Rok temu DC zaproponowało swoim czytelnikom zabawę, w ramach której mogli on wziąć aktywny udział w wyborze nowej serii komiksowej. A konkretnie składającej się z sześciu zeszytów, zamkniętej mini serii. Spośród 16 propozycji ułożonych w pary i tworzących drabinkę, gdzie pokonany odpada a zwycięzca przechodzi do kolejnego etapu, miłośnicy DC wybrali tytuł z batmanowego zakątka DCU (co chyba nie było dla nikogo jakimś większym zaskoczeniem). Projekt o nazwie ROBINS od duetu Tim Seeley oraz Baldemar Rivas zostawił rywali w pokonanym polu. Komiks ten najpierw ukazał się w odcinkach w formie cyfrowej, a następnie papierowej. Wydanie zbiorcze planowane jest na wrzesień.
Wybór ROBINS niezbyt mnie ucieszył, gdyż liczyłem na zwycięstwo jakiegoś bardziej nietypowego projektu, których w ramach DC Round Robin akurat nie brakowało, a nie kolejny komiks związany z Batmanem. Skoro jednak większość klikała za wspólnymi przygodami Dicka, Tima, czy Damiana, to być może miała rację, oczekując od twórców wartej przeczytania i obejrzenia historii. Sprawdziłem tą opowieść dopiero, gdy ukazał się ostatni z rozdziałów, aby zaaplikować sobie za jednym podejściem sfinalizowaną całość.
Pięć osób, które miały kiedyś okazję (albo nadal mają) nosić kostium Robina spotykają się w Bludhaven, aby podzielić się z pozostałymi doświadczeniem i wspomnieniami dotyczącymi "pracy" u boku Batmana. Czy był to dla nich wartościowy i miło wspominany etap, czy może wręcz przeciwnie? Jakie blaski oraz cienie niesie ze sobą ta specyficzna rola? Niestety spotkanie przerwane zostanie pojawieniem się pewnego przerażonego mężczyzny, który opowiada o planach, jakie wobec całej piątki ma pewna kobieta. Uznaje się ona za pierwszego Robina i zamierza udowodnić, że wszyscy oni nigdy nie powinni nosić charakterystycznych czerwono-zielono-żółtych barw. Kim jest tajemnicza postać i jaka jest w tym wszystkim rola Bruce'a?
Plany planami i często zapowiedzi komiksowe okazują się niezwykle zachęcające, ale w rzeczywistości nie zawsze jest już tak ciekawie, jak tego przed lekturą oczekiwaliśmy. Jeśli ktoś liczył na to, że ROBINS rzuci jakieś nowe światło na poszczególnych bohaterów i zapewni czytelnikowi niezapomnianych wrażeń, to sorry, ale źle trafił. Osoby z mniejszym komiksowym doświadczeniem i nie znające przeszłości poszczególnych Robinów jeszcze coś dla siebie tutaj znajdą, ale pozostali już nie. Pierwszy rozdział jakoś szczególnie nie wzbudził zainteresowania, ale przynajmniej nie sprawił, że chciałem rzucić to już na tym etapie w cholerę. Niestety później okazało się, że scenarzysta postanowił zaniechać uwikłania piątki Robinów w detektywistyczne śledztwo i poszedł w klimaty wirtualnej rzeczywistości, po drodze dodatkowo schodząc na jakieś poboczne i nic nie wnoszące mini wątki. Pojawiają się pewne niezrozumiałe przeskoki akcji i poczucie, jakby fabułę pocięto a potem poskładano na nowo, tyle że po drodze kilka fragmentów się zgubiło.
Dialogi pomiędzy Dickiem, Damianem, Jasonem, Timem oraz Stephanie nie są złe, a kilka przytyków czy żarcików rzeczywiście okazuje się trafnie przypisanych. Na plus zaliczyć można też ciekawy zabieg odpowiadający na pytanie: co by było, gdyby każdy z Robinów nigdy tym Robinem nie został? Pojedynki z czwartoligowymi złoczyńcami, holograficzne projekcje i sięgnięcie w decydujących momentach po Batmana (swoją drogą mało mrocznego, jakby nie był do końca sobą) przyczyniły się do znacznego spadku poziomu i szybkiego zatarcia nielicznych pozytywnych momentów. Niewiele dobrego można też powiedzieć o głównym złoczyńcy - Jenny Wren. Postać totalnie mi obojętna i rozpisana w taki sposób, że wręcz nie sposób jej znienawidzić, czy może jej współczuć. Wszystko przewidywalne i emocje jak na grzybach.
Są takie komiksy, gdzie scenariusz w mniejszym lub większym stopniu rozczarowuje, ale na szczęście warstwa graficzna nie zawodzi, znacznie podnosząc poziom całej historii. Tutaj za ilustracje odpowiada Baldemar Rivas i kłamstwem byłoby stwierdzenie, iż to właśnie one stanowią ten mocniejszy punkt/element w ROBINS. Tak nie jest. Rysunki niczym specjalnym mnie nie urzekły i absolutnie nie wyróżniają się na tle prac bardzo licznej grupy komiksowych rzemieślników, jakich przecież w samym DC spotkać można wielu. Styl Rivasa średnio pasuje do klimatu tej konkretnej opowieści, a momentami nawet mocno irytuje. Denerwujące są te kreski podkreślające szybki bieg i zadawany cios, a do tego dochodzi brak zachowania odpowiednich proporcji. Przykładem niech będzie nienaturalnie wydłużona noga Damiana - niczym Plastic Man, kiedy ten uderza nią Pingwina, czy też jeden z ciosów zadanych przez Jasona. Po stronie minusów zaliczę także przydługie gacie Bruce'a, kucyk na głowie Dicka oraz problemy z wszelkimi dynamicznymi scenami. Widać też dziwne zamiłowanie artysty do rysowania spoconych sylwetek. Wizualnie komiks po prostu nie trafił w moje gusta, zbyt często powodując przerwę w czytaniu i grymas zdziwienia/zniesmaczenia na twarzy. Na moje nieszczęście niedługo startuje seria DC MECH, którą gdy tylko pojawiła się w zapowiedziach chciałem sprawdzić, ale niedawno zorientowałem się, że będzie ją ilustrował właśnie Rivas. Cóż, pozostaje mieć tylko nadzieję, że może w tym przypadku i w tych klimatach znacznie lepiej się odnajdzie.
ROBINS okazał się dla mnie sporym rozczarowaniem i zwyczajną stratą czasu. Jeśli jeszcze nie czytaliście, a może zamierzaliście to w przyszłości nadrobić - odradzam. Ta historia nic nowego nie wnosi, skonstruowana jest w chaotyczny sposób, marnuje początkowy potencjał i ogólnie sprawia wrażenie napisanej na szybko, na kolanie. Do tego rysunki również nie dowożą. Z perspektywy czasu pozostaje żałować osób, jakie oddały na ROBINS swój głos i ciekawszych propozycji, które we wcześniejszych rundach z tą serią przegrały. Na szczęście pojawiła się nadzieja, że niektóre z nich dostaną jeszcze drugą szansę. Od doświadczonego Tima Seeleya oczekiwałem czegoś znacznie lepszego, a wyszedł spory bubel. Po ROBINS odechciało mi się sięgać po kolejne projekty sygnowane przez tego scenarzystę, a już na pewno nie po te związane jakoś z Batmanem i Gotham City.
Recenzja oparta na wydaniach zeszytowych, a konkretnie na ROBINS #1 - 6. Komiks w formie zbiorczej można zamówić w ramach preorderu na ATOM Comics.
Dawid Scheibe
Nie moge sie doczekac kiedy wydanie zbiorcze pojawi sie w ofercie ATOMu
OdpowiedzUsuń