Dzisiaj coś z cyklu znane i
lubiane, tyle że zaserwowane w zmienionej, być może niespodziewanej strony. Opisywana
mini seria powstała w roku 2012, a więc krótko po restarcie DCU i szumnym rozpoczęciu
New 52. Był to okres, gdy miłośnicy Legionu Superbohaterów powinni mieć same
powody do zadowolenia, gdyż oprócz dwóch ongoingów ukazujących się w ramach New
52 otrzymaliśmy bowiem dodatkowo sześcioczęściową mini serię, która opowiada o
początkach powstania tej jakże fascynującej i różnorodnej grupy nastoletnich
herosów. Za scenariusz wziął się sam Paul Levitz, czyli teoretycznie można było
oczekiwać finalnego produktu stojącego na co najmniej dobrym i satysfakcjonującym
poziomie. Niestety radość z mnogości komiksów z udziałem Legionu była tylko
teoretyczna, gdyż jak część z Was zapewne pamięta obie regularne serie stały na
stosunkowo słabym poziomie, a z Levitza ewidentnie uleciała cała magia oraz
wielkość, jaka towarzyszyła mu podczas pisania przygód Legionistów dwie, czy
trzy dekady wcześniej.
Sam pomysł wydania LEGION: SECRET
ORIGIN uważam za jak najbardziej trafiony, gdyż służy on pomocą tym, którzy nie
mieli do tej pory styczności z Legionem i zastanawiali się co, gdzie i kiedy
sprawiło, iż taka drużyna w ogóle została powołana do życia. Komiks ten w
założeniu miał być zupełnie inny, niż dotychczasowe, wielokrotnie przy rożnych
okazjach przedstawiane historie powstania Legionu. Fakt uformowania się drużyny z inicjatywy pewnego milionera, którego życie ratuje trójka konkretnych nastolatków pozostaje bez zmian, ale cała otoczka związana z tym wydarzeniem, to już oczywiście kwestia pomysłowości każdego scenarzysty. Nietypowość w omawianym zbiorze polega przede
wszystkim na tym, że tym razem widzimy narodziny organizacji od całkiem nowej, nieznanej
do tej pory strony, głównie z perspektywy organu zwanego Dyrektoratem
Bezpieczeństwa. Obserwujemy punkt widzenia jego członków na proces
kształtowania się Legionu z inicjatywy R.J. Brande oraz śledzimy trudności,
jakie się z tym wiążą. Nic nie było z początku tak różowe, jak część z Was
myślała do tej pory i dzięki lekturze tego komiksu przekonujemy się, że Brande
bardzo ciężko przyszło zyskanie aprobaty Dyrektoratu Bezpieczeństwa oraz rady
Zjednoczonych Planet dla swojego odważnego, ryzykownego pod wieloma względami projektu.
Paul Levitz jak widać jest typem
konserwatysty, który powiela ten sam, sprawdzony schemat, jaki wypracował przed
laty pisząc scenariusze do serii LEGION OF SUPER-HEROES. Powraca tym samym do
oryginalnej historii powstania Legionu, tylko że tym razem próbuje opowiedzieć
o czymś, co działo się gdzieś za kulisami. Coś co sprawiło, często zupełnie
przypadkowo, że sprawy potoczyło się w tym, a nie innym kierunku. W SECRET
ORIGIN Legioniści odgrywają istotną rolę, ale tak naprawdę są oni tłem dla
działań wspomnianego Dyrektoratu Bezpieczeństwa, przedstawicieli Zjednoczonych
Planet, czy też działań admirała Allona i jego żołnierzy. Formowanie się
Legionu odbywa się w cieniu problemów obcego pochodzenia, jakie pojawiły się na
i wokół planety Anotrom. Oprócz klasycznych postaci w ich klasycznych oraz
oryginalnych kostiumach pojawia się też po raz pierwszy pewien złoczyńca, który
w przyszłości wyrośnie na głównego nemezis Legionu.
nie ukrywam, iż nieco denerwującym
elementem opowieści jest fakt, iż praktycznie w każdym z sześciu rozdziałów
ktoś przypuszcza atak na życie R.J. Brande. Rozumiem, że zdarza się to raz, czy
dwa, ale powielanie tego schematu staje się w pewnym momencie nudne i naciągane.
Widząc na jakimś kadrze R.J. czytelnik zastanawia się, czy już teraz czy
dopiero za chwilę coś/ktoś spróbuje go unicestwić oraz w jaki sposób ofiara
wybrnie z tej sytuacji. Po którymś razie przestało to być śmieszne. Bardzo
fajnie został natomiast przedstawiony kontrast pomiędzy poważną i surową
osobowością Brainiaca 5, a jego zupełnym przeciwieństwem w postaci wyluzowanej i
pełnej energii Phantom Girl. Relacje tej dwójki stanowią jeden z niewielu smaczków
oraz pozytywnych momentów całego przedsięwzięcia.
Za stronę graficzną odpowiada Chris
Batista, który kilka lat wcześniej miał już okazję ilustrować przygody
Legionistów, a konkretnie w ramach serii THE LEGION Abnetta i Lanninga. Nie
jest on w moim odczuciu może jakimś wybitnym specjalistą w swoim fachu, ale
jego rysunki idealnie pasują do tego typu mniej poważnych i tryskających
humorem historii (pamiętacie jego wersję Boostera Golda pod koniec BG vol. 2?).
To właśnie wyjątkowo nazwisko rysownika, a nie scenarzysty sprawiło, że
sięgnąłem po ten komiks spodziewając się, że nawet jeśli historia nie będzie
porywająca, to przynajmniej będzie śmiesznie. I patrząc pod tym kątem muszę
przyznać, że się nie zawiodłem.
LEGION: SECRET ORIGIN nie jest
komiksem jakimś odkrywczym, czy przełomowym. To po prostu lekka, momentami
nawet przyjemna i miejscami potrafiąca rozbawić lektura. Szybko się to czyta,
ale niestety równie szybko można tak naprawdę o tym zapomnieć. Komiks ten traktuję
jako swego rodzaju ciekawostkę i próbę świeżego spojrzenia na znany i oklepany
wielokrotnie temat. Na tle tego, co ukazane zostało w ramach obu serii
wydawanych od września 2011 roku, pozycja ta prezentuje się bardzo solidnie i
być może przypadnie Wam do gustu. Jeśli jesteście ciekawi, jakie zakulisowe
machinacje doprowadziły do powstania federacji Zjednoczonych Planet, a także w
jaki sposób pochodzący z kompletnie różnych środowisk młodzi bohaterowie
przyczynili się do uratowania mieszkańców kilku planet, a przy tym nie macie
jakichś wygórowanych oczekiwań odnośnie scenariusza, to możecie po ten zbiór śmiało
sięgnąć.
Ocena: 3,5/6
Opisywane wydanie zawiera materiał z komiksów LEGION: SECRET
ORIGIN #1 - 6.
Początki Legionu w wersji Paula Levitza znajdziecie oczywiście w
sklepie ATOM Comics.
Dawid Scheibe
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz