wtorek, 15 sierpnia 2017

WKKDC #26 - ROBIN: ROK PIERWSZY


Każdy ma swojego ulubionego Robina. Ci, którzy wychowali się na TM-Semicach największy sentyment będą mieć zapewne do bystrego Tima Drake'a. Sporego fandomu dorobił się także buntowniczy Jason Todd. Coraz więcej sympatii zaskarbia sobie również Damian Wayne - jeszcze do niedawna dość zgodnie znienawidzony przez czytelników. Jeśli zaś o mnie chodzi, ja pozostaję wierny pierwszemu z Robinów. Dick Grayson (obecnie Nightwing) w ostatnich latach trafiał na naprawdę dobrych scenarzystów, dzięki czemu pozbył się już łatki pomocnika Batmana i stał się w pełni samodzielną, ukształtowaną postacią. 

To właśnie o nim opowiada dwudziesty szósty tom Wielkiej Kolekcji Komiksów DC, pt. ROBIN: ROK PIERWSZY. Historia autorstwa Chucka Dixona i Scotta Beatty'ego jest zatem kolejnym komiksem, noszącym podtytuł Year One, który ukazał się nakładem wydawnictwa Eaglemoss (kilka miesięcy temu w kioskach znaleźć można było dwa tomy poświęcone początkom Justice League). Jak łatwo się domyślić, takie pozycje mają na celu w przystępny sposób zapoznać nowych czytelników z konkretnymi bohaterami lub drużynami. Nic więc dziwnego, że kilka z nich znalazło się w tej, opierającej się przecież na zamkniętych historiach, kolekcji. 

Najnowszy numer WKKDC nie jest jednak klasyczną origin story i nie przedstawia nam kompletnej genezy oryginalnego Robina. Powód jest prosty - ROK PIERWSZY Dixona i Beatty'ego stanowi bowiem kontynuację DARK VICTORY, słynnego komiksu duetu Jeph Loeb-Tim Sale. To w ich dziele pokazano nam kolejną reinterpretację pierwszego spotkania Bruce'a Wayne'a i młodego Graysona. Dlatego też recenzowany przeze mnie komiks pomija ten fragment ich wspólnej historii. Gdy rozpoczyna się fabuła Year One, Dick nadal jest dla społeczności Gotham nową postacią, ale w swojej roli zaczyna czuć się coraz pewniej i szybko zyskuje zaufanie i aprobatę ludzi, stojących po tej samej stronie barykady. 

Kluczowym zabiegiem okazało się uczynienie Alfreda narratorem tej historii. To właśnie z perspektywy wiernego lokaja obserwujemy jakie zmiany w życiu Bruce'a wprowadziło pojawienie się Graysona. Pennyworth przyglądając się z boku relacji Batmana i Robina, zauważa że chłopiec tchnął w misję Mrocznego Rycerza nowe życie i wniósł do Jaskini Nietoperza mnóstwo energii, uśmiechu i optymizmu. Alfred, niegdyś sceptycznie nastawiony do wciągnięcia dziecka w krucjatę przeciw przestępczości, dostrzega że ktoś taki jak Dick był po prostu im potrzebny. 

Przemyślenia lokaja być może przekonają do Robina wszystkich tych czytelników, którzy nadal mają z tą postacią problem. Boy Wonder istnieje w ludzkiej świadomości niemal tak samo długo jak Człowiek Nietoperz, ich duet jest prawdopodobnie najbardziej rozpoznawalnym w historii całej popkultury, a jednak ciągle natrafić można na głosy podważające istotę Robina. Oczywiście jestem w stanie te głosy zrozumieć - wszak sporo w tym koncepcie naiwności - ale wydaje mi się, że na takim etapie można go już jedynie zaakceptować. Nieważne przecież czy sama idea stojąca za postacią Robina jest głupia. Ważne co z tym spadkiem po Złotej Erze potrafi zrobić dany scenarzysta.

Dixon i Beatty robią wszystko, żeby udowodnić przydatność Cudownego Chłopca. Dick w ich wydaniu jest przesympatycznym, bystrym nastolatkiem, który z traumą po utracie rodziców radzi sobie znacznie lepiej niż dorosły Bruce. To odważny altruista, którego największą wadą jest jego... wiek. Niezależnie od tego jak kompetentny byłby Grayson, wciąż jest zaledwie dzieckiem, które nie zdoła wyjść obronną ręką z każdych tarapatów. Dick ciągle wiele musi się nauczyć, ale znajduje się na dobrej drodze, żeby kiedyś godnie zastąpić swojego mentora. 

Jak wspominałem wyżej, postać chłopca wnosi do komiksu sporo optymizmu, czyniąc go lekką, miejscami zabawną i urokliwą lekturą. Dzięki temu, że przez długi czas śledzimy głównie jak Dick, Alfred i Bruce wzajemnie się docierają i zacieśniają więzi, w momencie w którym fabuła robi się poważniejsza czuć prawdziwe napięcie i dramat. Bez tego pogodnego wstępu, ciężko byłoby na późniejszym etapie tak mocno zaangażować się w tę historię. 

Ilustracje, znanego polskim czytelnikom z drugiego tomu CATWOMAN, Javiera Pulido (i w mniejszej mierze Marcosa Martina) utrzymane są w stylu retro, przywodzącym na myśl komiksy z czasów Złotej Ery. Mają w sobie coś, co nie tylko przypomina kreskę Darwyna Cooke'a, ale także sprawia, że jest w nich jakieś drobne podobieństwo do prac Tima Sale'a. Bo choć wyglądają zgoła odmiennie i punktów wspólnych jest z pozoru niewiele, to czuć, że Pulido czerpał inspiracje z tych samych miejsc co autor rysunków do LONG HALLOWEEN oraz DARK VICTORY. 

Dodatkiem do tego wydania jest trzydziesty ósmy numer DETECTIVE COMICS, w którym - jak zresztą łatwo się domyślić - po raz pierwszy pojawił się Robin. To kolejna z tych ramotek, których siła tkwi wyłącznie w ich wartości historycznej. 

Jeśli tęsknicie za klasycznymi, prostymi historiami, w których Batman wraz ze swoim młodocianym pomocnikiem walczą z najbardziej dziwacznymi złoczyńcami zamieszkującymi Gotham, Year One nie powinno was rozczarować. Podobnie jeśli jesteście fanami Dicka Graysona i chętnie znowu zobaczylibyście go w stroju Robina. Przyszłym fanom tego komiksu przypominam, że w listopadzie do kiosków trafi jego kontynuacja pt. BATGIRL: YEAR ONE, za którą zresztą stoją ci sami autorzy. Ja osobiście już nie mogę się doczekać. 

4/6

Opisywane wydanie zawiera materiał z ROBIN: YEAR ONE #1-4 oraz DETECTIVE COMICS VOL 1 #38.

1 komentarz:

  1. Jak dla mnie świetny komiks. Dlugo na taki czekałem. Scenariusz prosty i przejrzysty tak samo jak rysunki.
    polecam zdecydowanie :-) dla mnie 6 na 6 :-)
    Oby wiecej takich wydawali

    OdpowiedzUsuń