W Śnieniu znalazło się miejsce
na jeszcze jeden dom, który znacznie różni się od tych, nad jakimi pieczę
sprawują Kain oraz Abel.
Spośród czterech nowych serii
ze świata Sandmana, do których wstępy mogliśmy przeczytać na łamach SANDMAN
UNIWERSUM, najmniej emocji i zaciekawienia wzbudziła we mnie ta zatytułowana
DOM SZEPTÓW. Niczego szczególnego sobie po tym tytule nie obiecywałem, na co z
pewnością duży wpływ ma fakt, iż wszelkie klimaty związane z wudu
najzwyczajniej nie należą do moich ulubionych. Po komiksy oparte na tej
tematyce sięgam zatem rzadko. Kilka stron prologu autorstwa Nalo Hopkinson i
Dominike Stanton to jednak za mało, aby od razu wyrobić sobie jakąś opinię i
przewidzieć kierunek, w jakim podąży DOM SZEPTÓW, stąd oczywiście dałem szansę
twórcom, aby na łamach pierwszych sześciu zeszytów przekonali mnie do swojej
wizji. Czy wymieszanie elementów wudu ze światem snów to dobry pomysł, który
przypadnie mi do gustu?
W trakcie niepozornej zabawy i
czytania wersetów pewnej książki, cztery dziewczyny uwalniają nieświadomie
jedno z bóstw wudu o imieniu Szankpanna. Bożek ten znany jest z
rozprzestrzeniania wszelkich epidemii, zaraz i innych infekcji, a jedną z nich
natychmiast sprowadza na znany nam świat. Infekcja rozszerza się poprzez bezpośredni
kontakt, zamieniając ludzkie ciała w puste skorupy oczekujące śmierci. Ich
dusze natomiast błąkają się zagubione w Śnieniu, które przeżywa kryzys po
odejściu swojego władcy. Do krainy snów przeniesiona zostaje także niespodziewanie
bogini Erzulie i jej specyficzny dom w kształcie łodzi. Erzulie musi odzyskać opuszczające
ją z każdą chwilą siły, znaleźć drogę powrotną oraz naprawić szkody wyrządzone
przez Szankpannę.
Tak naprawdę jakaś większa
wiedza na temat wydarzeń z serii SANDMAN, czy też innych jej spin-offów nie
jest tutaj szczególnie wymagana, aby lepiej zrozumieć wydarzenia, jakie
rozgrywają się w pierwszym rozdziale. Bardziej pożądane wydaje się w tym
miejscu orientowanie czytelnika w tematyce wudu, gdyż na każdym kroku pojawiają
się jakieś mało przystępne nazwy, imiona, czy zwroty, które utrudniają płynne
poruszanie się pomiędzy poszczególnymi stronami. Do tego sporo francuskich
zwrotów, które nie są przetłumaczone, co razem ze wszystkim co dotyczy Loa,
siłą rzeczy zmusza czytelnika do robienia sobie przerw i posiłkowania się wujkiem
google. A przynajmniej ja tak robiłem, aby niczego istotnego nie ominąć, a
także mieć lepszy pogląd na to, co chcą mi przekazać twórcy. Akcja komiksu
rozgrywa się dwutorowo, co jeszcze dodatkowo miesza w głowie i utrudnia
połapanie się w tym, co takiego właściwie się dzieje. Nie wiem, jak będzie w
kolejnych odsłonach, ale MOC PODZIELONA zdecydowanie nie należy do komiksów
lekkich, łatwych i przyjemnych. Tak naprawdę nadal nie potrafię zrozumieć
pewnych rzeczy, które się na jego łamach rozegrały (kto? skąd? jak? i
dlaczego?).
Krótko wspomnę jeszcze o
rysunkach. Te wykonał artysta, o którym nigdy wcześniej nie słyszałem. Jego
styl jakoś specjalnie nie zachwyca, ale też nie rozczarowuje. Nie moja bajka,
nie mój gust i tyle. Po prostu solidnie wykonane ilustracje, które w sumie
całkiem nieźle oddają szaleństwo i poplątanie, jakie panują na kartach tego
komiksu. Jakimś wielkim fanem "DOMO" z pewnością nie zostanę, i wcale
nie przejmę się, że mogę być w tym wypadku w mniejszości. Podobają mi się
natomiast, i to nawet bardzo, okładki poszczególnych zeszytów wykonane przez
Seana Andrew Murraya.
Pod koniec, w ramach dodatków,
podziwiać można jedną i tylko jedną okładkę alternatywną Billa Sienkiewicza (po
prostu więcej wariantów okładkowych nie powstało), a także siedem stron
szkicownika, gdzie w większości widzimy poszczególnych bohaterów tej serii.
Pierwszy tom ŚNIENIA Simona
Spurriera spełnił swoją podstawową funkcję, czyli zainteresował mnie i wciągnął
na tyle, że mam ochotę sięgnąć po więcej. Z DOMEM SZEPTÓW ten zabieg się nie
udał. Pomimo pozytywnego nastawienia, z jakim podchodziłem do tej lektury,
niestety potwierdziły się wszystkie moje obawy odnośnie tego komiksu. Pojawia
się sporo nowych postaci, z którymi nie sposób było sympatyzować (wyjątek
stanowi Wuj Poniedziałek), dużo niejasności, zagmatwania, nieprzystępnej terminologii
i dwóch głównych, przeplatających się wątków, których rozwijanie ciężko się
śledziło. Świat Erzulie Fredy Dahomey, w każdym jej wcieleniu, i jej
fanatycznych wyznawców, zdecydowanie nie jest światem, który przypadnie do
gustu każdemu miłośnikowi SANDMANA. Ogólnie czytając ten komiks bardzo się
męczyłem i chciałem jak najszybciej dobrnąć do końca, a przecież nie o to w tej
zabawie chodzi. Bardzo egzotyczny dodatek do mitologii stworzonej przez Neila
Gaimana, który śmiało można sobie odpuścić. Być może miłośnicy mieszanki magii,
wudu, duchów oraz fantastyki docenią i polubią ten komiks, a zatem jak najbardziej
zachęcam ich, aby dali tej serii szansę. Ja już jednak na tym etapie
podziękuję, czekając bardziej na KSIĘGI MAGII oraz LUCYFERA.
Swoją drogą jestem bardzo
ciekaw, jak inni czytelnicy odbierają DOM SZEPTÓW, i czy jest dla nich bardziej
przystępny oraz wciągający, niż dla mnie. Zachęcam do dzielenia się swoimi
opiniami.
Opisywane wydanie zawiera materiał z komiksów HOUSE OF WHISPERS #1 - 6
Dawid Scheibe
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz