poniedziałek, 6 czerwca 2022

Kącik Komiksiarza #37: Kolejna wizyta w pewnej galerii




                                                                Długo oczekiwane zauważenie

        Anubis i Yōkai to druga wystawa malarstwa Joanny Karpowicz, którą mam okazję relacjonować na łamach DCManiaka (o poprzedniej, zatytułowanej Papiery wartościowe, przeczytać możecie tutaj). Artystka ponownie, we współpracy z krakowską Galerią Artemis, zabiera nas do świata dobrze już znanego osobom śledzącym jej twórczość egipskiego boga Anubisa. Jednak tym razem nie jest to świat wyłącznie Anubisa, jak w moim odczuciu miało to miejsce do tej pory. Zamiast wyobcowania, samotności i jakiegoś intensywnie odczuwanego odklejenia od pozostałych postaci występujących na obrazach, pojawia się bardzo ciekawe świdrujące napięcie, swego rodzaju zauważalna interakcja. Anubis przestaje być kimś zupełnie niewidocznym, siłą, której obecności nawet nie zauważamy, choć ona zawsze jest obok, za to staje się członkiem większej rodziny, istot podobnych jemu, egzystujących na tej samej plazmatycznej płaszczyźnie niedostępnej ludziom, lub dostępnej wyłącznie w jakiejś niepełnej, ułomnej formie. Dzieje się to za sprawą wprowadzenia w obręb tematyczny wystawy tytułowych Yōkai, czyli mitycznych stworzeń/potworów występujących w japońskiej mitologii i tradycjach ludowych. Pojęcie to ma bardzo szerokie znaczenie i zawiera w sobie całą gamę stworów, których boją się Japończycy: duchy, widma, demony, mamidła, zjawy, odmieńce, upiorne zwierzęta, straszydła, diabły, ogry, złośliwe skrzaty i inne istoty posiadające nadnaturalne moce o nieznanym pochodzeniu, pojawiające się pod różnymi postaciami: zjawisk, ludzi, roślin lub zwierząt, a nawet przedmiotów codziennego użytku.



    I to właśnie ten zastęp japońskich odmieńców pozwala dołączyć Anubisowi do rodziny, rozpoznaje go jako swojego, podaje przyjazną dłoń, by nie musiał on w dalszym ciągu błąkać się samotnie, towarzysząc z daleka ludziom, niezauważającym jego obecności, wyczekując chwili, gdy przyjdzie czas wypełnienie wobec nich nieprzyjemnej, aczkolwiek koniecznej powinności. W końcu egipski bóg spotyka kogoś, kto dostrzega jego obecność, z kim może nawiązać kontakt i nic porozumienia. Bo to tak naprawdę opowieść o samotności bogów, nadnaturalnych istot, których egzystencja sprowadzona zostaje w gruncie rzeczy do przypisanych im ról, funkcji i patronatów pełnionych wobec nieboskich śmiertelników. Anubis i Yōkai opisuje jednak moment wyjścia poza nie, skupiając się w głównej mierze na eksponowaniu podmiotowości Anubisa. Ta przemiana zaznaczona jest nawet w warstwie kompozycyjnej obrazów. Główny bohater przestaje kryć się gdzieś na dalekim tle, coraz rzadziej przytłaczają go krajobrazy zawłaszczające sobą całą przestrzeń. Wręcz przeciwnie: to sam Anubis zaczyna na płótnie zdecydowanie rozpychać się łokciami, walcząc o przestrzeń do swobodnego oddechu. Jak gdyby chciał powiedzieć: ja tutaj jestem! już nie muszę się kryć i wtapiać w otoczenie, teraz mogę zasygnalizować własną odmienność, ponieważ mam przy sobie towarzyszy. Indywidualność przestaje więc być powodem szczelnie ogarniającej melancholii, lecz rodzi dumę i ulgę. Dlatego odnajdziemy tutaj nie chłód samotności, lecz wielkie pokłady ciepła, jakich dostarcza przebywanie w akceptującej nas społeczności. Najlepszym tego przykładem jest obraz zatytułowany Hitotsume Kozo. Przedstawia on dwie idące postacie - Anubisa i tytułowego Hitotsume Kozo, czyli jednego z przedstawicieli Yōkai, przybierającego wygląd łysego dziecka z jednym okiem pośrodku czoła, podobnie jak cyklop. Spoglądają oni na siebie, uśmiechając się, a ich gesty wyrażają zrozumienie, czułość i wdzięczność. Następuje przełamanie paraliżującej bariery. To odnalezienie własnego miejsca, w którym inność nie będzie kulą u nogi, lecz zaletą. 

    A może to wszystko fałsz? Może wcale nie powinno nas to wzruszać? I zamiast samotności bogów i walki z nią, powinniśmy raczej dostrzegać tragedię śmiertelników, bo choć do czasu swojego kresu, mają oni dziwnej proweniencji władzę na Anubisem, to on jest w pozycji podległej wobec nich ze względu na to, że musi wykonać zadanie dla nich, a nie oni dla niego, lecz po śmierci ta hierarchia nie jest już taka pewna. Następuje wtedy przedziwne pęknięcie unieważniające wszystkie powinności i ustanowione systemy władzy. 


    Na koniec pozostaje mi jedynie zaprosić wszystkich do krakowskiej Galerii. Wstęp jest absolutnie darmowy. W miarę możliwości wesprzyjcie jednak artystkę, inicjatywę i instytucję kupując chociażby przepiękny folder, katalog za niewielkie pieniądze. Wystawa potrwa do 26 czerwca, podziwiać ją można od wtorku do piątku w godzinach 11.00 - 18.00 i w soboty od 11.00 do 14.00. 

Miłego zwiedzania i kontemplacji obrazów.

mc




*zdjęcia pochodzą z profilu Joanny Karpowicz.

1 komentarz: