wtorek, 7 lipca 2020

BASKETFUL OF HEADS


Poniższy tekst powstał w oparciu o wydania zeszytowe.

Niedawno podzieliłem się moją pozytywną opinią na temat THE DOLHOUSE FAMILY, dziś natomiast przyglądam się bliżej innej serii z logo Hill House Comics na okładce. Tym komiksem jest BASKETFUL OF HEADS, stanowiący pierwszy, flagowy tytuł całego horrorowego imprintu, który wystartował tuż przed zeszłorocznym halloween. Imprintu, któremu od momentu ogłoszenia bardzo mocno kibicowałem i nadal kibicuję, czytając wszystkie należące do tej linii pozycje. Za napisanie tej konkretnej siedmioczęściowej opowieści wziął się osobiście Joe Hill, przez co jeszcze bardziej podekscytowany i zniecierpliwiony wyczekiwałem dnia premiery. Przed końcem maja historia ta dobiegła końca, zostawiając po sobie całą masę pozytywnych, ale przy tym nie do końca takich, jakich spodziewałem się przed rozpoczęciem lektury, wrażeń.

Wrzesień 1983. Wakacje dobiegają końca, a tym samym dla młodej dziewczyny imieniem June rozpoczyna się prawdziwy koszmar. Chwilę przed tym, jak na Brody Island dociera tropikalna burza i odcina miejscowość od lądu, czwórka więźniów ucieka pilnującym ich policjantom. Z pewnych nieznanych pobudek obierają sobie za cel i porywają Liama, chłopaka June, która sama w opuszczonej posiadłości szeryfa musi teraz walczyć o własne życie. Udaje jej się uciec napastnikom, a wszystko dzięki magicznemu toporowi wikingów z VIII wieku. Przerażona dziewczyna wyrusza na poszukiwania Liama, zmuszona po drodze nie raz i nie dwa sięgnąć po swoją nową broń. Przy okazji odkrywa, że wpadła w sam środek mocno złożonej intrygi, a kolejne wychodzące na jaw fakty okazują się co raz bardziej szokujące. Źli ludzie zdecydowanie będą musieli ponieść karę za swoje grzechy, płacąc za nie swoją głową. Dosłownie.

Umieszczenie akcji w latach 80-tych okazało się strzałem w dziesiątkę. Zdecydowanie czuć klimat starych dobrych horrorów, kiedy to sielankowy klimat nagle i bezpowrotnie znika. Niezbyt liczna miejscowość, kryjąca tajemnice posiadłość, drastyczne załamanie pogody, brak prądu, odcięty telefon, więźniowie na wolności i początkowe zbagatelizowanie sytuacji to te elementy, które świetnie nadają się, aby zamienić życie bohaterów w piekło. Wszystko oczywiście dla podkręcenia atmosfery rozgrywa się w nocy, zamykając się w kilku godzinach, a po wszystkim pogoda zaczyna się poprawiać i obserwujemy wschód słońca. Historia ułożona jest typowo pod produkcję telewizyjną, i przyznam się szczerze, że czytając ten komiks właśnie tak się czułem, jakbym oglądał jakiś oldskulowy dreszczowiec/horror.

Cisza przed burzą, dosłownie i w przenośni. Jeśli liczycie na trzęsienie ziemi, jakieś mocne uderzenie od samego początku, to nic z tych rzeczy. Trochę się zdziwiłem, że scenarzysta postanowił poświęcić praktycznie cały pierwszy rozdział, aby przygotować grunt i szczegółowo wprowadzić czytelnika w realia, jakie panują na niewielkiej Brody Island w stanie Maine, a także dobrze nakreślić relacje panujące pomiędzy poszczególnymi postaciami. Nie ma tutaj dynamicznych scen ani rozlewu krwi, co na pierwszy rzut oka rozczarowuje i część osób może zniechęcić, ale na dłuższą metę okazuje się trafionym zabiegiem. W ten sposób bowiem June i Liam stają się nam bliżsi, zaczynamy im sympatyzować, a gdy sytuacja zaczyna się gmatwać, kibicujemy, aby wyszli z tego piekła cało. Akcja rusza na poważnie w drugim rozdziale, i to właśnie wtedy dostajemy reklamowaną akcję z toporem, odcięte głowy (plus okazjonalnie latające w powietrzu tu i ówdzie jakieś pojedyncze palce), czy rozlaną gdzieniegdzie krew. Ale wszystko to z umiarem, bo jak się okazuje nie krwawa jatka jest tu najważniejsza, tylko coś zupełnie innego.

Wszystko kręci się tak naprawdę wokół niedawnego samobójstwa pewnej młodej dziewczyny, co do której z każdą chwilą na jaw wychodzą co raz to nowe fakty, pojawiają się kolejne przysłowiowe trupy trzymane w szafie. I to właśnie ten wątek jest najciekawszy, pełen znaków zapytania i fałszywych tropów, przez co bardziej traktuję ten komiks jako wysokiej klasy thriller, a trochę mniej jako horror. June, której osoba błyszczy w tej historii najbardziej, zostaje nagle mocno doświadczona przez los i zamienia się na naszych oczach ze zwykłej, przestraszonej nastolatki w dojrzałą i silną kobietę. Niczym Ellen Ripley tocząca samotny bój przeciwko Obcym, June  krok po kroku staje się twardsza, zdecydowana, uwalniając w sobie nieznane do tej pory pokłady heroizmu oraz desperacji. Nie sposób jej nie lubić. Wrzucona zostaje w wir tajemniczych zdarzeń, gdzie pełno kłamstwa, manipulacji, brudnych pieniędzy, ale szybko się w tych brutalnych realiach odnajduje, odpowiadając ogniem na ogień.


Obecność łaknącego ludzkiego ciała topora nie jest tutaj aż tak ważna, jak się na początku spodziewałem, ale z pewnością dostarcza kilku interesujących i efektownych scen. Gadające, pozbawione reszty ciała głowy są nie tyle przerażające, co w dużej mierze stanowią okazję, aby przemycić do tego horroru odrobinę czarnego humoru. Niektóre kwestie, czy też dialogi z udziałem June oraz zawartości jej wiklinowego koszyka, to istne perełki.

No i na deser ten genialnie ułożony finał, który jest jeszcze lepszy od tego, co miałem okazję przeczytać chociażby w ramach horrorowej mini serii od Careya i Grossa. Hill przygotował na zakończenie kolejny twist, dzięki czemu to, co zapowiadało się raczej przewidywalnie, stało się mocno nieprzewidywalne, zaskakujące. W dodatku jak cofniemy się do wcześniejszych rozdziałów, wszystko wydaje się jak najbardziej logiczne, ma przysłowiowe ręce i nogi (choć - hehe - nie do końca głowę). Super zakończenie, satysfakcjonujące, nie pozostawiające żadnych niedopowiedzeń, bez otwartej furtki do ewentualnej kontynuacji, spinające dotychczasowe wątki i powracające do pierwszej planszy komiksu, kiedy spotkaliśmy June na moście.

Za oprawę graficzną odpowiada artysta o niewiele, żeby nie powiedzieć nic nie mówiącym pseudonimie - Leomacs. Ten włoski rysownik zaliczył chwilę wcześniej krótki epizod w ramach serii LUCIFER, a współpraca z Hillem to właściwie jego pierwszy tak duży i nagłośniony projekt. I wiecie co, chociaż spodziewałem się czegoś zupełnie innego pod względem stylu, to musze przyznać, że poszło mu naprawdę świetnie. W przypadku komiksów z gatunku horroru ilustracje mają wyjątkowo duże znaczenie, przecież to one pozwalają czytelnikowi na jeszcze pełniejsze wczucie się w konkretne realia, doświadczyć tej atmosfery oraz emocji, jakie towarzyszą poszczególnym postaciom. Kreska Leomacsa jest wystarczająco realistyczna, szczegółowa, dobrze oddaje pomysły scenarzysty, pozwala budować oczekiwane napięcie grozy i niepokoju. W niektórych miejscach to właśnie same ilustracje, pozbawione dymków z tekstem, wystarczają do opowiedzenie przebiegu akcji. Dużą rolę odgrywa także oszczędna i umiejętnie dobrana przez Dave'a Stewarta kolorystyka, bez której nie byłoby tak dobrego finalnego efektu. Reiko Murakami, znana z tworzenia prac z gatunku fantasy i horroru, ozdobiła każdy zeszyt klimatycznymi okładkami, które miały wzbudzić dodatkowe zainteresowanie odbiorcy serią i w tej roli jak najbardziej się sprawdziły.

BASKETFUL OF HEADS to komiks zupełnie inny, niż chociażby THE DOLLHOUSE FAMILY, ale dostarczył mi prawie tak samo dużej dawki zadowolenia. Akcja rozkręca się na początku powoli, ale wraz z kolejnymi rozdziałami, gdy poznajemy co raz więcej odpowiedzi, nie sposób się oderwać od lektury. Logicznie i ciekawie poprowadzona fabuła, wciągająca intryga, bardzo satysfakcjonujące zakończenie, a także umiejętnie rozpisana główna postać. To główne elementy, które pozwalają na wystawienie całości wysokiej oceny. Jeśli po przewróceniu ostatniej strony czytelnik odczuwa zadowolenie i absolutnie nie żałuje spędzonego na lekturze czasu, to chyba najlepiej świadczy o tym, że twórcy porządnie wykonali swoją robotę. Cieszy mnie, że opowiadane w ramach Hill House Comics historie są tak mocno zróżnicowane, dzięki czemu każdy fan horroru z pewnością znajdzie wśród nich coś dla siebie.

Opisywane wydanie zawiera materiał z komiksów BASKETFUL OF HEADS #1-7.

Przygody uzbrojonej w rządny krwi topór June Branch, w formie zeszytowej lub przedpremierowo w postaci zbiorczej, szukajcie na ATOM Comics.

Dawid Scheibe

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz