środa, 26 lutego 2025

ZATANNA #1 - recenzja nr.2

Akcja najnowszej serii poświęconej Zatannie rozpoczyna się w dość enigmatyczny sposób. Przed rozpoczęciem właściwej historii na pierwszej planszy znajduje się krótka opowiastka, przypominająca narrację charakterystyczną dla klasycznych baśni dla dzieci, jednak już od pierwszych kadrów można dostrzec, że to prawdopodobnie jedynie fragment większej alegorii lub hiperboli, która pod płaszczykiem infantylnej stylistyki prowadzi do mroczniejszej i dojrzalszej puenty. Ten zabieg zaintrygował mnie i skłonił do refleksji – zatrzymałem się na dłuższą chwilę na tej stronie, by pomyśleć, o co tak naprawdę może chodzić. Mam nadzieję, że ciąg dalszy tej uroczej historyjki będziemy poznawać dalej. Wierzę, że to celowy motyw oraz przemyślany przez autora element klamry kompozycyjnej, a nie jedynie spontaniczny pomysł, który nie znajdzie rozwinięcia w dalszych zeszytach.

Przechodząc do fabuły właściwej – pierwsze strony skupiają się przede wszystkim na ukazaniu etosu pracy Zatanny oraz jej przygotowań do pokazów iluzjonistycznych. Delikatnie nakreślają również jej relację ze współpracownikami, zwłaszcza z młodym asystentem scenicznym, który sprawia wrażenie mocno zafascynowanego swoją mentorką. Sielankowa atmosfera nie trwa jednak długo, ponieważ wkrótce wszyscy współpracownicy Zatary zostają porwani i uwięzieni w wymiarach astralnych przez tajemniczą postać związaną ze światem kina. Bohaterka oczywiście bez chwili wahania rzuca się w pościg, ruszając przyjaciołom na ratunek.

Na szczególną uwagę zasługuje warstwa graficzna – szczególnie dobór barw w postaci pastelowych odcieni, które doskonale oddają częściowo baśniowy, oniryczny charakter magicznego zakątka uniwersum DC. Zauważam jednak pewną tendencję w seriach tworzonych przez rysowników, którzy podejmują się również pisania scenariuszy. Fabuła staje się dla nich jedynie pretekstem do wyżycia się na desce kreślarskiej lub tablecie graficznym, a sama historia schodzi na dalszy plan. Liczy się jedynie to, by była naszpikowana akcją – tak, aby można było ukazać wymyślne pozy bohaterów i pobawić się perspektywą, natomiast spójność narracyjna czy psychologiczny rozwój postaci często nie mają dla nich większego znaczenia. Tak było w przypadku słynnego Spider-Mana Todda McFarlane’a, tak było przy Lidze Sprawiedliwości Bryana Hitcha.

Pierwszy zeszyt nie uznaję za kiepski, ale też w żaden sposób nie zachwycił mnie pod względem fabularnym czy strukturalnym. Akcja kończy się dramatycznym i klasycznie zbudowanym cliffhangerem, którego oczywiście tutaj nie zdradzę. Mam jednak wrażenie, że został wykorzystany zdecydowanie zbyt wcześnie i nie wybrzmiał tak, jak powinien. Suspens nie zdążył się jeszcze odpowiednio zbudować, przez co czytelnik (szczególnie nowy) nie miał okazji nawiązać jakiejkolwiek więzi z protagonistką, a autor już na tak wczesnym etapie fabuły wymusza na nas współczucie i troskę wobec niej.

Wniosek po lekturze? Za szybko, za bardzo. Campbell próbuje naśladować hitchcockowski zabieg „trzęsienia ziemi”, ale w tym wypadku, bez solidnej podbudowy relacji między postaciami, efekt nie jest tak angażujący, jak mógłby być. Historia ma pewien potencjał, jednak na tym etapie trudno mi ocenić, w jakim kierunku się rozwinie.

ZATANNA #1, w różnych wariantach okładkowych do wyboru, do kupienia w sklepie ATOM Comics.

Autor: Krystian Beliczyński

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz