niedziela, 26 lipca 2020

MOTHER PANIC VOL. 2: UNDER HER SKIN

Trochę czasu minęło od mojej poprzedniej recenzji komiksu z imprintu Young Animal, ale wreszcie udało się coś napisać i następne w kolejce jest wreszcie DC/YOUNG ANIMAL: MILK WARS. Może w tym roku mi się uda :D Tymczasem najpierw rzućmy okiem na kolejną odsłonę losów niejakiej Violet Paige, która mogłaby być fajnym dodatkiem do bat-rodzinki, gdyby dziś jeszcze ktoś o niej pamiętał.

Pamiętam doskonale, że gdy ogłaszano start linii Young Animal, to cykl MOTHER PANIC wydawał mi się najmniej interesujący. Ot, z opisu wynikało, że dostaniemy taką bardziej wściekłą Batwoman lub Huntress w stroju a’la Moon Knight z Marvela. I oczywiście z akcją osadzoną w Gotham City, bo PRZECIEŻ WSZYSTKO w DC musi się dziać właśnie tam. Zatem nie ukrywam, że początkowo nieco przewracałem oczami i zdecydowanie bardziej jarałem się ogłoszonymi równolegle, nowymi wersjami Doom Patrolu, Shade czy wykopaniem z niebytu Cave’a Carsona. Tymczasem pierwszy tom zaskoczył mocno i to bardzo pozytywnie, o czym pisałem jakiś czas temu o TUTAJ. Drugi tom niestety wpisał się w pewien trend linii Young Animal, ale o tym za chwilę.

Powracamy zatem do Gotham City widzianego oczyma Violet Paige – za dnia totalnie zblazowanej i nienawidzonej celebrytki, która nocą ujawnia swoje prawdziwe oblicze i jako Mother Panic sieje postrach wśród tych złoczyńców, którymi Batman i spółka jakoś szczególnie się nie interesują. Czyli tymi najbogatszymi. Jednocześnie cały czas dziewczyna opiekuje się swoją chorą matką, a także zawiązuje kilka sojuszy, które niekoniecznie mogą się dla niej skończyć dobrze. Co jednak stanie się w momencie, gdy jej cybernetyczne implanty zaczną odmawiać posłuszeństwa? Czy to one stanowią o całym heroizmie Violet? I czego jeszcze dowiemy się na temat jej ponurej przeszłości?

Zacznę od rzeczy, która w drugim tomie MOTHER PANIC mi się nie podobała, ale jest to pewna część wspólna niemal wszystkich drugich tomów serii z Young Animal. Mianowicie – widać tu wyraźnie mielizny scenariuszowe, które powstały, by rozdmuchać główny wątek fabularny na odgórnie zaplanowaną ilość numerów. Nie jest to może aż tak ukazane wprost, jak na przykład w drugiej odsłonie CAVE CARSON HAS A CYBERNETIC EYE, gdzie w zasadzie całe dwa rozdziały pełniły rolę tak zwanych ”fillerów”, ale jednak znów dostajemy komiks wyraźnie siłowo rozciągnięty do dwunastu zeszytów.

Jednakże to w zasadzie jedyny minus, jaki zapisałbym po stronie skryptu drugiego tomu MOTHER PANIC. Gdy scenarzystka Jody Houser wchodzi już na bardziej właściwe sobie obroty, komiks zaczyna robić się równie ciekawy, co odsłona poprzednia. Paradoksalnie nawet powiem, że wątek matki głównej bohaterki był dla mnie, naturalnie w przekroju całej serii, nie tylko najlepiej prowadzony, ale również potrafił zaskoczyć i nawet lekko ścisnąć za gardło. Generalnie dużo rzeczy w drugim tomie MOTHER PANIC jest dobrze rozpisanych. Postacie, nawet te z drugiego planu, są jednocześnie ciekawe jak i nierzadko wymykające się przetartym schematom. Akcja nie gna przed siebie na złamanie karku, lecz nie możemy powiedzieć, że nic tu się nie dzieje. I przede wszystkim strasznie podoba mi się klimat opowieści, z jednej strony typowy mrok Gotham, z drugiej zaś sporo umownej baśniowości i nieco gotyckiego horroru. Wszystko to daje bardzo przyjemną mieszaninę, umiejętnie podsycaną przez obu głównych rysowników komiksu.

No właśnie, ”obu”. MOTHER PANIC coś nie miało szczęścia do doboru artystów. W pierwszym tomie Tommy Lee Edwards narysował raptem trzy rozdziały i został zastąpiony przez Shawna Crystala i tu sytuacja jest podobna, tyle tylko, iż pierwszą połowę tomu narysował John Paul Leon. Każdy z nich jest niebywale utalentowany i każdy też… dysponuje zupełnie innym stylem. Ostatni ze wspomnianych preferuje realistyczną, brudną, pulpową i mocno ”uliczną” kreskę, Crystal zaś dysponuje stylem mocno kreskówkowym i chociaż obaj się doskonale w swoich pracach odnajdują, to jednak zestawienie ich obok siebie w jednym komiksie sprawia, że przeskok pomiędzy stylami graficznymi bardzo mocno daje po oczach. Dorzućmy do tego jeszcze back-upowe historyjki ”Gotham Radio”, które zilustrował jeszcze ktoś inny, a konkretnie Phil Hester oraz fakt, że w połowie komiksu zmienia się także kolorysta i w efekcie mamy już do czynienia z totalnym, graficznym poplątaniem z pomieszaniem. Myślę, że nie każdemu przypadnie to do gustu.

Komiks wydano standardowo, a więc miękka oprawa i cena okładkowa w wysokości siedemnastu dolców. Oprócz wspomnianych przed chwilą, back-upowych historyjek, czytelnik otrzymuje jeszcze kilka zdań o Johnie Workmanie – literniku owej pozycji.

MOTHER PANIC jest w mojej ocenie tym tytułem z Young Animal, który najmniej wyróżniał się bardzo specyficznym sposobem opowiadania historii, jaki ustalił dla tego imprintu Gerard Way. Tytuł ten można było spokojnie wrzucić mocniej w główne uniwersum bat-komiksów i w zasadzie nic wielkiego by się nie stało. Ale zarazem to wciąż komiks bardzo przyjemny w lekturze i z pewnością pozytywnie wyróżniający się na tle typowego superhero. Mam nadzieję, że trzeci tom przygód Violet Paige, do którego kiedyś w końcu dojadę ze swoimi recenzjami, nie będzie ostatnim występem tej postaci w DC Comics.

Krzysztof Tymczyński
     
MOTHER PANIC VOL. 2: UNDER HER SKIN zawiera zeszyty #7-12 serii pod tym samym tytułem.

MOTHER PANIC VOL. 2: UNDER HER SKIN do kupienia w sklepie ATOM Comics.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz