Czarna Orchidea
to superbohaterka, która zadebiutowała w 1973 na łamach ADVENTURE COMICS #428.
Była to pierwsza postać od 1941, która zadebiutowała na okładce tego tytułu od
1941 roku (wtedy zaszczyt ten przypadł w udziale Starmanowi). Choć owa okładka
zapowiadała, że poznamy genezę tej postaci w środku, to tak naprawdę nie
dowiedzieliśmy się o niej nic. Od tamtej pory przewijała się ona w różnych
tytułach od czasu do czasu, ale wciąż nie wiedzieliśmy od niej nic, albo wręcz
przedstawiano nam wykluczające się informacje. Ostatecznie dopiero niniejsza
miniseria z lat 1988-1989 skupiła się na wyjaśnieniu tej tajemnicy.
Korporacyjne
spotkanie. Omawiane są plany złoli na temat kolejnych sfer działań. W końcu
odkrywają prawdę. Zostali zinfiltrowani przez Czarną Orchideę. Choć czytelnik
spodziewa się, że heroina jakoś wywinie się z tej sytuacji, to jednak do tego
nie dochodzi. Orchidea ginie... W tym samym momencie w pewnym ogrodzie budzi
się kolejna Czarna Orchidea.
Te kilka
pierwszych stron musiało być szokujące dla czytelników w latach 80. Główna
postać umiera na samym początku? Jak to? Dalej jest tylko lepiej. Dwie nowe
Czarne Orchidee – Flora i Suzy – ruszają na poszukiwanie samych siebie. Chcą
zrozumieć, czym są – ludźmi, kwiatami czy może jakąś dziwną hybrydą? Podróż ta
zabierze je do Azylu Arkham, na bagna Luizjany czy do amazońskiej dżungli. Jak
się zakończy? Tego już wam nie zdradzę.
CZARNA ORCHIDEA
to tytuł o próbie odnalezienia własnej tożsamości. Celu w istnieniu.
Jednocześnie też bardzo smutna historia pewnego trójkąta romantycznego oraz
wyborów, których konsekwencje musimy ponieść. Dużo jest tu motywów później
rozwijanych przez Gaimana w innych dziełach. Tak jak i w wypadku SANDMANA mamy
też tutaj do czynienia z całkowicie nową interpretacją mocno zapomnianej
postaci, która nadaje niesamowitej głębi komiksowemu uniwersum DC. Co ciekawe
wydano go jeszcze przed powstaniem imprintu Vertigo, ale szybko tam potem
przeniesiono. Dziś zaś jest częścią DC BLACK LABEL.
Oprawa graficzna
tego tytułu jest przynajmniej równie mocna, co jej scenariusz. Ciężko napisać
jest o rysunkach Dave’a McKeana coś, na co ktoś jeszcze nie wpadł. Jego
malarskie prace – bardzo realistyczne – pełne są jakiejś melancholii i świetnie
oddają klimat całej opowieści. Kontrasty między tym, co ludzkie – szare, a
kolorową naturą wysyłają zaś czytelny sygnał, po której stronie tego konfliktu
opowiadają się twórcy. Bo jest to oczywiście też mocno ekologiczna opowieść,
wpisująca się w klimat czasów, w jakich powstała będąc jednocześnie historią
mocno ponadczasową.
Polskie wydanie wzbogacone jest też o bardzo interesujące dodatki przedstawiające proces powstawania tego tytułu, które ubogacają jego lekturę.
Czy powinniście zakupić opisywany album? Oczywiście. Może nie jest on tak świeży jak w czasach pierwotnej publikacji, ale wciąż to świetna lektura i absolutny must have dla fanów Neila Gaimana czy Dave McKeana. Album refleksyjny, wciągający, a także sycący oczy przepięknymi rysunkami. Czego chcieć więcej od dobrego komiksu?
Opisywane
wydanie zawiera materiał z komiksów BLACK ORCHID #1-3
Komiks ten
znajdziecie m.in. w internetowym sklepie Egmontu czy ATOM Comics.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz