niedziela, 25 kwietnia 2021

KINGDOM COME. PRZYJDŹ KRÓLESTWO

 „»Czy robimy za dużo czy za mało?« Zapytała Wonder Woman (…). »Kiedy interwencja staje się dominacją?«

»Mogę ci tylko powiedzieć w co wierzę Diano«, odparł Superman. »Ludzkość musi mieć możliwość wspięcia się ku swemu własnemu przeznaczeniu. Nie możemy ich tam zanieść«.

Wtedy Flash sprzeciwił się: »Ale ona o tym właśnie mówi. Jaki jest tego sens? Dlaczego oni w ogóle nas potrzebują?«

»By złapać ich jeśli spadną«, powiedział Superman patrząc dostojnie w niebo”.

~ cytat z G. Morrison "Supergods: What Masked Vigilantes, Miraculous Mutants, and a Sun God from Smallville Can Teach Us About Being Human"; tłum. własne.

W KINGDOM COME oczami człowieka przedstawiony jest świat współczesnych bogów, w którym Superman i stare pokolenie superludzi, inspirujących niegdyś do czynienia dobra, odsunęło się w cień. Ich miejsce zajmują następcy bądź potomkowie, którzy umniejszają te dokonania, a dodatkowo zatracili sens bohaterstwa – pokonawszy superłotrów walczą już tylko po to, by walczyć, czasem też między sobą i organizują polowania na działających złoczyńców, których ostatecznie zabijają. Szlachetni bohaterowie „starej daty” reprezentują mity, które umarły, straciły na znaczeniu; nie inspirują już i nie pokazują jak żyć młodej generacji, która bez mitów zachowuje się po barbarzyńsku. Pokolenie bohaterów pokroju Supermana zatraciło ludzki pierwiastek. Stali się oni zbyt boscy i zamiast stąpać pośród zwyczajnych śmiertelników funkcjonują gdzieś ponad nimi. Mamy tu do czynienia z dekonstrukcją koncepcji superbohatera. 

W rysowanym przez Rossa do scenariusza Kurta Busieka MARVELS wydarzenia były widziane okiem obiektywu fotograficznego fotoreportera. Dostaliśmy tam pełen emocji dziennikarski reportaż „z linii frontu”. Narratorem apokaliptycznego KINGDOM COME jest z kolei kaznodzieja (wizualnie wzorowany na ojcu Alexa Rossa) – żyjący w świecie pełnym bogów w kolorowych kostiumach. Pastor stanowi „ludzką kotwicę” dla ducha bożej zemsty Spectre’a, co pozwala na jeszcze ciekawsze ujęcie tematu. Powodem jest to, że neutralny, nadnaturalny sługa boży Spectre podróżuje ze sługą bożym w postaci śmiertelnika i pokazuje mu świat pozbawiony heroicznych wartości. Zarówno ten komiks, jak i MARVELS są dzięki ilustracjom Rossa niezwykle realistyczne i pełne easter eggs na drugim i trzecim planie (polecam przeczytać poświęconą im sekcję w dodatkach do albumu). Za scenariusz KINGDOM COME odpowiada żywa skarbnica wiedzy o DC Mark Waid, ale zarys fabuły jak i wiele postaci pochodzi prosto z głowy Rossa.

Komiks nawiązuje do Biblii i mitologii, a fabułę komentują głównie cytaty zaczerpnięte z Objawienia Świętego Jana. Album jest opatrzony dedykacją dla niezapomnianego odtwórcy roli filmowego Supermana – Christophera Reeve’a, „który dał nam wiarę, że człowiek potrafi latać”. 

Głównym bohaterem KC jest pierwszy z superherosów. Chociaż posiada nadludzką moc, potrafi latać, jest nadzwyczaj szybki i silny, posiada też rentgenowski wzrok, to najwspanialszą z jego mocy jest instynktowna umiejętność rozróżniania dobra i zła – istota człowieczeństwa. Superman to moralny barometr: łączy cechy przeciętnego mieszkańca planety z ponadprzeciętnymi właściwościami, jest jednocześnie bliski czytelnikom, jak i niedościgły w swych czynach, godny podziwu i naśladowania. Spełnia też dziecięcy mit o sprawiedliwym i zawsze zwycięskim herosie. Jego prawość i szlachetność są ujmujące. Sami rzadko zachowujemy się bohatersko w codziennym życiu, zwłaszcza na szerszą skalę. A komiksy o Supermanie przekonują nas, że gdy los postawi nas przed niebezpieczeństwem, wówczas jesteśmy w stanie zdobyć się na heroiczny czyn.


W KC Superman powraca z dobrowolnego wygnania, na które udał się, gdyż nie czuł się bohaterem przyszłości, lecz dnia wczorajszego. Nie potrafił zabić szaleńca po tym, jak ten zamordował jego bliskich. Za to młody heros Magog nie wahał się tego zrobić i społeczeństwo uznało właśnie jego za bohatera swoich czasów. Superman był przestarzały i odstąpił nowszemu modelowi superbohatera. Jeśli Magog, reprezentujący nowe pokolenie metaludzi, może być uznany za złotego cielca, to Supermana trzeba postrzegać tu jako postać mojżeszową. Wróciwszy po latach, Człowiek ze Stali chce nauczyć młode pokolenie metaludzi znaczenia słów „prawda” i „sprawiedliwość”, chce im uświadomić, że tylko słabi idą ścieżką brutalnej siły. Heros ten wie, że nie ma nic bardziej świętego od szacunku dla ludzkiego życia (coś, co pomimo wielu różnic łączy go z Batmanem). Część bohaterów starej daty staje u jego boku, gdyż jest on dla nich swego rodzaju inspiracją. Pozostali wolą działać w cieniu, przy boku Batmana, który zamienił Gotham w państwo policyjne.

Superman jest w KINGDOM COME bardziej „super” niźli „man”, a musi znów być taki, jak przed laty – stać się bohaterem archetypowym, co pozwoli przetrwać klasycznemu mitowi bohatera, jaki reprezentuje. Musi wrócić do podstaw i odnaleźć w sobie współczucie by mit superbohaterski nie umarł. Etos Supermana nie jest żadnym archaizmem, a krzewione przez niego wartości są dziś nawet bardziej aktualne niż kiedyś. W krytycznym momencie nadczłowiek z „S” na kostiumie pozostaje niezastąpiony i mimo, że idee Supermana i on sam wydają się dość przestarzałe, wręcz staroświeckie, to w natłoku herosów-mścicieli i antybohaterów potrzebujemy zaplecza w postaci bohatera przyjacielskiego, moralnie i fizycznie niezłomnego, niekryjącego oblicza za perwersyjną maską. Dobrego i idealnego herosa w najczystszej postaci, takiego jak Superman. Szkoda, że niektórzy twórcy tego nie rozumieją (ekhm, Zack Snyder).

KINGDOM COME to dla mnie komiks szczególny, bo to dzięki niemu wróciłem do tego medium. Wśród tematów na maturę ustną z języka polskiego natrafiłem na "Superbohaterowie komiksu jako próba stworzenia współczesnego ideału wykreowanego dla młodego czytelnika". Wybrałem go i w tym samy roku (2005!) zawitałem po raz pierwszy na Międzynarodowy Festiwal Komiksu w Łodzi. Była to - jak mnie pamięć nie myli - XVI edycja i choć zajrzałem tam jedynie na chwilę na giełdę, to wyszedłem stamtąd z pierwszym polskim wydaniem KINGDOM COME w rękach. Byłem zachwycony, że komiks może tak wyglądać i od tego czasu stałem się fanem Rossa, co widać poniżej.


Niech o tym, ile dla mnie znaczy KC świadczy fakt, że pierwsze wydanie mam wciąż w stanie idealnym i nie sprzedałem go za grube pieniądze, choć miałem ku temu okazję.


Oba wydania różnią się nie tylko formatem. Szybkie porównanie pokazuje drobne różnice tu i tam w tłumaczeniu, jak również to, że kolory w edycji Deluxe są minimalnie ciemniejsze.



Prawdziwą gratką są jednak dodatki, a tych jest bagatela 150 stron! Wśród nich lista easter eggów, wywiad ze scenarzystą i projekty postaci z komentarzem rysownika. 



Uff, trochę tego jest i cieszy jeszcze bardziej, materiał nie pokrywa się z tym, co znajduje się w posiadanych przeze mnie artbookach. Jeśli lubicie tego typu dodatki, to będziecie ukontentowani.

KINGDOM COME bez wątpienia jest sztuką, to komiks posiadający wielopoziomowe znaczenia i dający wiele estetycznych doznań. Za sprawą fotorealistycznych ilustracji Rossa postacie wyglądają w nim tak, jak mogłyby faktycznie wyglądać, gdyby istniały w rzeczywistości. Owa wizualność dodatkowo intensyfikuje ich boskość. Nie to jednak wyłącznie wydmuszka i zwraca uwagę na istotne kwestie dotyczące Człowieka ze Stali. Polecam niezmiernie i niezmiennie. Przy okazji wrzucam, co wybrali czytelnicy Newsaramy jako no 1. Trudno mi się z tym nie zgodzić.


Damian "Damex" Maksymowicz

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz