piątek, 9 stycznia 2015

HELLBLAZER: CRITICAL MASS

W końcu. Po niemal dwudziestu latach od kiedy zaczął wychodzić run Paula Jenkinsa zostanie on w końcu zebrany w trade’ach. Dzięki temu będę wreszcie w stanie zapełnić dziurę ziejącą dotychczas w mojej kolekcji HELLBLAZERA. W moim odczuciu to jedna z nielicznych dobrych decyzji jakie podjęło Vertigo w ostatnich latach.


Zanim jednak Jenkins przejął rządy przy tym tytule, miało miejsce kilka występów gościnnych, które również zebrane są w tym wydaniu. Pierwszym jest In Another Part of Hell pierwszego scenarzysty tej serii – Jamiego Delano. Opisywałem tę historię już przy okazji tomu Rare Cuts, więc teraz wspomnę tylko, że jest zarówno bardzo dziwna jak i bardzo dobra. Następnie w Warped Notions Eddie Campbell zabiera Johna w czteroczęściową podróż dookoła popadającego w szaleństwo świata w towarzystwie ducha sir Francisa Dashwooda, 18-wiecznego zbereźnika, oraz Murnarra, demona o głowie kota. Wbrew pozorom historia ta jest wyjątkowo nudna i przegadana. Odniosłem wrażenie jakby scenarzysta za wszelką cenę chciał się popisać swą wiedzą, nie przejmując się zanadto opowiedzeniem ciekawej fabuły. Nieraz akcja staje w miejscu i przez kilka stron bohaterowie przeprowadzają wykłady na najróżniejsze, często nie powiązane z fabułą, tematy.  Ta opowieść to zdecydowanie najsłabsza część tomu. Na szczęście dalej jest już tylko lepiej.

W swoich dwóch pierwszych numerach Jenkins pokazuje jak w znacznie ciekawszy sposób wykorzystać fakt pobytu Constantine’a na antypodach, stykając go z wierzeniami Aborygenów. Jest to całkiem nowe i interesujące doświadczenie zarówno dla poruszającego się zazwyczaj w sferze wierzeń judeo-chrześcijańskich bądź mitologii europejskich czarodzieja, jak i zapewne dla większości czytelników. Przyznam, ze była to miła odmiana, ale i tak scenarzysta naprawdę pokazuje na co go stać dopiero po powrocie Johna na stare śmieci. Wprawdzie Riding the Green Lanes, ma za główne zadanie jedynie wprowadzenie postaci które odegrają istotną rolę dopiero w następnych zeszytach i nieco niemrawy początek, to jednak potrafi pod koniec naprawdę chwycić za serce.

Tym samym dochodzimy do głównego dania tego tomu, czyli tytułowego Critical Mass. Jesteśmy w niej świadkami powrotu jednego z wrogów Constantine’a - Pierwszego z Upadłych. Co ciekawe nie jest on jednak głównym antagonistą tej historii. Tym bowiem jest Buer, demon starający się przywrócić go do poprzedniej potęgi, a jednocześnie przypodobać się mu wywierając w jego imieniu zemstę na znienawidzonym magu. Ma zamiar to osiągnąć poprzez wymuszenie na nim zgody na zabranie jego duszy do piekła. To ponownie starcie z piekielnymi siłami wypada moim zdaniem nieporównanie lepiej niż nieszczęsny finał runu Ennisa, a samo rozwiązanie problemu przez Johna ma więcej sensu niż to znane z Niebezpiecznych Nawyków, a w dodatku jak się okazało otworzyło furtkę wielu ciekawym rozwiązaniom fabularnym w późniejszych numerach, nie tylko autorstwa Jenkinsa, ale także (a w zasadzie głównie) innych scenarzystów. Dość powiedzieć, że Critical Mass jest moim zdaniem najlepszą historią od czasu The Family Man, jeszcze za rządów Jamiego Delano.

Aż 12 z 13 zebranych tu zeszytów zostało zilustrowane przez Seana Phillipsa. Choć lubię tego rysownika, to muszę przyznać, że jego prace przy tym tomie są dość nierówne. Choć pierwsze z numerów wyglądają naprawdę dobrze, to z biegiem czasu chyba przestał nadążać z ich rysowaniem. Jakość ilustracji systematycznie spada, a kreska sprawia wrażenie nieco pośpiesznej i niedopracowanej. Gdy w jednym z ostatnich numerów zostaje on zastąpiony przez Pata McEowna, stanowi to bardzo miłą odmianę, zwłaszcza że jego rysunki podeszły mi nawet bardziej. A i sam Phillips po tej chwili oddechu odzyskuję nieco formy. Przy całym narzekaniu na niego trzeba jednak pamiętać, że nawet w swych słabszych momentach rysownik ten nie schodzi poniżej pewnego poziomu. Wypadałoby też wspomnieć o okładce autorstwa Tommy’ego Lee Edwardsa. Może to trochę czepialstwo, ale choć nie mam jej pod względem technicznym nic do zarzucenia, to jednak przedstawiony na niej Constantine przypomina z wyglądu raczej dwudziestolatka, niż faceta po czterdziestce.

Choć początek tego wydania zbiorczego, nie licząc In Another Part of Hell, jest niespecjalnie interesujący, to jednak wraz z przejęciem sterów przez Paula Jenkinsa sytuacja zdecydowanie się poprawia. W efekcie otrzymujemy naprawdę godny polecenia tom i już nie mogę doczekać się następnych albumów ze scenariuszami jego autorstwa.

4/6

Tomasz "Buddy Baker" Kabza

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz