Jeśli od dłuższego czasu śledzicie DCManiaka lub inne komiksowe źródła informacji, to możecie pamiętać, że na początku zeszłego roku została uruchomiona linia WONDER COMICS mająca za cel prowadzenie kilku tytułów dla młodszego czytelnika. Jej najbardziej rozpoznawalną serią została YOUNG JUSTICE do którego prowadzenia zaangażowano współczesną komiksową legendę czyli Briana Michaela Bendisa. Z perspektywy ok. półtora roku, jakie minęły, można śmiało napisać, że WONDER COMICS, ani zawarta w nim YOUNG JUSTICE nie stały się rozchwytywane przez tłumy. Niedawno, konkretnie w czerwcu, ukazało się drugie wydanie zbiorcze wspomnianej serii. Jeśli ktoś chce zapoznać się z moimi odczuciami na jej temat, to bardzo proszę.
Przed czytaniem obecnych komiksów autorstwa Briana Bendisa trudno powiedzieć, na jakim poziomie mieć oczekiwania. Pierwszy tom YOUNG JUSTICE raczej mnie nie pochłonął. Powinienem mieć jednak na uwadze, że Bendis z Davidem Walkerem byli współscenarzystami mini-serii NAOMI przy której wpadłem w zachwyt. Jednocześnie, przeczytałem dwa tomy samodzielnie prowadzonego przez niego ACTION COMICS i jakoś mnie nie porwały. BMB (nie mylić z BVB) jako autor potrafił na początku tego wieku zdobyć cztery prestiżowe nagrody Eisnera, jak i w bliższej przeszłości wywołać satysfakcję wśród fanów, gdy zapowiedziano, że ma przestać pracować nad seriami o Supermanie. Scenarzyście na pewno też nie pomagało, że w ostatnich latach pracował stale przy przynajmniej kilku seriach jednocześnie, co raczej działało wyczerpująco.
Dla przypomnienia: w epilogu poprzedniego tomu zespół Young Justice w składzie Red Robin, Superboy, Wonder Girl, Teen Lantern, Amethyst, Jinny Hex i Impulse (czyli dawny Kid Flash) ma wracać do domu z magicznego Świata Gemworld. Niestety dla bohaterów, tak się nie dzieje, a już recenzowany tom pokazuje, że drużyna herosów trafiają w inny zakątek Multiwersum. Lekko zwariowany początek historii pokazuje Young Justice w trzech alternatywnych światach, aby historia przeszła z nimi na trochę dłużej do Ziemi-3. W tej rzeczywistości, mimo że nie ma już dawnego Syndykatu Zbrodni, to i tak nie jest cukierkowo. Młodzi herosi wplątują się w walkę ze swoimi, niekoniecznie dobrymi odpowiednikami. Wymienię tutaj pierwszych dwóch, jacy się chronologicznie pojawili. Są to Amaxon Thunder, odpowiednik Wonder Girl, która wygląda jak Wonder Woman w spodniach z wzorem w gwiazdy, oraz Luthor-El czyli dziwnie ostrzyżona wersja Superboy'a w czarnej koszulce. Może to będzie pewien spoiler, ale radziłbym nie obiecywać sobie za dużo na postawie tytułu i okładki. Historia zagubienia w Multiwersum, nie zajmuje całego tomu. Trochę wcześniej niż chwilę przed końcem nastoletnie postacie są już ponownie w swojej rodzimej rzeczywistości.
Ogólnie drugi tom YOUNG JUSTICE czyta się trochę przyjemniej od tomu pierwszego. Chaos, który można było zarzucić sporym częściom wcześniejszego trejdu, nie przeszkadza już tak bardzo. Komiks czyta się raczej szybko i jest pewnym mrugnięciem oka dla miłośników MULTIWERSUM Granta Morrisona. W dalszym ciągu nie jest to jednak tytuł, który będzie pamiętamy przez lata. Gdyby był filmem, to można byłoby go nazwać śmiało „popkorniakiem”. Poza głównym wątkiem fabularnym, są tu jeszcze dwie retrospekcje dotyczące Teen Lantern i Jinny Hex osadzone odpowiednio w Boliwii i Teksasie. To właśnie do nich mam największe zarzuty, a konkretnie do zawartych tam scen z postaciami pobocznymi. W retrospekcji w Boliwii przedstawiona jest egzekucja przez strzał w głowę. Historia w Teksasie ma za to dziwną scenę, gdzie jedna dziewczyna leży na kanapie a druga, siedzi jej na kolanach. Samo w sobie coś takiego, nie jest problemem, ale dialogi postaci wskazywałyby, że jest to gra wstępna. Dla wyjaśnienia, seria YOUNG JUSTICE jest adresowana do młodzieży w wieku około 12 lat. Zdecydowanie uważam, że w treściach dla takich osób, nie powinno być przedstawienia rozstrzelania bądź zahaczania o erotyzm.
Jasno widoczne jest to, że nad szkicami pracowała więcej niż jedna osoba. Wydaje mi się, że jednak poziom rysunków jest akceptowalny. Nie są arcydziełem, ale na pewno nie były tworzone na kolanie. Bez problemu prezentują opowiadaną historię, a przy okazji stosują paletę dość wyrazistych kolorów. Dużo się na nich dzieje, więc można też przymknąć oko na pewną niedokładność w obiektach pokazywanych w tle. W odróżnieniu od innych recenzentów, mam problemy, żeby rozpisywać się o graficznym aspekcie komiksów, dlatego sens tego akapitu skrócę do trzech słów: rysunki są ok.
Podsumowując, flagowa seria linii wydawniczej WONDER COMICS ma tom drugi lepszy od pierwszego. LOST IN THE MULTIVERSE mimo wszystko nie osiąga wyżyn swojego gatunku i chyba nawet się do nich nie zbliża. Osobiście raczej bym tego wydania zbiorczego nie polecał. Gdybym miał młodego syna lub córkę, to im też bym tego tomu nie dawał.
Kędzior
Recenzowane wydanie zbiorcze zawiera materiały z zeszytów YOUNG JUSTICE #7-12.
Jeśli ktoś jest chętny, to jest dostępne w sprzedaży na stronie ATOM Comics.
Dla przypomnienia: w epilogu poprzedniego tomu zespół Young Justice w składzie Red Robin, Superboy, Wonder Girl, Teen Lantern, Amethyst, Jinny Hex i Impulse (czyli dawny Kid Flash) ma wracać do domu z magicznego Świata Gemworld. Niestety dla bohaterów, tak się nie dzieje, a już recenzowany tom pokazuje, że drużyna herosów trafiają w inny zakątek Multiwersum. Lekko zwariowany początek historii pokazuje Young Justice w trzech alternatywnych światach, aby historia przeszła z nimi na trochę dłużej do Ziemi-3. W tej rzeczywistości, mimo że nie ma już dawnego Syndykatu Zbrodni, to i tak nie jest cukierkowo. Młodzi herosi wplątują się w walkę ze swoimi, niekoniecznie dobrymi odpowiednikami. Wymienię tutaj pierwszych dwóch, jacy się chronologicznie pojawili. Są to Amaxon Thunder, odpowiednik Wonder Girl, która wygląda jak Wonder Woman w spodniach z wzorem w gwiazdy, oraz Luthor-El czyli dziwnie ostrzyżona wersja Superboy'a w czarnej koszulce. Może to będzie pewien spoiler, ale radziłbym nie obiecywać sobie za dużo na postawie tytułu i okładki. Historia zagubienia w Multiwersum, nie zajmuje całego tomu. Trochę wcześniej niż chwilę przed końcem nastoletnie postacie są już ponownie w swojej rodzimej rzeczywistości.
Ogólnie drugi tom YOUNG JUSTICE czyta się trochę przyjemniej od tomu pierwszego. Chaos, który można było zarzucić sporym częściom wcześniejszego trejdu, nie przeszkadza już tak bardzo. Komiks czyta się raczej szybko i jest pewnym mrugnięciem oka dla miłośników MULTIWERSUM Granta Morrisona. W dalszym ciągu nie jest to jednak tytuł, który będzie pamiętamy przez lata. Gdyby był filmem, to można byłoby go nazwać śmiało „popkorniakiem”. Poza głównym wątkiem fabularnym, są tu jeszcze dwie retrospekcje dotyczące Teen Lantern i Jinny Hex osadzone odpowiednio w Boliwii i Teksasie. To właśnie do nich mam największe zarzuty, a konkretnie do zawartych tam scen z postaciami pobocznymi. W retrospekcji w Boliwii przedstawiona jest egzekucja przez strzał w głowę. Historia w Teksasie ma za to dziwną scenę, gdzie jedna dziewczyna leży na kanapie a druga, siedzi jej na kolanach. Samo w sobie coś takiego, nie jest problemem, ale dialogi postaci wskazywałyby, że jest to gra wstępna. Dla wyjaśnienia, seria YOUNG JUSTICE jest adresowana do młodzieży w wieku około 12 lat. Zdecydowanie uważam, że w treściach dla takich osób, nie powinno być przedstawienia rozstrzelania bądź zahaczania o erotyzm.
Jasno widoczne jest to, że nad szkicami pracowała więcej niż jedna osoba. Wydaje mi się, że jednak poziom rysunków jest akceptowalny. Nie są arcydziełem, ale na pewno nie były tworzone na kolanie. Bez problemu prezentują opowiadaną historię, a przy okazji stosują paletę dość wyrazistych kolorów. Dużo się na nich dzieje, więc można też przymknąć oko na pewną niedokładność w obiektach pokazywanych w tle. W odróżnieniu od innych recenzentów, mam problemy, żeby rozpisywać się o graficznym aspekcie komiksów, dlatego sens tego akapitu skrócę do trzech słów: rysunki są ok.
Podsumowując, flagowa seria linii wydawniczej WONDER COMICS ma tom drugi lepszy od pierwszego. LOST IN THE MULTIVERSE mimo wszystko nie osiąga wyżyn swojego gatunku i chyba nawet się do nich nie zbliża. Osobiście raczej bym tego wydania zbiorczego nie polecał. Gdybym miał młodego syna lub córkę, to im też bym tego tomu nie dawał.
Kędzior
Recenzowane wydanie zbiorcze zawiera materiały z zeszytów YOUNG JUSTICE #7-12.
Jeśli ktoś jest chętny, to jest dostępne w sprzedaży na stronie ATOM Comics.
Bardzo fajna recenzja, Kędziorze. Doceniam zwrócenie uwagi na (nie)stosownosć treści dla docelowego odbiorcy.
OdpowiedzUsuńCieszę się, jeśli tekst się spodobał. Dostać pochwałę od jednego z twórców DCManiaka, to nagroda sama w sobie.
UsuńDo DCM dołączyłem, gdy blog już hulał, więc twórcą mnie nazwać nie sposób.
Usuń