piątek, 4 października 2024

Groza za lodówką - recenzja LODÓWKI PEŁNEJ GŁÓW

Kosz pełen głów zapoczątkował linię komiksów DC spod szyldu Hill House Comics. Imprint ten u swych założeń miał być poświęcony niezależnym horrorom, które patronować miał sam Joe Hill. Wówczas już w świecie komiksu wsławił się serią Locke and Key, a nie mówiąc tu o samym rodowodzie. I o ile Hill pisał wyjściowy komiks, tak nie do wszystkich tworzył scenariusze.

Pierwszy komiks Hilla dla DC był rozpisany wokół ciekawego konceptu, który otwierał zarówno na pastisz i komedię, jak i na krwawą jatkę. Główną bohaterką była niejaka June Branch, która w ramach samoobrony popełnia zbrodnię. Podnosi zabytkowy, wikiński topór, po czym odcina pierwszą głowę. Okazuje się, że ma on specjalną właściwość. Topór sprawia, że odcięte głowy dalej są świadome. I o ile w pierwszej części, June zbiera je do tytułowego kosza, tak teraz jest to zamrażalnik.

Lodówka pełna głów to kontynuacja, która bez wątpienia została podyktowana sukcesem poprzednika. Tym razem to jednak nie Hill wraca jako scenarzysta komiksu. Ta rola przypada Rio Youersowi. Już od pierwszych momentów wracamy na Brody Island, a wraz z tym do wydarzeń, które zapamiętaliśmy z poprzedniego komiksu. Towarzyszy nam posępna atmosfera dokonanych wówczas przez miesiącami zbrodni. Tajemniczy topór pomimo zatopienia na dno zostaje odkryty przez parę, Calvina i Arlene. Podczas nurkowania atakuje ich rekin, a w samoobronie odcinają mu łeb toporem. Szybko okazuje się, że dekapitacja, nie jest równoznaczna z natychmiastowym zgonem.

W międzyczasie pewien gang odszukuje starożytnych nordyckich artefaktów i wykrada je. Wszystkie mają tajemnicze moce, a na ich liście pojawia się także topór. Jest on bowiem wykuty przez samych asów. To stąd ma on takie, a nie inne właściwości. Odcięte głowy natomiast lądują do lodówki, w lokalnym garażu.

Youers już od pierwszych stron nabudowuje klimat znany z Kosza. Są zarysowane lata 80-te w każdym calu. Jest mięsisty język i absurd, którym operował wówczas Hill. Youers jest w pełni świadom, że ma do czynienia z kontynuacją poprzedniego komiksu. Rozkłada wątki w podobny sposób, tak że ostatecznie trudno jest się połapać, czy faktycznie tej historii nie spłodziły palce syna Stephena Kinga. Tak jak każdy zeszyt Koszu kończył się widokiem na coraz bardziej zapełniony kosz na białym tle, tak tym razem dostajemy podobne kadry, tyle że z lodówką.

Tom Fowler cudownie bawi się konwencją postawioną przez scenarzystę. Jego ilustracje są jeszcze bardziej krwawe niż to co pokazał poprzednik. Często mamy wręcz zaplamione krwią strony, przez co nieraz trudno rozczytać się z tego co dokładniej się dzieje na planszy. Nie odbieram tego jednak za wadę, ponieważ taki zabieg jedynie uwypukla chaotyczność sytuacji, w którą wpędzeni są bohaterowie. Fowler świetnie nabudowuje też onomatopeje, które są jeszcze mniej czytelne niż do tej pory w jakimkolwiek komiksie, który czytałem. Tym razem są one połączone bezpośrednio z krwią i można ją odczytać w gęstych bruzdach. Dzięki temu jest ona bardziej ukrytym elementem, aniżeli czymś wyrzuconym na pierwszy plan, jak to nieraz w komiksie bywa.

Lodówka pełna głów daje w pewnym sensie wrażenie oglądania Aliens. Tak jak w przypadku dzieła Camerona, jest więcej głównego wątku, bardziej krwawo i gęsto w morzu zgotowanej krwi. Nie tylko mowa tu o brutalności, którą komiks obiera, ale także i rozłożeniu wątków. Mamy do czynienia z nie tylko jednym artefaktem. Wszystkie znalezione przez bohaterów mają swoje właściwości i historię, która za nimi stoi. Autor bowiem mocno wszedł w mitologię nordycką i słowami bohaterów dokładniej opisał z czym mamy do czynienia. Najbardziej urzekł mnie sztylet, stworzony z kła wilka Fenrira.

Historia ta jest bezkompromisową opowieścią grozy, która jest do przebrnięcia przy jednym posiedzeniu. Nie jest to lektura wybitna, lecz po prostu przyjemna, jeśli tylko lubimy ten typ literatury. Hill House Comics koniecznie musiał powtórzyć sukces swojego koronnego komiksu, zatem zrobił to doskonale. Końcówka z kolei sugeruje, że możemy dostać jeszcze więcej w przyszłości, co jest tylko zwiastunem dobrego dla fanów solidnej grozy w formie ilustracyjnej.

Komiks nadesłało wydawnictwo Egmont i nie ma to wpływu na ostateczną ocenę.

Opisywane wydanie zawiera materiał z oryginalnych komiksów REFRIGERATOR FULL OF HEADS #1 - 6.

Autor: Wiktor Weprzędz

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz