piątek, 4 sierpnia 2017

MOTHER PANIC vol. 1: A WORK IN PROGRESS


Zastanawialiście się kiedyś dlaczego ludzie w ogóle chcą żyć w Gotham? Przecież można śmiało sobie pomyśleć, że w mieście tym statystycznie co drugi mieszkaniec to przestępca i to wcale nie z gatunku takich tylko kradnących torebki. Wpływ na decyzję o pozostawaniu w mieście mogą mieć też skaczący po dachach liczni bohaterowie, którymi ”opiekuje” się sam Batman. No, chyba że na radarze pojawi się ktoś zupełnie nowy. Ten dzień właśnie nastał, a opowiada o nim kolejna seria spod szyldu DC’s Young Animal. Dziś przyjrzymy się nieco bliżej pierwszemu wydaniu zbiorczemu MOTHER PANIC.

Violet Paige ma wszystko, o czym można zamarzyć. Jest młoda, bogata i znana. Co prawda głównie z tego, że ma najgorszą możliwą reputację wśród celebrytów, no ale wiadomo – nieważne co się mówi, ważne by mówiono. To jednak tylko fałszywy image, zaś dziewczyna tak naprawdę skrywa w sobie tragiczny sekret, który nie tylko mocno rzutuje na jej życie, ale także sprawił, iż przywdziała biały kostium i jako Mother Panic sieje wśród przestępców strach (oraz liczne obrażenia ciała). Jaka jest jej prawdziwa misja? Skąd pochodzą jej niezwykłe zdolności? I ile czasu minie, aż zainteresuje się nią sam Mroczny Rycerz?

Gdy pojawiły się pierwsze zapowiedzi serii MOTHER PANIC, opis tego komiksu kojarzył mi się dość jednoznacznie z nieco przerobioną wersją Huntress – dziś nieco zapomnianą bohaterką, kilkanaście lat temu będącą stałym gościem w komiksach z tak zwanej bat-rodziny (na pewno bardzo dobrze pamiętają ją przedstawiciele pokolenia TM-Semic). Na szczęście już od pierwszych stron komiksu łatwo można było dostrzec, że moje wyobrażenia zupełnie się nie sprawdziły. Jody Houser, scenarzystka komiksu i współtwórczyni postaci, już w pierwszym rozdziale nakreśla interesującą i dobrze rozegraną intrygę, która stawia kilka zaskakujących pytań. Violet Paige nie jest postacią, którą daje się polubić, ale zarazem nie jest to ktoś, kogo losy czyta się z obojętnością. Houser dobudowuje wokół niej całą galerię interesujących postaci. Nawet ktoś taki jak Dominic – złodziejaszek dość prosty na pierwszy rzut oka, z czasem nabiera ważnej roli, a jego losy i interakcje z Violet oraz jej matką czyta się z autentycznym zainteresowaniem.

Największą zaletą MOTHER PANIC były dla mnie dialogi oraz sposób prowadzenia narracji. Te pierwsze, niezależnie od okoliczności, były bardzo prawdziwe i przekonujące. Zabrakło tu pustych słów i wielkich, niepotrzebnych przemówień, zaś niemal każdą rozmowę czytało się dobrze, nawet nie zauważając jak mocno były angażujące.

Strasznie spodobało mi się to, jak Houser i rysownicy omawianego komiksu przedstawili Gotham. Miasto jest tutaj jakby żywym, mocno surrealistyczno-psychodelicznym tworem. Uwielbiam, gdy miejsce akcji w komiksach przedstawiane jest tak żywo i nietypowo, że zaczyna wydawać się, jakby samo w sobie stanowiło kolejnego bohatera opowieści. Większość zaprezentowanych lokacji prezentuje się obłędnie. Twórcom MOTHER PANIC zdecydowanie udało się wnieść coś nowego do tak wyeksploatowanego miejsca jak Gotham City, nawet pomimo zmiany na stoliku rysownika w połowie tomu.

Jako że historia osadzona jest we wspomnianym miejscu, nie mogło na łamach A WORK IN PROGRESS zabraknąć interakcji Violet z członkami bat-rodziny. Pokuszę się o stwierdzenie, że były to najsłabsze moment pierwszego tomu MOTHER PANIC. To właśnie w tych paru scenach komiks niczym nie wyróżniał się na tle regularnej oferty DC Comics, a wszystko wracało do wysokiego poziomu dopiero w momencie kończenia gościnnych występów. No właśnie, skoro już o tym mowa, to jest to kolejny recenzowany przeze mnie komiks, w którym na okładce pojawia się Batman, zaś w środku jest go tyle, co kot napłakał. Niestety, najsłabsze chwyty marketingowe nie ominęły pozycji z Young Animal.

Sześć zeszytów składających się na omawiane wydanie podzielili między sobą dwaj rysownicy. Pierwsze trzy rozdziały zilustrował Tommy Lee Edwards, zaś pozostałe – Shawn Crystal. Chociaż łatwo dostrzec można wyraźne różnice między stylami obu artystów, trudno pozbyć się wrażenia, że są to właściwe osoby na właściwych miejscach. Tytuły z DC’s Young Animal mają na razie szczęście przy doborze rysowników. Osobiście bardziej przypadły mi do gustu wysiłki Edwardsa, lecz artysta ten był mi już znany wcześniej i zdążyłem zapałać do niego sympatią.

Podobnie jak w przypadku innych tytułów z imprintu zarządzanego przez Gerarda Way’a, tak i MOTHER PANIC zawiera całkiem sporo dodatków. Jest to standardowe posłowie pomysłodawcy powstania Young Animal, galeria okładek, profile postaci, parę szkiców oraz historie back-upowe zatytułowane ”Gotham Radio” autorstwa Jima Krugera i Phila Hestera z poszczególnych zeszytów. W sumie jest tego kilkanaście stron i całkowicie usprawiedliwia wydatek rzędu niespełna siedemnastu dolarów.

Pierwszy tom zbiorczy serii MOTHER PANIC to kolejny powiew świeżości w ofercie DC Comics, porządny, zaskakujący i bardzo dobrze narysowany komiks. Serce się kraje, gdy widzi się, jak słabo sprzedają się kolejne zeszytowe odsłony. Na szczęście nie tylko śmiało możecie, a wręcz powinniście to zrobić, wspomóc ten tytuł kupując wydanie zbiorcze. Jeśli lubicie klimaty komiksów z Batmanem, tylko z dodaną sporą dozą oryginalności, nie powinniście nawet przez moment poczuć się zawiedzeni.

-------------------------------------------------------------

Opisywane wydanie zawiera materiał z komiksów MOTHER PANIC #1-6

MOTHER PANIC vol. 1: A WORK IN PROGRESS do kupienia w ATOM Comics

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz