Śledząc uniwersa Marvela i DC, mamy do dyspozycji dziesiątki serii, które niekiedy ciągną się nawet setkami zeszytów. Coraz to kolejne eventy, one-shoty, mini serie, maxi serie itd. pojawiają się na sklepowych półkach regularnie, co każe nam myśleć, że oba wydawnictwa pompują do swoich uniwersów każdy nawet najmniejszy pomysł, jaki pojawi się w umysłach twórców których zatrudniają. Zapominamy jednak, jak dużo pomysłów i koncepcji zostaje odrzuconych po drodze, do druku dopuszczając zaledwie jakiś procent tego co liczni twórcy pitchują im regularnie. Czasami nawet zdarza się sytuacja, w którym jakiś komiks już był na zaawansowanym etapie tworzenia, albo co gorsza był skończony, a i tak nie ujrzał światła dziennego. Takich przykładów można by było z odmętów historii komiksu amerykańskiego wyciągnąć wiele, ale dzisiaj akurat chciałbym pochylić się nad serią, a właściwie eventem, którego historia zakończyła się niestety tylko na pitchu/pomyśle/ogólnym zarysie.