniście od razu wiedzieć, że KOSZ PEŁEN GŁÓW nie będzie tylko i wyłącznie pokazem odrąbywania głów. Bardzo zaskakujące było dla mnie właśnie to, jak wiele razy na przestrzeni tych raptem siedmiu zeszytów, scenarzyście temu udało się mylić tropy i stosować twisty fabularne tak zaskakujące, że potrafiły one kompletnie wywrócić do góry nogami to, co o danych postaciach sądziliśmy wcześniej. Jednocześnie historia ładnie się zgrywa i chociaż Hill pozwolił sobie tutaj na wiele skoków na głęboką wodę, to jednak ani jeden z nich nie skończył się klasyczną i bolesną ”dechą”. Przy tym wszystkim KOSZ PEŁEN GŁÓW spełnia te oczekiwania, o których wspomniałem wyżej i są tu sceny, przy czytaniu których naprawdę czułem się nieswojo. Dotyczą one oczywiście zwłaszcza osób, które miały nieprzyjemność zapoznać się bliżej z toporem dzierżonym przez June. Hill na łamach niniejszego komiksu wielokrotnie wykazał się dużą pomysłowością, dzięki czemu z pewnością jest to jedna z ciekawszych pozycji komiksowych, z jakimi miałem ostatnio możliwość obcować. Ale…

No bo jak to u mnie bywa, zawsze musi być jakieś ”ale”. Tym razem będzie to ”ale to się nawet nie ociera o poziom ”Locke and Key” – najlepszego komiksu Joe Hilla”. KOSZ PEŁEN GŁÓW czytało się fajnie, bawiłem się dobrze, może nawet kiedyś do tego tytułu wrócę, ale też zupełnie nie zdziwię się, jeśli za jakiś czas poleci na sprzedaż. Ot, tak.

Pochwalić muszę jeszcze rysunki Leomacsa – trochę oldskulowe, ale za to idealnie pasujące do treści komiksu i odpowiednio ”obrzydliwe” tam, gdzie wymagał tego scenariusz. Nie spodziewajcie się tu jednak rysunkowej, krwawej łaźni. Jak zwykle świetną robotę odwalił także kolorysta Dave Stewart, a i okładki autorstwa Reiko Murakami świetnie się bronią.

Lada dzień na blogu pojawi się recka RODZINY Z DOMU DLA LALEK, już nie mojego autorstwa. Ale zdradzę, że z dwóch styczniowych pozycji z linii Hill House Comics, bardziej podoba mi się ta pozycja, której ostatecznie nie zrecenzowałem. Chociaż i tak KOSZ PEŁEN GŁÓW to komiks warty polecenia. Arcydziełem może nie jest, ale solidną i satysfakcjonującą lekturą na pewno.

Krzysztof Tymczyński

KOSZ PEŁEN GŁÓW zawiera materiały opublikowane pierwotnie jako BASKETFUL OF HEADS #1-7.

Recenzję wydania oryginalnego autorstwa Dawida znajdziecie TUTAJ.

KOSZ PEŁEN GŁÓW do kupienia między innymi w sklepach Egmontu czy ATOM Comics.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz