piątek, 23 sierpnia 2024

BIRDS OF PREY VOL. 1: MEGADEATH

BIRDS OF PREY to seria, która moim skromnym zdaniem na stałe powinna zadomowić się w ofercie komiksów DC, ale z różnych względów, zwłaszcza ekonomicznych, zadanie to okazuje się trudne do wykonania. Wiele oczywiście zależy od twórców oraz ich pomysłów, a także od eksperymentów ze składem tej drużyny, co niekoniecznie przekładało się na popularność i zainteresowanie fanów. Tym razem temat postanowiła odkurzyć znana z pracy dla Marvela i ciesząca się sporą popularnością Kelly Thompson, co już samo w sobie zachęcało do sięgnięcia po przygody nowej wersji Ptaszyn. Nowy ongoing wystartował we wrześniu 2023 w ramach inicjatywy Dawn of DC i co ciekawe kandydował do tegorocznych nagród Eisnera w kategorii najlepszej serii regularnej. Ostatecznie statuetkę w pełni zasłużenie zgarnął DWJ ze swoimi rewelacyjnymi TRANSFORMERS, ale sam fakt znalezienia się w gronie piątki nominowanych już o czymś świadczy. Pierwszy zeszyt przeczytałem w ubiegłym roku i przypadł mi do gustu, a zatem postanowiłem uzbroić się w cierpliwość i sprawdzić całość, kiedy już ukaże się wydanie miękkookładkowe. A zatem sprawdzam.

Dinah Lance decyduje się utworzyć specjalny zespół, z którego pomocą będzie w stanie dostać się na Temiskirę. To tam przetrzymywana jest Sin - adoptowana siostra Black Canary, którą trzeba będzie uwolnić z rąk Amazonek. Do tej nieoczekiwanej, ale jednocześnie niebezpiecznej misji wybrane zostają: Batgirl (Cassandra Cain), Big Barda, Zealot, Harley Quinn oraz podróżniczka w czasie zwana Meridian. Na miejscu czeka ich dodatkowe zagrożenie, a także rozgniewana Wonder Woman. Kim/czym jest Megajra i czy los rajskiej wyspy jest już przesądzony?

Dawn of DC to okres, który przyniósł ze sobą kilka naprawdę udanych tytułów. Z jednej strony zakorzenione w DCU i stanowiące część szerszego obrazu, zaś z drugiej łatwo przyswajalne jako odrębna seria. Tak też jest z BIRDS OF PREY, który to komiks nawiązuje do WONDER WOMAN, czy GREEN ARROW, ale spokojnie można podejść do lektury bez znajomości wydarzeń z innych serii. Thompson od początku podkreślała, że skład ekipy będzie się zmieniał. Buduje konkretny zespół pod konkretną misję/zadanie, wrzucając do jednego worka zarówno te sprawdzone, jak i mniej oczywiste na pierwszy rzut oka żeńskie postacie. Jest tylko jedna zasada - nie można korzystać z usług Barbary Gordon, co zostaje szczegółowo rozwinięte i wyjaśnione na ostatnich stronach, rozbudzając jednocześnie moją ciekawość. Pierwszy zeszyt klasycznie służy jako montowanie ekipy, zaś później rozpoczyna się właściwa misja, zdominowana przez częste, licznie obsadzone nawalanki.

Dobór postaci okazał się trafiony, gdyż każda z nich ma coś ciekawego do zaoferowania/pokazania, każda otrzymuje wystarczająco miejsca. Nie mam poczucia, że któraś z kobiet tworzących Birds of Prey została słabo napisana, czy za mało poświęcono jej czasu. Relacje i wymiany zdań pomiędzy poszczególnymi bohaterkami (albo siostrami) śledzi się z dużą przyjemnością, jest sporo pozytywnej energii, sporo widowiskowych scen oraz humoru, zwłaszcza kiedy w składzie mamy kogoś takiego, jak Barda czy Harley. Scenarzystce udaje się wyciągnąć na wierzch i podkreślić najważniejsze cechy charakteru poszczególnych Ptaszyn, zarówno te pozytywne, jak i negatywne. Widać, że dobrze je rozumie i Mówiłem już, że obserwuje się to wszystko z dużą przyjemnością? Pewnie tak, ale warto jeszcze raz to podkreślić.

Pierwsza połowa omawianego zbioru wchodzi naprawdę nieźle, ale kiedy na jaw wychodzi o co tak naprawdę toczy się gra i z czym naszym bohaterkom przychodzi się zmierzyć, emocje niestety opadają. Fabuła poszła po prostu w dziwnym, a na pewno dla mnie mało angażującym i raczej oklepanym wielokrotnie w innych komiksach kierunku. Ogólnie w całej historii jest sporo takich mniejszych lub większych głupotek, które raz mają swój urok i patrzy się na to z przymrużeniem oka, a  innym razem trochę denerwują. Jest taka tendencja, że lepiej rzucić się na kogoś siłą z pięściami, niż spróbować porozmawiać i załatwić sprawę bez użycia pięści. Albo klasyczna sytuacja, czyli najpierw lejemy siebie nawzajem, a potem łączymy siły przeciwko wspólnemu przeciwnikowi. Scenarzystka próbuje po swojemu to wytłumaczyć, ale trudno jej wyjaśnienia w logiczny sposób kupić. Gościnnie pojawiają się np. Constantine, Green Arrow, King Shark oraz oczywiście Wonder Woman. Diana przyczynia się swoją obecnością do nakreślenia kilka udanych scen, ale jak się popatrzy na to wszystko z dystansu to pojawia się poczucie, że równie dobrze mogłoby jej w tym komiksie nie być, gdyż praktycznie nie wnosi wiele dla przebiegu akcji.

Leonardo Romero tworzy unikalny klimat, co zawdzięczamy jego specyficznej kresce i zaproponowaniu czytelnikowi warstwy plastycznej mocno osadzonej w stylu retro. Całość spotęgowana zostaje poprzez kolory wyselekcjonowane przez prawdziwą mistrzynię w tym fachu - Jordie Bellaire. Już od pierwszych stron nawiązujące mocno do Srebrnej ery komiksu ilustracje idealnie wpasowały się w moje gusta. Świetnie sprawdziły się zarówno w licznych w tym komiksie scenach dynamicznych, jak i obrazując nieco spokojniejsze fragmenty. Jest też kilka scen, które na dłużej zostają w pamięci. Jedynym minusem pozostaje fakt, iż Romero opuścił piąty rozdział, dając się wykazać Arist Deyn. Ta ostatnia niestety dysponuje mocno odbiegającym od Brazylijczyka sposobem rysowania, a tym samym nie jest w stanie odtworzyć wygenerowanego wcześniej klimatu, co zaburza wyraźnie płynność szaty graficznej.

Pierwszy story arc w ramach serii BIRDS OF PREY z pewnością nie stanowi jakiegoś rewelacyjnego otwarcia tego tytułu (nominacja do Eisnerów była mocno na wyrost), ale z drugiej strony trudno określić go mianem rozczarowania. Wizualnie (prócz wspomnianej niepotrzebnej roszady w jednym zeszycie) mamy do czynienia z bardzo dobrym produktem, gdyż to ilustracje, obok dobrze nakreślonych relacji pomiędzy poszczególnymi bohaterkami, są według mnie główną zaletą omawianego zbioru. Fabuła w pewnych miejscach nieco kuleje, ale finał sprawia, że z pewnością - chociażby ze zwykłej ciekawości - sięgnę po kontynuację. BIRDS OF PREY: MEGADEATH to lektura lekka i dosyć przyjemna, całkiem solidny start i zapowiedź czegoś lepszego w kolejnym etapie.

Opisywane wydanie zawiera materiał z komiksów BIRDS OF PREY v4 #1 - 6.

Powyższy komiks znajdziecie w ofercie sklepu ATOM Comics.

Dawid Scheibe

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz