sobota, 5 października 2024

Joker: Folie à Deux to dobry musical i sensowna kontunuacja?

Joker Todda Philipsa był głośnym tytułem, już w momencie ogłoszenia. Wówczas DC nie stało najlepiej filmami, a pomysł stworzenia osobnego projektu dla samego Jokera wiał lekką desperacją. Angaż Phoenixa mimo to sprawiał, że mogliśmy spodziewać się przynajmniej kompetentnego filmu. W rezultacie dostaliśmy coś więcej. Joker zapamiętany został jako solidny komentarz społeczny, zrealizowany wokół sloganu „Żyjemy w społeczeństwie”. Film bowiem ukazywał Jokera nie jako bohatera, a bardziej jako ideę. Jako odosobniony i nie pasujący do społeczeństwa byt.

I choć Philips ukazuje swój świat w czerni i bieli, tak Joaquin Phoenix tworzy niezapomnianą rolę. Obraz porzuca komiksowego Jokera. Tym razem nie mamy do czynienia z Jackiem (jak wiele pozafilmowych źródeł sugeruje Jackiem Napierem), a Arthurem Fleckiem. Joker nie jest gangsterem dbającym o dobro rodziny, a zwykłym, zagubionym, chorym człowiekiem, zniszczonym przez społeczeństwo. Pierwszy film ukazuje zamkniętą historię, której nie potrzeba więcej, aby działać na ustalonym już szlaku. Zatem po co powstał sequel?

Joker: Folie à Deux to film, o którym już się słyszało, od premiery pierwszego Jokera. Film z Phoenixem wygenerował dla Warnera ogromny dochód, więc kwestią czasu było, aby powstała kontynuacja. Słyszało się o angażu Lady Gagi w roli Harley Quinn, oraz formie jaką Philips obiera. Joker: Folie à Deux to bowiem musical, a bynajmniej u swego samego założenia.

Film rozpoczyna się niedługo po akcji z pierwszej części. Zastajemy Arthura w Azylu Arkham, bitego i gnębionego. Jego żarty sprawiające mu niegdyś radość z życia stają się zwykłą rutyną, wykorzystywaną nader przez strażników. Jest smutny i przytłoczony, a historia Arthura stała się tym, czym jest w naszym świecie opowieść o seryjnym mordercy. Powstają o nim książki i filmy, a on sam staje się komercyjną postacią. Arthurowi jednak grozi śmierć. Sąd w Gotham chce go postawić przed wyrokiem, za zabójstwa których dokonał. W tym wszystkim, z dołku pomaga mu wyjść niejaka Lee, grana przez Lady Gagę. Dziewczyna jest zafascynowana Arthurem.

Sam film już na samym początku zdaje się być pretekstowy i skupiony wokół jednego tematu. Jak w pierwszym filmie dostaliśmy społeczeństwo, które wyniszczyło chorą psychicznie osobę, tak w Joker: Folie à Deux jest to cień z przeszłości. Film rozpoczyna się bardzo ciekawą sekwencją w postaci krótkometrażowego filmu animowanego, w którym występuje sam Joker. Sylvain Chomet zaanimował całą sekwencję, która z założenia nawiązuje do stylu animacyjnego Texa Avery i Looney Tunes. Dzięki temu Philips wrzuca ciekawą scenę, która z jednej strony pasuje to przerysowanej konwencji świata widzianego oczami Arthura. Animacja jednak już na wstępie pokazuje o czym film będzie. Joker walczy z własnym cieniem, i właśnie o tym jest film. Z jednej strony zabieg ten w ciekawy i nieszablonowy sposób nabudowuje główny konflikt. Z drugiej zaś wydaje się zbyt nachalny w kontekście całej fabuły produkcji.

Drugi Joker z założenia miał być musicalem, co zdaje się być wielką obietnicą w morzu tego co ostatecznie film oferuje. Niestety według mnie daleko mu do pełnoprawnego filmu muzycznego. Joker: Folie à Deux wprowadza tylko dwa nowe utwory. Wszystkie inne, to już istniejące, wykorzystane na licencji covery Lady Gagi i Phoenixa. Sceny muzyczne są bardziej przebitkami, wyjaśnionymi niestabilnością bohatera. Jest ich stosunkowo mało, co samo w sobie jest zmarnowanym potencjałem. Gdy już są, po czasie stają się bardzo monotematyczne. Mimo wszystko covery Gagi i Phoenixa zapadają w pamięć, a szczególnie Close to You z repertuaru The Carpenters.

Film kręci się wokół dwóch wątków, czyli relacji Jokera z Harley, oraz dramatu sądowego. Sam Phoenix tak jak za pierwszym razem, odtwarza rolę Jokera fantastycznie. Lady Gaga niestety nie błyszczy w roli Harley. Jest jej zdecydowanie za mało, co nie uwypukla jej chorej fascynacji Arthurem. Film kradnie drugi główny motyw, który dotyczy bezpośrednio Arthura. Goni go przeszłość, jakkolwiek by nie starał się jej porzucić.

Wątek sądowy przeplatany przez wątki w Arkham jest zwyczajnie prostolinijny. Pojawia się tutaj niejaki Harvey Dent. Sceny te pokazują nam Arthura, który po raz kolejny staje twarzą w twarz z przeszłością. Przewijają się tam postaci z pierwszego Jokera, a trauma Arthura przelewa się na cały wątek. Niestety film przez to staje się nierówny i nie do końca wie czym chce być. W ostateczności Jokerowi brakuje odwagi, aby zabawić się obiecanym już dawno musicalem.

Widać też tu pewną chęć wyjaśnienia przez Todda Philipsa dokładniej pierwszej części. Wówczas obraz był nie do końca zrozumiany przez znaczną część widowni, a celował nie tylko w fanów komiksu. Złe interpretacje są wycelowane zarówno w Arthura, jak i w reżysera, który chce dopowiedzieć ostatnią historię. W tym wszystkim zastanawiające jest, na ile nowy Joker jest popchnięty przez studio, a na ile zrobiony z czystej chęci Philipsa.

Film bardzo szczątkowo korzysta z mitologii Batmana. Pierwszy Joker dotykał wątków takich jak Wayne’owie, wybory prezydenckie, czy na koniec Azyl Arkham, który jest jedną z głównych lokacji w Folie à Deux. Niestety nie widać po tej wersji szpitalu dla obłąkanych, że jest szpitalem dla obłąkanych. Kamera skupia się tylko na Jokerze, rzadko pokazując jego otoczenie. Są ku temu wyjątki, które nie wybijają się ponad resztę filmu.

Zapamiętujemy Arkham jako zwykłe więzienie, w którym strażnicy są sadystami, znęcającymi się nad więźniami. Miejsce to nawet ani trochę nie przypomina tego, co widzimy w innych mediach. Brak tutaj groteski i strachu, który powinniśmy czuć po przejściu przez próg tego miejsca. Film miał doskonałą okazję wprowadzenia przynajmniej kilku obłąkanych przeciwników Batmana, nawet nie wskazując ich z nazwisk, jak chociażby pewien starzec rozmawiający z lalką, bądź inny, czytający w kącie Alicję w krainie czarów.

NINIEJSZY FRAGMENT ZAWIERA SPOILERY DO FABUŁY FILMU!

W jednej scenie, sala sądowa wybucha. Nie dostajemy jawnego potwierdzenia, kto dokonał zamachu bombowego. Widzimy za to dwóch zafascynowanych Jokerem aktywistów, którzy ratują Arthura, co sfilmowane jest fenomenalnym mastershotem. Niestety niewiele mamy tutaj z wątku anarchistycznego. Są sceny, które pokazują wyznawców Jokera, gdy ten jedzie do sądu, ale nic ponadto. Nie ma żadnych bójek na ulicach, a sam Arthur nie ma sprzymierzeńców w Azylu.

Ponadto dostajemy już słynną, ostatnią scenę, w której Arthur jest zadźgany na śmierć, przez jednego z więźniów. Są teorie, mówiące o tym, że tą osobą jest sam Joker. Wedle Todda Philipsa, Arthur Fleck nigdy nie miał być tym Jokerem, którego spotkać miał Batman, a miał zapewne jedynie zainspirować księcia zbrodni do przyjęcia tego pseudonimu. W końcu Arthur od samego początku nie miał nic wspólnego z komiksowym pierwowzorem.

KONIEC SPOILERÓW

Joker: Folie à Deux to film nierówny, który nie dochodzi ani trochę do poziomu poprzednika. Dzieło Philipsa nie wie do końca czym chce być i na czym skupić uwagę widza. Nie wykorzystuje potencjału gatunku, w którym zamierza operować, co daje film, który jest niepotrzebną i wymuszoną przez box-office’owe cyferki kontynuacją.

Niemniej nowy Joker pozostaje produkcją z widocznymi zażyłościami z poprzednikiem. Stanowi pełną drogę bohatera, lecz niestety w nieangażujący sposób. Joker: Folie à Deux to festiwal zmarnowanych szans i niewykorzystanego potencjału, w którym tkwi zalążek cudownego pomysłu. Mógł stanowić świetny, osobny film, a pozostaje jedynie kontynuacją, znacznie lepszego i ciekawszego filmu.

---------------------

Obejrzał i zrecenzował: Wiktor Weprzędz

2 komentarze:

  1. Czyli juz wiem, że nie warto iść. Szkoda czasu i pieniędzy. To już lepiej kolejny raz obejrzeć ZS Justice League 😁

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Popieram. Oglądałem i przeczytałem parę recenzji i też odpuszczam, na pewno oglądnięcie w kinie. Miałem obawy jak ten film był w produkcji,po przeciekach fabuły i nawet trailerze. Niestety wygląda na to,że się potwierdziło. Pzdr!

      Usuń