Drugi duży story arc w ramach serii ABSOLUTE BATMAN dobiegł niedawno końca. Kilka dni minęło, pierwsze emocje po finale opadły, a zatem nadszedł czas na krótkie podsumowanie historii zatytułowanej "Abomination", zawartej w zeszytach 9 - 14.
Po tym, jak Batman rozprawił się z Black Maskiem, Joker ściąga do Gotham Bane'a. Ten ostatni ma się zająć nietoperzem walczącym z systemem i utrudniającym realizację interesów, jakie prowadzi w mieście Joker. Tymczasem Bruce decyduje się włamać do tajnej placówki znanej jako Ark M, gdzie przetrzymywany jest wbrew swojej woli jeden z jego przyjaciół - Waylon Jones. Tam czeka już na niego największe dotychczasowe wyzwanie, przy którym powstrzymanie Black Mask i jego Party Animals jawi się jako bułka z masłem.
Kiedy wydaje się, że wszystko już widzieliśmy i trudno nas czymś zaskoczyć, Scott Snyder i Nick Dragotta wprowadzają na scenę kolejną interpretację znanego złoczyńcy z galerii łotrów Batmana, powodując opad szczęki czytelnika. Obaj panowie ewidentnie dobrze się bawią i mają radochę z wprowadzanych w życie pomysłów, a swoją pozytywna energią i przyjemnością czerpaną z wykonywanej pracy potrafią łatwo zarazić odbiorcę. Mnie w każdym razem zarazili. Im dalej brniemy w serię, tym ma być głośniej, więcej, bardziej absurdalnie, dziwacznie, bez żadnych limitów i zahamowań. Jeśli Batman z Absolute Universe wydawał się potężnych rozmiarów, to przy Bane'ie wydaje się naprawdę malutki i bezbronny. Nowy złoczyńca zalicza naprawdę mocne wejście, szybko rozprawiając się z Batmanem, a to dopiero początek cierpień Wayne'a i jego bliskich.
W tej historii mamy okazję zajrzeć za mury Ark M, czyli prawdziwego piekła na ziemi, gdzie są przeprowadzane liczne chore eksperymenty na ludziach, taka wylęgarnia dziwolągów/abominacji. Główny bohater również staje się jednym z obiektów badań, poddawany licznym testom i próbom, ale mimo wielu tygodni spędzonych w zamknięciu nie daje się złamać, chociaż wychodzi z tej "przygody" z potężnym bagażem niekoniecznie przyjemnych doświadczeń oraz pewnym bonusem umieszczonym w ciele. Ogólnie zeszyt opisujący pobyt Batmana w Ark M jest naprawdę mocny i obserwując poczynania tego chłopaka jeszcze bardziej współczujemy mu tej wersji Gotham, w której przyszło mu mieszkać. A jeszcze bardziej żal robi się jego wesołej paczki, która już nigdy nie będzie taka sama. Skoro nie można złamać samego Batmana, to zawsze można sprawić mu dodatkowy ból oraz cierpienie łamiąc jego przyjaciół.
W "Abomination" debiutują m.in. stojąca na czele Red Hood Gang Harley Quinn, a także Absolute Catwoman. Są to ciekawe i wartościowe dodatki do stopniowo rozbudowywanego przez scenarzystę świata, którym w przyszłym roku poświęcone będą odpowiednio osobny zeszyt (HQ) oraz osobna seria (Selina). Swoje pięć minut dostaje także Waylon w nowej formie, obok którego osobistego dramatu nie sposób przejść obojętnie.
Zakończenie tego story arcu to jedna wielka walka/bitwa/wojna, czy po prostu mordobicie. Prawdziwe show na stadionie transmitowane na całe Gotham. Alfred, Catwoman, Harley, Waylon oraz Eddy - wszyscy oni mieli swój udział w tym przygotowywanym od zeszytu 9, finałowym starciu dwóch wielkich zawodników wagi superciężkiej - Batmana z Bane'em. Starcie to okazało się niezwykle widowiskowe, krwawe, brutalne, z ciekawymi zwrotami akcji. Bane przekracza kolejne limity i osiąga absurdalne rozmiary, a Bruce egzekwuje swoją ściśle zaplanowaną strategię, wykorzystując pomoc swoich sojuszników. Batman wykazał się pomysłowością i inteligencją, nie do końca rzucając przeciwko rywalowi to, na co napakowany venomem Bane liczył. Alfred, który tradycyjnie pełni rolę narratora, również nie docenił Bruce'a, którego z radością tak podsumował, gdy opadł już kurz po bitwie:
"He’s not fighting to win. He’s fighting to fight. The fight is the point. For home. For the people he loves. And I’m grateful to batman for the reminder".
Finał rzeczywiście okazał się tak wielki, na jaki przygotowywali nas twórcy, a Snyder oraz Dragotta jak najbardziej spełnili oczekiwania fanów. Miałem obawy, czy uda się im dowieźć, ale jak się okazuje, absolutnie dowieźli. Co nie było takie oczywiste.
I do tego ten epilog, gdzie dobrze widać, jak niebezpieczny i bezwzględny jest Joker. Wcześniej widzieliśmy go również na chwilę we wspomnieniach dotyczących Bane'a. Krótkie wstawki, ale jakże wymowne i tylko podkręcające oczekiwania, jakie związane są z tą postacią i poświęconemu mu grudniowemu numerowi serii.
W kwestii wizualnej bez zmian, co jest akurat bardzo dobrą wiadomością. Nick Dragotta dalej robi swoje, czyli tworzy przyjemną w odbiorze szatę graficzną, do której łatwo się przyzwyczaić, i która na dłużej pozostaje w pamięci. Teraźniejsze wydarzenia znów obfitują w dużą ilość mniejszych kadrów, czasami przełamywane efektownymi, większymi planszami, a flashbacki odróżniają się tym, że są celowo lekko zamglone. Dragotta idealnie odnajduje się w klimatach, gdzie może sobie naprawdę na dużo pozwolić, serwując nie tylko widowiskowe pojedynki, ale też tworząc dużo brutalnych, krwawych, przesiąkniętych czystą przemocą i makabrą scen z dodatkiem body horroru. Jego designy postaci robią naprawdę spore wrażenie na odbiorcy. Créme de la créme całego story arcu to zdecydowanie ostatni zeszyt, gdzie Nick wskakuje na jeszcze wyższy poziom i zapewnia prawdziwą ucztę dla oczu.
Zeszyt 11 gościnnie rysuje Clay Mann i robi to również świetnie, naśladując sposób kadrowania Dragotty. Największe wrażenie robią w tym przypadku te wyimaginowane, szokujące wręcz sekwencje przedstawiające walkę Batmana z Bane'em i jej konsekwencje. Super, że akurat tak lubiany przeze mnie artysta miał okazję pracy nad originem Bane'a. Z drugiej strony szkoda, że zamiast poświęcić cały zeszyt na przeszłości złoczyńcy, w pewnym momencie dostaliśmy trochę mylący, chyba jednak niepotrzebny, acz szokujący zapychacz.
To oczywiście nie był idealny i pozbawiony wad story arc. Mocne otwarcie, jeszcze mocniejsze zakończenie, a po drodze pewne wahania tempa i poziomu oraz przysłowiowa cisza przed burzą, podbudowa i wyczekiwanie na decydującą konfrontację. Na szczęście minusów było naprawdę niewiele, a spektakularna bitwa z ostatniego zeszytu w pełni je zrekompensowała i okazała się w stu procentach warta dłuższego okresu czekania (zeszyt #14 opóźniono o dwa tygodnie). Dla miłośników serii - a do takowych od samego początku się zaliczam - opowieść skupiona wokół Bane'a to bardzo udana i satysfakcjonująca fabularnie oraz wizualnie przygoda. ABSOLUTE BATMAN to komiks, który w moim subiektywnym rankingu wylądował właśnie w top 3 tytułów wydawanych aktualnie przez DC, na którego kolejne odsłony czekam z dużą niecierpliwością i podekscytowaniem, zastanawiając się czym nowym zaskoczą mnie jeszcze twórcy.
Recenzja oparta na wydaniach zeszytowych, a konkretnie na oryginalnych ABSOLUTE BATMAN #9 - 14
Autor: Dawid Scheibe




Brak komentarzy:
Prześlij komentarz