niedziela, 19 czerwca 2022

SUPERMAN: SON OF KAL-EL VOL. 1: TRUTH

Śledząc poczynania Toma Taylora w ostatnich latach niejednokrotnie wyobrażałem sobie, jakby to było, gdyby to właśnie on dostał w swoje ręce jakąś flagową serię ongoing z udziałem Mrocznego Rycerza lub Człowieka ze Stali. SUPERMAN: SON OF KAL-EL może i nie był do końca tym, o co mi chodziło, ale bardzo się ucieszyłem na wieść o starcie tego tytułu, w którym na pierwszy plan wyciągnięto zamiast Clarka jego syna. Taylor = wysoka jakość i przede wszystkim dobrze rozpisane postacie, a zatem byłem więcej niż pewien, że i tym razem jego wizja oraz pomysły wypalą i ucieszą czytelników.

Jonathan Kent to młody chłopak, który w swoim krótkim życiu uzbierał jednak już całkiem spory bagaż doświadczeń. Duża w tym zasługa Briana Bendisa, który m.in. wysłał Jona na wycieczkę po odległym kosmosie w towarzystwie Jor-Ela, w konsekwencji postarzając go i odzierając z części dzieciństwa, a także oddal go na jakiś czas pod opiekę Legionu Superbohaterów. To właśnie podczas pobytu w przyszłości chłopak dowiedział się, że musi przygotować się na zbliżający się dużymi krokami dzień, kiedy jego ojciec nie będzie już w stanie kontynuować swojej "kariery" Supermana. Ten dzień właśnie nastał i nie ma już odwrotu. Superboy staje się pod batutą Toma Taylora nowym Supermanem. Pytanie tylko, czy udźwignie położony na jego barkach ogromny ciężar.

Tak to już jest w komiksach, że nowy scenarzysta dostaje w spadku po swoim poprzedniku pewne "elementy", których nie sposób odwrócić i trzeba je zaakceptować/uwzględnić w swoich planach. Brian - kompletnie nie umiem w Supermana - Bendis narobił dużego bałaganu i niesmaku w kwestii Jonathana Kenta dodając mu nagle kilku lat, czego cofnąć nie można. Na szczęście najpierw Phillip Kennedy Johnson, a teraz także i Taylor potrafili poukładać wszystko po swojemu i na tyle sensownie oraz ciekawie, że miłośnicy Supermana szybko wymazali z pamięci ten smutny okres, kiedy w kwestii losów ich ulubionego bohatera dzielił i rządził BMB.

Syn przejmuje pałeczkę po ojcu (oficjalnie Kal-El udaje się do Warworldu w #3)i kontynuuje niekończącą się walkę o prawdę, sprawiedliwość i amerykański styl życia lepszy świat. Lekko zmodyfikowane hasło i kostium, aby podkreślić start nowej serii i nowego rozdziału w życiu Jona. Już od pewnego czasu chłopak przygotowywany był do tej roli, a zatem nie powinno nikogo dziwić, że w końcu DC zdecydowało się awansować syna Clarka i Lois. Wejście w buty Supermana to nie tylko otrzymanie symbolicznego klucza do Fortecy Samotności, ale także więcej obowiązków, odpowiedzialności i fakt, że cały świat przygląda się z uwagą i ocenia każdy jego ruch.

Nowy przeciwnik, nowy sojusznik, nowa miłość. Taylor nie zapomina, że Jon to jeszcze nastolatek i oprócz obowiązków superbohaterskich przeżywa te same zwykłe problemy i odkrywa uroki życia, jak jego rówieśnicy. Odkrywa między innymi własną seksualność i zakochuje się w chłopaku imieniem Jay, dzięki czemu seria stała się głośna i wywołała lawinę komentarzy w różnych mediach, nie tylko w świecie komiksu. Dla jednych taka rewelacja i coming out Jona może być szokiem, ale osoby dłużej śledzące komiksy wydawane przez DC raczej nie powinny być zdziwione, gdyż od dłuższego czasu pojawiały się mniej lub bardziej oczywiste sygnały, iż wtedy jeszcze Superboy to postać biseksualna. A jeśli ktoś ma z tym jakiś większy problem i nie może tego zwrotu akcji zaakceptować, to najzwyczajniej w świecie nie musi przecież na siłę czytać i kupować tego komiksu. Mi taki rozwój sytuacji nie przeszkadza i wydaje się w tym konkretnym przypadku naturalny, ale przyczepiłbym się do tego, że scenarzysta trochę za szybko przeszedł z etapu przyjaźni do sceny pocałunku, gdyż nie zdążył jeszcze odpowiednio rozwinąć relacji na linii Jon-Jay.

Przy pomocy SUPERBOY: SON OF KAL-EL Taylor postanowił skomentować pewne ważne problemy, jakie aktualnie dotykają nasze społeczeństwo. Wykorzystuje wyspiarskie państewko Gamorra, aby poruszyć kwestię emigracji i pomocy potrzebującym (jakże niestety na czasie, patrząc chociażby na wojnę w Ukrainie), machlojki poliltyczne, dyktatury, ograniczania praw oraz wykorzystywania słabszych przez silniejszych. Głównym złym okazuje się prezydent Henry Bendix, który obiera sobie za cel nowego Supermana, gdy ten zaczyna ingerować w jego poczynania. Jon ze względu na swoją naturę bez wahania angażuje się w pomoc mieszkańcom Gamorry, ale na tą chwilę jeszcze nie wie, w jak wielkiej i poważnej grze bierze udział. Zamiast w raju ludzie żyją w piekle, gdzie prowadzi się bolesne eksperymenty i tworzy kontrolowanych metaludzi. Dopiero kolejne zeszyty rozwiną mocniej ten na tą chwilę ciekawy wątek.

Taylor tradycyjnie nie zawodzi, jeśli chodzi o nakreślenie relacji pomiędzy Jonem i poszczególnymi bohaterami. Rozmowy z Kal-Elem, Damianem, Jayem, czy zdezorientowaną dwójką metaludzi potwierdzają tylko, jak dobrze scenarzysta rozumie i potrafi wczuć się w pisane przez siebie postaci. Równowaga pomiędzy spokojniejszymi momentami i akcją jest w tym przypadku przechylona mocniej właśnie w stronę akcji, przez co całkiem sporo tutaj pojedynków, eksplozji i innych fajerwerków. Nie mogło też zabraknąć miejsca na trochę humoru. Gościnnie pojawiają się członkowie Ligi Sprawiedliwości a także znani z runu Taylora w SUICIDE SQUAD - Aerie i Wink. Ważną rolę ma do odegrania organizacja o nazwie Truth, która działa oczywiście w dobrej wierze, ale jej sposób postępowania wywołuje pewne kontrowersje. Co ciekawe, słowo "Truth" jest w ostatnich latach mocno popularne w supermanowym zakątku DCU i który to już raz nowy scenarzysta, czy ogólnie DC, umieszcza je na okładce lub w tytule historii?

O ile w takim NIGHTWINGU za każdym razem zachwycam się nad wyczynami Bruno Redondo, tak w przypadku SUPERMAN: SON OF KAL-EL zachwytów z mojej strony szukać próżno. John Timms zdecydowanie nie należy do grona moich ulubionych rysowników komiksowych, a sprawdza się jedynie w bardziej humorystycznych i mniej poważnych klimatach, jak na przykład za każdym razem, kiedy ilustruje przygody Harley Quinn. Wybór rysownika uważam zatem za niezbyt fortunny i w związku z tym taka sytuacja mocno utrudnia mi delektowanie się perypetiami nowego Supermana. Problem mam zwłaszcza jeśli chodzi o karykaturalny wygląd twarzy poszczególnych postaci. Jeden zeszyt gościnnie narysowany został przez Daniele di Nicuolo i niestety wyszło nawet jeszcze gorzej. Jeśli komuś styl Timmsa do Supermana pasuje to fajnie, zazdroszczę, ale w moim przypadku nie, nie i jeszcze raz nie.

Wydarzenia opisane na łamach pierwszych sześciu zeszytów to na razie jedynie początek większej i bardziej rozbudowanej opowieści. Już teraz jednak widać wyraźnie, w jakim kierunku całość będzie mniej więcej zmierzać i jaki pomysł na przygody byłego Superboya ma Taylor. Sporo tajemnic oraz planów poszczególnych postaci czeka na ujawnienie i tym samym ja jako czytelnik serii czuję się zachęcony, aby sięgnąć po kontynuację. NIGHTWING tego samego scenarzysty jest na tą chwilę serią idealną i niedoścignionym wzorem. SUPERMAN: SON OF KAL-EL to z kolei w mojej ocenie komiks dobry i warty przeczytania, ale na pewno nie bardzo dobry, czy jakiś wybitny. Bardziej skierowany do miłośników powieści z cyklu Young Adults, ale także starszy, zagorzały fan świata DC znajdzie tutaj coś dla siebie. Polecam sprawdzić.

Opisywane wydanie zawiera materiał z komiksów SUPERMAN: SON OF KAL-EL #1 - 6.

Komiks można znaleźć w ofercie sklepu ATOM Comics.

Dawid Scheibe

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz