wtorek, 1 stycznia 2019

Top 10: kilka przemysleń na temat TITANS

Jakiś czas temu zakończyła się w USA emisja pierwszego sezonu serialu TITANS. Obejrzałem i tytuł ten wzbudził we mnie na tyle dużo emocji, że postanowiłem napisać na jego temat kilka zdań. Z czasem jednak pomysł tradycyjnie napisanej opinii odszedł na bok i zdecydowałem, że skoro takich luźnych przemyśleń na temat tej produkcji zanotowałem sobie 10, to czemu nie zrobić z tego kolejną odsłonę tej rubryki? W rozwinięciu posta znajdziecie zatem 5 plusów i 5 minusów serialu TITANS, ułożonych naprzemiennie, czasem odrobinkę się dublujących, a ja zachęcam Was do dzielenia się własnymi przemyśleniami w komentarzach tu czy na Facebooku.

Aha, są spoilery, więc czytacie na własną odpowiedzialność.
10. Mhhhhroooook (-)
Kinowe produkcje DC wraz z nadejściem AQUAMANA i zbliżającym się SHAZAM! chyba już definitywnie zrezygnowały z tak przesadzonej dawki mroku, że aż momentami zbyt komicznej. Podobnie jest z większością seriali - twórcy GOTHAM w pewnym momencie kompletnie olali powagę, która im zresztą nie wychodziła i zaczęli się bawić swoim produktem, a i ARROW już od jakiegoś czasu nie próbuje być tak przezabawnie "mhroczny" jak w dwóch czy trzech pierwszych sezonach. Najwyraźniej jednak wieści, że DC nie umie w mroczność nie dotarły do twórców TITANS, którzy stwierdzili, iż nawet scena picia kawy przez głównych bohaterów powinna być niesamowicie szarobura, smutna, poważna i zachęcająca do wizyty u terapeuty, a pojawiające się tu i ówdzie żarty koniecznie muszą sprawiać, iż mamy wrażenie że oglądamy ludzi z depresją, próbujących wmówić sobie iż jej nie mają. Do tego otrzymujemy niesamowicie przerysowaną i momentami zwyczajnie niepotrzebną dawkę brutalności, która też potrafi wyrwać wywołać facepalma (np. scena bodaj z odcinka trzeciego, gdy Robin wbija złemu gościowi skalpel w krocze i ogólnie strasznie dużo scen z Graysonem w kostiumie).

9. Epizodyczni "Tytani" (+)
Nawiązując jeszcze do poprzedniego podpunktu - jedyną postacią przewijającą się przez pierwszy sezon TITANS, której nie dopisano bolesnego i smutnego back-story jest Donna Troy. I chociaż postać ta na dobrą sprawę pojawiła się raptem w dwóch odcinkach, to jednak kreacja Conor Leslie była bardzo wyrazista i zapadająca w pamięć. No i cholera, wreszcie ktoś w tym serialu w niewymuszony sposób się uśmiechał! Mam nadzieję, że w drugim sezonie Donna będzie już w stałej obsadzie. Zaskakujący w pozytywny sposób dla mnie był również Curran Walters jako Jason Todd, drugi Robin. Młody aktor fajnie wchodził w interakcje z Dickiem Graysonem, mieli kilka zacnych dialogów, a także nieźle pokazał to, z czego jego postać była znana w komiksach. Skuteczny, miejscami ambitny, ale zarazem porywczy, krnąbrny i balansujący niebezpiecznie blisko granicy dobra i zła. Generalnie tego Jasona Todda nie powinno się zbytnio lubić i... dokładnie o to chodziło. No i wreszcie są jeszcze Hawk oraz Dove, ale im poświęcę jeden z kolejnych podpunktów :)

8. Parę złych słów o Starfire (-)
Nie, nie będzie tu słowa o kolorze skóry Anny Diop. Generalnie ani tej aktorce, ani reszcie obsady nie mogę za wiele zarzucić, ponieważ to co dostała do zagrania zrobiła bardzo dobrze, lecz pod pewnymi względami twórcy serialu mocno się nie popisali. Już po pierwszym trailerze obawiałem się tego ile z komiksowej Starfire zostanie przeniesione na mały ekran i przez jakiś czas byłem pewien, że jej moce ograniczone zostaną do prucia ogniem w co popadnie. I chociaż ostatecznie TITANS pokazało nam sporo najważniejszych rzeczy z originu Kori (nadludzka siła, wytrzymałość czy zależność od energii słonecznej, pozaziemskie pochodzenie), ale i tak jej moce zostały sprowadzone do palenia rzeczy. Nie podobało mi się to, tak samo zresztą jak dopisanie serialowej Starfire ewidentne czerpanie satysfakcji z uśmiercania przeciwników.

7. Parę dobrych słów o Starfire (+)
A tu będzie o kolorze skóry, a jakże. Jak już wspomniałem wyżej, uważam iż Anna Diop zagrała dobrze swoją postać i to, że serialowa Starfire ona czarnoskóra nie ma tu najmniejszego znaczenia. Podobało mi się na pewno w niej to, że w ciekawy sposób zmiksowano jej ogromną siłę i pewność siebie z okazywanym momentami zagubieniem, trudnością w byciu bardziej "ludzką" oraz problemami wynikającymi z utraty wspomnień. Plus daję również temu w jaki sposób przemycano te nieco mniej ukazywane zdolności jej komiksowego odpowiednika, jak na przykład zdolność bardzo szybkiego przyswajania języków. Dla mnie taka Starfire nie jest może ulubioną postacią z całego serialu - tą bez wątpienia jest Hawk - ale z tej głównej ekipy była najjaśniejszą i najbardziej wyrazistą postacią.
  
6. Dick Grayson i jego problemy z głową (+/-)
Tutaj daję zarówno plusa jak i minusa. Już wyjaśniam dlaczego. Przez praktycznie cały sezon widzimy Dicka Graysona jako postać psychicznie zniszczoną. Odszedł on od Batmana, ponieważ zauważył wzrastający w nim gniew i mrok, nad którym nie umiał zapanować i rozpoczęcie nowego życia w nowym mieście miało mu pomóc. Jednocześnie raz za razem widzimy, jak Robin z największą przyjemnością tłucze złoli, łamie im kości, skacze po mordach, wbija ostrza w przyrodzenie i inne takie przyjemności. Było tego strasznie dużo (patrz: punkt 4), stało się paskudnie nudnym wątkiem i w pewnym momencie nabrałem wręcz przekonania, że to zwykły wał. Że twórcy wmawiają nam tylko, iż Grayson chce zapanować nad sobą, a tak naprawdę czerpie z tego wszystkiego przyjemność. I wiecie co? To był wał, a przynajmniej tak ukazał to finał pierwszego sezonu. Plus za to, że... nie tego się spodziewałem. Byłem pewien, iż mamy do czynienia po prostu z kiepsko prowadzonym wątkiem, a tu takie całkiem pozytywne zaskoczenie. Pytanie jednak: co dalej? Wydaje mi się, że mimo wszystko dalsze prowadzenie Graysona jako niemal psychopatycznego brutala jednak nie wchodzi w grę.

5. Hawk i Dove (+)
Ta dwójka pojawiła się jedynie w paru epizodach, ale pokazała iż tkwi w nich strasznie dużo potencjału na osobny serial. Mało tego, Hawk w wykonaniu Alana Ritchsona to mój faworyt jeśli chodzi o pierwszy sezon TITANS i gdyby nie gościnny udział członków Doom Patrol (patrz: punkt 3), to skupiający się na tej dwójce, originowy epizod byłby moim ulubionym z całego sezonu. To w sumie ciekawe, że duet na którego od lat nie ma dobrego pomysłu w komiksach, na małym ekranie został zaprezentowany tak sprawnie, stosunkowo lekko i w interesujący sposób. Minka Kelly, chociaż bardzo lubię tę aktorkę, charyzmą swojemu ekranowemu partnerowi nie dorównała. Cieszy jednak to, iż wygląda na to, że w drugim sezonie tego duetu może być nieco więcej.

4. Dick Grayson i jego przydupasy, czyli o braku bilansu w fabule (-)
Zwiastuny TITANS wskazywały na to, że wątki Robina, Raven i Starfire będą równorzędnie ważne i tak samo zresztą prowadzone. W początkowych odcinkach nawet tak było, że szczególnym naciskiem na tajemnice gromadzące się wokół młodej Rachel. Jednak wraz z rozwojem sezonu coraz mocniej skupiano się na Dicku Graysonie i to do tego stopnia, że w pewnym momencie wątki skupione wokół obu wymienionych pań zeszły na dalszy plan. A że, jak już wspomniałem wcześniej, w mojej ocenie Grayson i jego mentalne problemy w pewnym momencie zaczęły strasznie męczyć bułę, modliłem się aż o odwrócenie tego trendu. Niestety tak się nie stało, a w efekcie 99% finału pierwszego sezonu dzieje się w głowie pierwszego Robina i... jest to bardzo przeciętny odcinek (patrz: punkt 2). Najbardziej poszkodowany w tym wszystkim jest Beast Boy, którego gdyby totalnie wycięto z serialu, to mało kto by to w ogóle zauważył.

3. Doom Patrol (+)
Gdybym miał wskazać swój ulubiony fragment pierwszego sezonu TITANS, to byłby to odcinek z udziałem członków Doom Patrolu. Co prawda w ich osobnym serialu doszło do recastingu totalnego - tylko April Bowlby jako Elasti-Woman nie straciła swojej fuchy - lecz to w jaki sposób pokazano nam pomysł na samą grupę jak najbardziej wypalił. Doom Patrol od zawsze nazywani byli "najdziwniejszą grupę superbohaterów" i określenie to nie straciło na mocy. Robotman był klasą samą w sobie, kuchenne popisy Negative Mana także zapadły mi w pamięci, zaś wspomniana Bowlby i fragment z jej postacią przy kolacji była wisienką na torcie i ozdobą odcinka. Jeśli wszystko to zostanie zachowane w ich oddzielnej produkcji, to nie zawaham się napisać iż możemy dostać najlepszy jak dotąd serial z bohaterami DC.

2. Tak się nie robi cliffhangerów, czyli zamieszanie w finale (-)
Po obejrzeniu finałowego odcinka pierwszego sezonu TITANS miałem wrażenie, że chyba czegoś tu zabrakło. Cliffhanger oczywiście był i trudno mi o nim napisać coś więcej niż "nędzny". Praktycznie wcale nie zachęcił on do wytężonego czekania na drugą serię. W odcinku tym praktycznie olano większość obsady, a my obserwujemy mocno przewidywalną (do pewnego momentu) opowieść dziejącą się w głowie Dicka Graysona. I nagle BUM - twórcy serialu przyznają się do tego, że nakręcono jeszcze jeden epizod, ale jakieś mądre głowy uznały, iż wolą drugi sezon rozpocząć z przytupem, niż zakończyć nim pierwszy. No nie, to tak nie działa. Dzięki tak niedorzecznej decyzji, główny zły pierwszego sezonu, na jakiego konsekwentnie namaszczano Trigona, pojawił się w sumie w dwóch epizodach łącznie na jakieś 5-7 minut czasu antenowego i nie zrobił w zasadzie nic, zaś cały sezon koniec końców wygląda ostatecznie jak baaaardzo rozwleczony wstęp do historii właściwej. I ok, jak już napisałem powyżej, TITANS ma sporo dobrych momentów oraz wiele innych zalet i jak najbardziej może się podobać, lecz tak rozczarowująca końcówka również mocno rzutuje na odbiór całości.

1. Zaskakująco dobra robota ludzi od castingu (+)
W wielu serialach jest jakiś aktor, którego angaż do danej roli wiąże się z masą pytań, jak i również, nie ukrywajmy tego faktu, fali narzekań. Przykłady? Candice Patton jako Iris West z THE FLASH, Mehcad Brooks jako Jimmy Olsen w SUPERGIRL (bo jest totalnym drewnem, a nie z powodu koloru skóry) czy Erin Richards jako Barbara Kean z GOTHAM. Tymczasem o TITANS nie mogę nic takiego napisać, ponieważ dosłownie każde z zaangażowanych aktorów i aktorek spokojnie uniosło to, co dano im do zagrania. Jeżeli jakaś postać w serialu jest źle prowadzona, tak jak według mnie Dick Grayson, to jest to "zasługa" scenariusza, a nie aktora. Zdecydowanie łatwiej jest mi wskazać serialowe perełki (Hawk!!!) niż castingowe paździerze, bo tych drugich, według mnie, nie ma wcale. Przynajmniej na pierwszym i drugim planie, bo to, że epizodycznych, często bezimiennych złoczyńców grają najczęściej ludzie z łapanki, to już absolutna norma.

I tak wygląda moja garść przemyśleń na temat pierwszego sezonu TITANS. Jestem ciekaw jak Wam serial ten przypadł do gustu (lub też nie), zatem dajcie znać w komentarzach. Jako, że z reguły jest to gorący i shitstormowy wątek, od razu podkreślę, iż "argumenty" na temat koloru skóry Anny Diop, a nie oceny jej zdolności aktorskich czy sposobu zaprezentowania postaci w serialu, będą nagradzane żółtymi i czerwonymi kartkami.

Krzysztof Tymczyński

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz