środa, 16 czerwca 2021

WONDER WOMAN: ZWIASTUNKA WOJNY

Dzisiaj czas na recenzję czwartego już komiksu z linii powieści graficznych 13+, na których publikację zdecydował się Egmont. Po nieco słabszej w mojej ocenie historii z udziałem Seliny Kyle i całkiem przyjemnymi opowieściami skupionymi odpowiednio na Raven oraz Barbarze Gordon, tym razem przyszła kolej na młodą Wonder Woman w roli głównej. W odróżnieniu od CATWOMAN: W BLASKU KSIĘŻYCA, MŁODZI TYTANI: RAVEN oraz KOD ORACLE, WW: ZWIASTUNKA WOJNY to nie jest jakiś zupełnie nowy i oryginalny twór, tylko adaptacja powieści cenionej autorki - Leigh Bardugo. Rozczarowany książkowym pierwowzorem pod tym samym tytułem Krzysiek T. zdecydował się ominąć omawiany komiks szerokim łukiem, ale ja postawiłem zaryzykować i sprawdzić, czy rzeczywiście pozycja ta jest tak słaba, jak książka.

Scenariusz powierzono Louise Simonson, czyli komiksowej weterance odpowiedzialnej m.in. w latach 90-tych za pisanie przygód eSa w ramach serii SUPERMAN: THE MAN OF STEEL. Spodziewałem się naiwnie, że podejmie się ona zadania poskładania jakoś sensownie do kupy i dopieszczenia w miarę możliwości wyjściowej historii, ale moje nadzieje szybko spełzły na niczym.

Młoda Diana bierze udział w zawodach, podczas których chce udowodnić, że zasługuje na miano prawdziwej Amazonki. W pewnym momencie decyduje się złamać święte zasady Temiskiry i skacze na ratunek tonącej dziewczyny, co inicjuje ciąg destrukcyjnych dla wyspy i jej mieszkanek wydarzeń. Kiedy Diana poznaje prawdę na temat Alii oraz jej przeznaczenia, postanawia pomóc nieznajomej, a tym samym opuścić raj i udać się w pełną niebezpieczeństw podróż do świata ludzi.

Zakładając, że czytelnik nie zna książki i fabuła jest dla niego zupełnie niewiadomą, to pierwsza część komiksu daje pewną nadzieję, iż całość może rozwinąć się w interesującym kierunku. Diana zachowuje się tutaj właściwie zgodnie ze swoim charakterem i podkreślone zostają wartości, jakimi komiksowa Wonder Woman kieruje się w wielu historiach z jej udziałem. Problem jednak w tym, że wielkość WW i jej uroda są na każdym kroku wręcz nachalnie przypominane i podkreślane, jakby ktoś przypadkowo tego nie wiedział/nie zauważył. Podobnie zresztą jak przykładowo kwestia równouprawnienia, wyobcowania, czy homoseksualizmu, które są tutaj bo są, bazując na znanych i oklepanych stereotypach, potraktowane po łepkach i bez jakiegoś głębszego przedstawienia problemu. Akcja toczy się w dosyć szybkim tempie, a czytelnik nie ma właściwie powodów, aby którejś postaci mocniej kibicować, bo są to bohaterowie dosyć płytcy, odgrywający swoją rolę w mocno przewidywalny sposób. Druga część jest już najzwyczajniej słaba i do bólu przewidywalna, oprócz finału, który w stu procentach przewidywalny nie był, ale za to zwrot dotyczą Diany po ataku Pinon to jakieś nieporozumienie.

Na plus w tej historii zaliczyłbym ubogacenie mitologii dotyczącej Amazonek poprzez kwestię tego, w jaki sposób kobiety trafiają na Temiskirę, a także solidarność w przypadku zadanego bólu/choroby. To było coś nowego i niespodziewanego. Inny pozytyw to pierwsze sceny w Nowym Jorku, gdzie Diana zderza się z zupełnie nową dla siebie rzeczywistością.

Chciałoby się napisać, że przynajmniej wizualnie nie ma na co narzekać, ale takie stwierdzenie mijałoby się z prawda. Odpowiedzialna za warstwę graficzną Kit Seaton wpasowuje się w szablon odpowiedni i charakterystyczny dla tej linii komiksowej, serwując czytelnikowi mniej skomplikowaną, dosyć przystępną dla młodszego odbiorcy kreskę. Ilustracje niczym szczególnym się nie wyróżniają, momentami wyczuwalna jest pewna nijakość, a także ewidentna nieumiejętność poradzenia sobie artystki z zaprezentowaniem tych bardziej efektownych i dynamicznych scen. Sara Woolley postawiła z kolei na mocno depresyjną kolorystykę, jakby wszystko spowite było za jakąś mgłą. Zapewne celowy zabieg, ale mi się to zwyczajnie nie podobało.

Wyższość komiksu WW: ZWIASTUNKA WOJNY nad książką (a poprzeczka nie była zbyt wysoko ustawiona) wynika głównie z tego, iż jest on znacznie krótszy, a jego lektura nie jest tak męcząca i dłużąca się, co powieść Leigh Bardugo. Nie udało się jednak uczynić z tej historii czegoś ciekawego, wciągającego, mądrego, ambitnego i zapadającego na dłużej w pamięć. Pozycja niezwykle przewidywalna, z gatunku tych jednorazowych, do których nigdy nie będzie się chciało wracać. A przynajmniej ja nie wrócę. Jeśli czytaliście książkę - dajcie sobie z tym komiksem spokój, bo to praktycznie kalka w kalkę. Jeżeli nie czytaliście książki - dobrze się zastanówcie, bo niby cena nie jest wygórowana, ale według mnie lepiej zainwestować pieniądze w coś innego. Na przykład w MŁODZI TYTANI: BEAST BOY widniejący w sekcji zapowiedzi na ostatniej stronie.

Omawiany komiks możecie nabyć m.in. w sklepie Egmontu oraz na ATOMComics.

Dawid Scheibe

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz