Jak już wspominałem w recenzji albumu BATMAN: WYJĄTKOWO MROCZNA NOC imprint Black Label został zdominowany przez Mrocznego Rycerza. Czy to dziwi? Biorąc pod uwagę popularność postaci i wolną rękę jaką dostają twórcy nie. Czy to smuci? A i owszem. Mając tak bogatą galerię postaci ograniczanie się do Gacka nie wprost, ale nadal pokazuje, że inne nie są warte posiadania swojego komiksu. Żeby jeszcze te bat-komiksy były wybitne, a wcale takie nie są. Najlepszymi pozycjami z logo Black Label na okładce są imprinty komiksów z dawnego Vertigo. A może raczej były, bo CATWOMAN: SAMOTNE MIASTO udało się przełamać tę tendencję. Nie powiem, ale miałem obawy wobec tego tytułu. Bardzo lubię romansujący z cartoonową kreską styl Cliffa Chianga. W ostatniej dekadzie miał okazję ilustrować WONDER WOMAN do scenariusza Briana Azzarello (mój ulubiony run z WW i jeden z najlepszych tytułów New 52/Nowego DC Comics), czy PAPER GIRLS Briana K. Vaughana. Jednak, gdy twórca dotychczas mający doświadczenie jedynie w posługiwaniu się ołówkiem bierze się za pisanie to efekty rzadko są powalające. Pierwsi z brzegu Jock w wymienionym w pierwszym zdaniu komiksie dał się poznać jako przeciętny scenarzysta. Zaś Sean Gordon Murphy może i ma dobre pomysły, ale brak warsztatu pisarskiego sprawia, że aż mnie zęby bolą w trakcie lektury. Chiang okazał się chlubnym wyjątkiem.
W niezbyt dalekiej przyszłości Joker urządził tzw. „Noc Błazna”, w której życie stracili Jim Gordon i Batman wraz z sojusznikami. Mroczny Rycerz wypowiedział enigmatyczne słowa do Catwoman po czym wydał z siebie ostatnie tchnienie. Szybkie przewinięcie do przodu. Od feralnej nocy minęło dziesięć lat, które Selina Kyle spędziła w więzieniu Black Gate. Po zwolnieniu, 55-letnia już wówczas eks-złodziejka wychodzi na wolność i nie poznaje swojego miasta. Myślałby kto, że Gotham jest pogrążoną w chaosie dystopią, ale wcale nie. Miasto Nietoperza stało się niezwykle bezpiecznym miejscem. Miało to jednak swoją cenę. Jacykolwiek zamaskowani przebierańcy zostali zdelegalizowani, zaledwie ułamek dostępu do bat-technologii spowodował, że „bat-gliny” patrolują ulice miasta i nadgorliwie wypatrują przejawów łamania prawa. Naruszenie prywatności, większa inwigilacja i niepotrzebna brutalność nadużywających swojej władzy funkcjonariuszy to cena jaką płacą mieszkańcy za względne bezpieczeństwo. Władzę nad miastem sprawuje zrehabilitowany burmistrz Harvey Dent. Choć jego moneta lata temu poszła w odstawkę i dobra strona zdominowała jego osobowość to są to tylko pozory. Harvey był bezwzględnym prokuratorem, a potem złoczyńcą. Choć pomimo wyglądu nie jest już Dwoma Twarzami, to jego działania w roli polityka niebezpiecznie zbliżają go do tego, co niegdyś reprezentowała oszpecona część jego twarzy. To jeszcze nie autorytarne rządy czy marsz w stronę faszyzmu, ale da się wyczuć, że może on patrzeć w tamtą stronę. Jak widać czasami polityk i złoczyńca nie są wcale personami tak bardzo odległymi od siebie.
Bardzo podobają mi się easter eggi zawarte w SAMOTNYM MIEŚCIE, ale dużo bardziej postacie. To one są dla mnie priorytetem i Chiang zadbał by jego passion project się na nich opierał. Catwoman jest zagubiona w nowym Gotham, a wiek i stan kolan nie pozwala skakać po dachach z taką gracją jak dawniej. W więzieniu straciła trochę pazura i to czuć, emocjonalnie twórca naprawdę dobrze ogarnął rozpisanie tytułowej bohaterki i jej relacje z poszczególnymi członkami ekipy. Selina chcąc rozwiązać zagadkowe słowa Bruce’a planuje heist na bat-jaksinię. Wcześniej jednak musi zebrać ekipę i wspólnie się podszkolić. Może brzmi lekko sztampowo, ale czyta się z prawdziwą przyjemnością. Twórca ciekawie zaprezentował nam podstarzałe wersje znanych postaci. Riddler znormalniał odkąd lata temu przestał wciągać kokainę. Poison Ivy ratuje lasy deszczowe w Brazylii i ma sieć kawiarni na wzór Starbucksa. Z kolei Killer Croc - mój faworyt - to taki emerytowany silnoręki, jest go żal, ale jednocześnie wzbudza mnóstwo sympatii. Postacie nie tylko mają udane designy, ale również ich garderoba została dopracowana, za co kolejny plus dla Chianga. I te wspaniałe, pop-artowe kolory…
Ów duchowy spadkobierca POWROTU MORCZNEGO RYCERZA to najlepsza – zaraz obok runu Eda Brubakera – historia z Catwoman jaką czytałem. Do tego góruje nad tym, co w ostatnich latach dzieje się z Batmanem w jego seriach regularnych. Komiks Chianga jest bardziej przyziemny, ma detektywistyczny feel, którego nie uświadczyłem od czasów runu Paula Diniego w DETECTIVE COMICS. Jedynym mankamentem SAMOTNEGO MIASTA jest jego długość. Komiks aż prosi się o jeden-dwa zeszyty więcej, żeby rozwinąć polityczne tło opowieści. SAMOTNE MIASTO to komiks, który może i nie będzie ponadczasową klasyką, ale jego lektura jest niezmiernie satysfakcjonująca, a powrót do niego za kilka lat będzie niemniej przyjemny. I podkreślę to raz jeszcze: komiks wygląda fe-no-me-nal-nie! Chiang udowodnił mi, że rysownik debiutujący w roli scenarzysty może wylądować na czterech łapach. Jeden z najlepszych bat-komiksów ostatnich lat, a na pewno najlepszy z Black Label.
Album zawiera materiały opublikowane pierwotnie w amerykańskich zeszytach CATWOMAN LONELY CITY #1-4.
Komiks otrzymałem do recenzji od wydawcy. Wydawca nie ma wpływu na moją opinię.
Damian Maksymowicz
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz