wtorek, 13 października 2015

HELLBLAZER: LAST MAN STANDING

W tomie tym oprócz dłuższej tytułowej opowieści znajdziemy też aż siedem krótszych historii, z których pierwsze dwie, choć są zamkniętymi całościami, to zarazem stanowią swego rodzaju prolog do „Last Man Standing”.

W pierwszej z nich - „Days of Wine and Roses” - Constantine zatrudniony jest do zapewnienia mistycznej rozrywki podczas wystawnego przyjęcia połączonego z orgią, co ma dość niespodziewane efekty uboczne. Mogłoby się wydawać, że tak zaczynająca się fabuła będzie lekka i raczej żartobliwa, jednak za sprawą drugiego wątku dotyczącego przemocy w rodzinie szybko robi się zdecydowanie bardziej ponura, a samo zakończenie jest wręcz wyjątkowo traumatyczne. Ogólnie jest to bardzo mocne otwarcie dla tego wydania zbiorczego. W drugiej - „The Wild Hunt” – John pomaga pewnemu farmerowi, mającemu jak się okazuje ma problem z wilkołakami, które jednak zachowują się inaczej niż ma to zazwyczaj miejsce w horrorach. W obu z nich nadnaturalne istoty z którymi styka się mag zapowiadają mu rychłe nadejście poważnych kłopotów, do którego dochodzi w pięcioczęściowej tytułowej historii.

Moim zdaniem Paul Jenkins przesadził w niej z tajemniczością, w wyniku czego przez pierwsze cztery numery nie bardzo wiadomo co się dzieje i o co chodzi, oprócz tego, że wszędzie dookoła jak grzyby po deszczu pojawiają się postacie z arturiańskich mitów, które wyraźnie czegoś chcą od Richa. Wprawdzie w zakończeniu, dodam że bardzo udanym, wszystko zostaje wyjaśnione to jednak ma to miejsce trochę za późno. Nie mówię tu, że scenarzysta powinien od początku wyłożyć kawę na ławę, ale powinien przedstawić przynajmniej jakieś sugestie czy tropy, bo w przeciwnym wypadku czytelnik jedynie się frustruje gromadzącymi się pytaniami bez odpowiedzi. Moim zdaniem jest to pierwsze poważniejsze potknięcie Jenkinsa w HELLBLAZERZE, na szczęście złagodzone wspomnianym świetnym i satysfakcjonującym zakończeniem.

Reszta tomu to już krótkie, góra 2-odcinkowe opowieści, utrzymane w stosunkowo lekkim tonie. I to nawet mimo poruszania dosyć ciężkich tematów – w „In The Red Corner” Constantine postanawia dać nauczkę brutalnemu byłemu chłopakowi swej dziewczyny; w „Widdershins” historia obraca się wokół młodego mężczyzny, który swego czasu brał udział w wojnie w byłej Jugosławii; „Life and Death and Taxis” dzieje się w dużej mierze w szpitalu, gdzie John i jego znajomi są świadkami śmierci matki jednego z nich, ale i urodzin córki Richa i Michelle; Wreszcie w „Undertow” Constantine jest świadkiem katastrofy, a w zasadzie nawet wielu, lecz nie może zrobić nic by ją powstrzymać. Wydawałoby się więc, że powinny być one niemal równie ponure jak otwierająca tom opowieść. Jednak są one okraszone sporą dozą humoru, oczywiście z gatunku tych najczarniejszych. Wszystkie one są naprawdę fajne, ale nie zapadają na dłużej w pamięć.

Na specjalną uwagę za to zasługuje wieńczące album „Desperately Seeking Something” z jubileuszowego 120 numeru, podczas którego seria obchodziła swe dziesięciolecie. Spotykamy w niej wielu znajomych z całej historii serii, a także jej twórców. A głównym bohaterem jest… sam czytelnik, któremu John pokazuje jak wygląda jego codzienność, gdy akurat nie dzieje się nic ciekawego. To właśnie ta przezabawna, ale i dająca do myślenia, burząca czwartą ścianę opowiastka jest moją ulubioną częścią tego wydania zbiorczego i ciągnie jego ocenę o oczko w górę.

Seanowi Phillipsowi tym razem w końcu udało się trzymać wysoką formę przez wszystkie numery, które rysował. A zastępujący go w dwóch przypadkach Charlie Adlard oraz Warren Pleece również stają na wysokości zadania. Ogólnie pod względem graficznym jest to jeden z najlepszych dotychczasowych tomów HELLBLAZERA.

Choć nie tak dobry jak „In the Line of Fire” czy napisana przez Jenkinsa część „Critical Mass”, to jednak i ten album wart jest postawienia na półce. Jest to naprawdę przyjemne czytadło. Po prostu mniej jest w nim wybitnych momentów, pokazujących pełnię talentu scenarzysty.

4/6

Omawiany komiks dostępny jest w sklepie ATOM Comics

Tomasz "Buddy Baker" Kabza

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz